Los Aten – czy najpotężniejsi mogą upaść?

Los Aten – czy najpotężniejsi mogą upaść?

Podkreślmy już na wstępie – Ateny tę wojnę przegrały. Wojna trwała długo, była okrutna i wyniszczająca. Mówimy o wojnie peloponeskiej, która toczyła się pomiędzy 431 a 404 r. p.n.e. Stała się ona początkiem końca Aten.

Ateny były potężne, stały na czele Związku Morskiego, miały licznych sojuszników. Dzięki swojej flocie królowały na morzach. Przeżywały rozkwit, były dumne z własnych osiągnięć. Słynna mowa Peryklesa, wygłoszona pod koniec pierwszego roku wojny ku czci poległych, była hymnem pochwalnym ateńskich obyczajów i ateńskiej polityki. Znany amerykański eseista Robert Kaplan zastanawiał się jednak, czy ta wzniosłość nie była przykładem „podwójnego myślenia” – opiewając cnoty, składano hołd wojnie. Pojawia się tu zgrzyt.

Historia czyni oczywiście swoje własne podsumowania. Tak też było w przypadku Aten – wojna zainicjowała proces destrukcji. Minęło zaledwie kilkadziesiąt lat i nadszedł kres państwa, które – jak mówił Perykles – było „szkołą wychowania Hellady”.

O wojnie wiemy sporo. Ateński generał, jednocześnie wyśmienity dziejopis, Tukidydes, spisał jej historię. Można ją czytać – i chyba trzeba – jako epitafium wielkich nadziei, jako epitafium Aten. Jest jednocześnie opowieścią o tym, jak bardzo kruche są podstawy, na których budujemy nasze oczekiwania, jak krucha jest cywilizacja. Opisywane przez Tukidydesa zdarzenia budzić muszą grozę – ukazują, jak wielką rolę w historii państw odgrywa niwecząca potęga hybris – siła pozbawionych granic ambicji, obