Postamerykański świat?

Postamerykański świat?

USA są potężne, ale nie wszechpotężne. Nie są w stanie rozwiązać wszystkich konfliktów w świecie swą siłą militarną czy ekonomiczną. Potrzebują sojuszników

Świat wprawdzie nigdy nie był amerykański, nie może więc być postamerykański, ale wielu Amerykanów uważa, że dominacja USA, zarówno polityczna, gospodarcza i militarna, jak i naukowa i kulturalna, była tak duża, że potentat prasowy Henry Luce słusznie ogłosił wiek XX „wiekiem Ameryki”. Wieku XXI nikt jednak nie odważy się nazwać wiekiem Ameryki. W wielu krajach, w tym również w Stanach Zjednoczonych, pojawiły się publikacje przedstawiające wizje świata, w którym Ameryka, owszem, pozostanie ważnym mocarstwem, ale nie wszechmogącym i dominującym.
Stany Zjednoczone są krajem o współczynnikach imperialnych, ale nie są imperium w klasycznym, historycznym tego słowa znaczeniu. Mają wpływy polityczne, starają się je umacniać, ale nie podbijają innych państw, by nimi zawładnąć. Stany Zjednoczone są gotowe do sprawowania przywództwa we współczesnym świecie, ale nie wszystkie państwa gotowe są dać na to przyzwolenie.
Główną tezą niniejszego artykułu jest to, że mamy do czynienia z relatywnym słabnięciem pozycji Stanów Zjednoczonych w świecie. To znaczy, że Stany Zjednoczone są dziś bogatsze i silniejsze niż kiedykolwiek w przeszłości, ale relatywnie ich pozycja w międzynarodowym układzie sił jest słabsza aniżeli w jakimkolwiek okresie po II wojnie światowej. W czasie II wojny wiele krajów doznało zniszczeń lub przegrało wojnę albo też znalazło się w stanie zależności od Waszyngtonu. Stany Zjednoczone jako jedyne mocarstwo wyszły z II wojny światowej

wzmocnione pod każdym względem,

i absolutnie, i relatywnie. Nigdy dotąd Ameryka nie zajmowała tak silnej pozycji ekonomicznej, militarnej i politycznej. Mając liczne bazy na świecie, odstąpiła od doktryny izolacjonizmu i przystąpiła do realizacji globalnego zaangażowania się w światową politykę.
Dzięki pomocy USA Europa Zachodnia odbudowała się, uzyskała poczucie bezpieczeństwa i zintegrowała się. Stopniowo zmniejszał się dystans dzielący Stany Zjednoczone i zjednoczoną Europę, która stawała się konkurentem gospodarczym. Jeżeli do tego dodamy procesy zachodzące w Trzecim Świecie, zrozumiemy, że pozycja Stanów Zjednoczonych ulegała stosunkowemu osłabieniu, ponieważ inni rozwijali się szybciej. Wraz z tym rosły ambicje reszty świata do odgrywania większej roli w polityce międzynarodowej.
Oto kilka danych na temat obecnej pozycji gospodarczej USA w świecie.
Mając 5% ludności świata, Stany Zjednoczone wytwarzają ponad 20% światowego produktu. Dla porównania: udział Chin ocenia się na 11%, a Indii na ok. 9%. Udział USA w potencjale militarnym świata szacuje się na ok. 27%, Chin – 6%, a Indii – 2%.
Stany Zjednoczone mają największy produkt krajowy brutto. W 2008 r. jego wartość wynosiła 14,3 bln dol. i wyprzedzała Chiny – 8 bln dol. i Japonię – 3,4 bln dol. Dochód narodowy 27 państw Unii Europejskiej niewiele przewyższa PKB Stanów Zjednoczonych.
Pod względem dochodu narodowego na głowę mieszkańca Stany Zjednoczone z dochodem 46,9 tys. dol. ustępują Luksemburgowi (81 tys. dol.) i Norwegii (59,3 tys. dol.).
Amerykanie mają największe rezerwy złota i wyprzedzają Niemcy i Francję. Robotnik amerykański, choć nadal jest bardzo wydajny, ustępuje robotnikom w innych krajach. Jeżeli wydajność robotnika amerykańskiego przyjąć za 100, to więcej wytwarza w ciągu godziny Luksemburczyk – 127, Norweg – 125, Francuz – 112 i Irlandczyk – 105.
Amerykanie są światowym liderem w przemyśle farmaceutycznym i telekomunikacyjnym. Przodują w produkcji filmów, książek oraz oprogramowania. Silną stroną Europejczyków jest m.in. bankowość, ubezpieczenia, handel międzynarodowy, produkcja żywności.
Stany Zjednoczone są największym trucicielem środowiska naturalnego. Mając owe 5% ludności świata, emitują 25% gazów cieplarnianych.
W wyniku kryzysu gospodarczego 2007-2009 USA straciły na rzecz Japonii pozycję największego producenta samochodów na świecie. Również w 2009 r. po raz pierwszy w historii Chińczycy kupili najwięcej samochodów na świecie (13,6 mln) i pokonali Amerykanów (10,9 mln), którzy od ponad 100 lat byli liderem motoryzacji.
Dolar amerykański jest nadal największą rezerwową walutą świata, choć nie ma już pokrycia w złocie ani tej pozycji, jaką miał przed laty. Wśród 10 największych banków na świecie w 2009 r. były tylko dwa banki amerykańskie.
Mimo że społeczeństwo amerykańskie należy do zamożnych, aż 37 mln Amerykanów (12,6%) żyje poniżej

oficjalnej granicy ubóstwa,

a ponad 40 mln osób nie ma żadnego ubezpieczenia zdrowotnego. W 2009 r. 36 mln Amerykanów korzystało z bonów żywnościowych przyznawanych najbiedniejszym. Amerykę trapi wysoki stopień przestępczości (21,3 mln przestępstw w 2008 r.) i inne patologie, np. narkomania, napięcia etniczne, rasowe.
Mimo bogactwa gospodarka amerykańska nie jest w pełni samowystarczalna. Stany Zjednoczone w 100% polegają na dostawach surowców, takich jak boksyty, grafit, mika, kryształy kwarcu, ziemie rzadkie. Zaopatrzenie w platynę w 91% pochodzi z importu, w cynę – w 82%, w diamenty przemysłowe – w 82%, w chrom – w 72%.
Niektóre kraje dostarczające surowce gospodarce Stanów Zjednoczonych postrzegane są jako politycznie niestabilne i zdolne uciec się do embarga motywowanego politycznie, jak było w przypadku dostaw ropy naftowej z krajów arabskich w czasie wojny na Bliskim Wschodzie w 1973 r. Jest to powód pewnych obaw w USA. Obecnie ok. 65% ropy naftowej używanej w USA pochodzi z importu.
Wielu Amerykanów niepokoi fakt, że zmniejsza się udział produkcji w strukturze gospodarki ich państwa. Obecnie w dochodzie narodowym udział usług wynosi 80%, produkcji 19% i rolnictwa 1%. Skrajni pesymiści alarmują, że kraj, który nie produkuje, ma niepewną przyszłość.
Zmniejsza się konkurencyjność niektórych towarów amerykańskich z uwagi na wysokie koszty siły roboczej w Stanach. Chroniczny deficyt bilansu handlowego i wysoki deficyt budżetowy osłabiają pozycję dolara w międzynarodowym systemie walutowym.
Mocarstwowość Stanów Zjednoczonych ma również swój wymiar militarny. Rocznie Stany Zjednoczone wydają na zbrojenia ponad 600 mld dol., co stanowi ok. 48% wszystkich światowych wydatków zbrojeniowych. Symbolem oraz instrumentem globalnego zaangażowania USA są bazy i obecność wojsk amerykańskich w różnych krajach. Pentagon posiada na własność lub dzierżawi ponad 820 baz i instalacji wojskowych w 135 krajach.
Oprócz wymienionych już wpływów politycznych, atutów gospodarczych i militarnych na pozycję Stanów Zjednoczonych w świecie wpływają osiągnięcia w nauce, kulturze i rozwoju współczesnej cywilizacji. American Dream podzielają miliony ludzi na świecie.
Żaden inny kraj nie ma tylu wszechobecnych, symbolizujących go produktów, takich jak coca-cola, dżinsy czy Microsoft. Nadal Amerykanie odgrywają wiodącą rolę w innowacyjności i wynalazczości.
Nauka amerykańska przoduje w świecie i ten prymat utrzyma się w przyszłości, ponieważ nakłady na naukę, na badania i rozwój są w USA większe aniżeli w innych krajach. W stosunku do produktu krajowego brutto Amerykanie wydają 2,7% na badania i rozwój. O pozycji nauki amerykańskiej świadczy liczba

laureatów Nagrody Nobla.

Najwięcej wyróżnionych to Amerykanie bądź uczeni pracujący w ośrodkach badawczych w USA. 75% wszystkich laureatów Nobla w dziedzinie nauki, medycyny i ekonomii prowadzi badania i mieszka w USA.
Spośród 10 najlepszych uczelni na świecie aż osiem to uczelnie amerykańskie, a wśród 50 najlepszych jest aż 30 uniwersytetów ze Stanów Zjednoczonych.
Przytoczyłem tylko niektóre dane świadczące zarówno o sile, jak i słabościach Stanów Zjednoczonych. Świadomość tych ostatnich powoduje, że wielu analityków zastanawia się, jak długo utrzyma się jednobiegunowa dominacja Ameryki. Na to pytanie padają różne odpowiedzi, często przeciwstawne. Jedni twierdzą, że hegemonia amerykańska utrzyma się w odległej przyszłości, ponieważ opiera się nie tylko na sile militarnej, lecz także na przewadze gospodarczej, technologicznej, na obecności kultury amerykańskiej w świecie. Christopher Coker, wykładowca London School of Economics, twierdzi, że kraj, do którego należy 80% wszystkich badań na świecie nad doskonaleniem techniki wojskowej, jest w stanie długo utrzymać dominującą pozycję. Stratedzy amerykańscy uważają, że w ciągu najbliższego ćwierćwiecza nie pojawi się na świecie kraj, który byłby w stanie zagrozić Stanom Zjednoczonym.
Stany Zjednoczone mają również swoje słabości, miękkie podbrzusze. Na zewnątrz, czyli na arenie międzynarodowej, mają sporo przeciwników. Większość populacji światowej to ludzie znacznie biedniejsi lub wręcz żyjący w nędzy, którzy nie darzą sympatią bogatych narodów. Nie lubią Amerykanów, choć wielu chciałoby żyć jak oni albo żyć w Ameryce. Antyamerykanizm jest silny w wielu rejonach świata również z przyczyn politycznych. Zarzuca się Amerykanom chęć dominacji, arogancję i pychę polityczną.
Nie ma pewności, na ile i jak długo społeczeństwo amerykańskie będzie popierało rządową politykę globalnego zaangażowania w sprawy międzynarodowe. W niektórych kręgach USA widoczne są tendencje neoizolacjonistyczne, postulujące politykę ostrożniejszego, bardziej selektywnego angażowania się Stanów Zjednoczonych w konflikty za granicą.
Międzynarodową pozycję Stanów Zjednoczonych osłabia przedkładanie rozwiązań siłowych nad dyplomatyczne w wielu konfliktach i napięciach międzynarodowych, niedocenianie roli ONZ i prawa międzynarodowego, odmowa przystąpienia do Międzynarodowego Trybunału Karnego i przekazania żołnierzy amerykańskich

podejrzanych o przestępstwa wojenne

międzynarodowym trybunałom. Nic więc dziwnego, że w wielu krajach nastąpił spadek pozytywnych ocen Stanów Zjednoczonych. Według sondażu amerykańskiego Pew Center w latach 2002-2005 spadek ten wystąpił m.in. w Turcji – z 30% do 23% ankietowanych, w Indonezji – z 61% do 38%, w Niemczech – z 61% do 41% – i we Francji – z 63% do 43%.
Stany Zjednoczone mimo swej potęgi przegrały wojnę w Wietnamie, z trudem radzą sobie w Iraku i w Afganistanie, poniosły lokalne porażki z rąk terrorystów, m.in. w Libanie, Kenii, Somalii i Panamie.
Stany Zjednoczone są potężne, ale nie wszechpotężne, a ich dominacja nie jest absolutna. Amerykanie nie są w stanie posłużyć się siłą militarną czy ekonomiczną, by rozwiązać wszystkie konflikty w świecie. Potrzebują sojuszników. Sojusznicy z kolei nie są w stanie w pełni zapewnić sobie bezpieczeństwa bez pomocy USA. Świat potrzebuje tej współzależności i współpracy. I to dzięki niej powinno dojść do stworzenia nowego ładu w postzimnowojennym świecie. Nowy ład nie może być jednak narzucony przez jedno mocarstwo czy grupę państw.
Stany Zjednoczone nie wykorzystały silnej mocarstwowej pozycji w jednobiegunowym świecie, by zapobiec dryfowaniu świata i wystąpić z inicjatywą stworzenia nowego ładu globalnego. Nie rozwiązały również wielu problemów, konfliktów i zagrożeń, jakie pojawiły się w postzimnowojennej rzeczywistości. Uradowane zwycięstwem w zimnej wojnie zadowoliły się dominującą pozycją i faktem, że nie ma obecnie kraju, który byłby w stanie zagrozić bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych.
Modny dziś jest pogląd, że Stany Zjednoczone i Europa oddalają się od siebie. O ile w okresie zimnej wojny poczucie zagrożenia było silnym spoiwem Wspólnoty Atlantyckiej, obecnie coraz wyraźniej dają o sobie znać nie tylko różnice polityczne i sprzeczności gospodarcze, lecz także odmienności kulturowe, cywilizacyjne. Dość popularny jest w USA pogląd, że Amerykanie są mężni, zdeterminowani, by bronić swoich wartości, twardzi, nieustępliwi, a Europejczycy są mięczakami, ludźmi wahliwymi, preferującymi dyplomację zamiast siły zbrojnej w rozwiązywaniu problemów międzynarodowych.
W jakim kierunku zmierza świat? Od zakończenia II wojny światowej nastąpiły w nim zmiany od bipolarnego do jednobiegunowego. Obecnie świat jednobiegunowy stopniowo przekształca się w wielobiegunowy. Kto na tym traci? Oczywiście Stany Zjednoczone. Kto zyskuje? Oczywiście zjednoczona Europa, Chiny, Indie i wiele krajów określanych do niedawna mianem Trzeciego Świata. Niektórzy Amerykanie pokładają nadzieję we współpracy z Chinami („Chimeryka”). Inni obawiają się współpracy Chin i Indii („Chindie”).


Autor jest profesorem doktorem habilitowanym, kierownikiem Zakładu Historii Stosunków Międzynarodowych i Badań Amerykanistycznych Instytutu Spraw Społecznych i Stosunków Międzynarodowych Akademii Finansów w Warszawie

Wydanie: 06/2011, 2011

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy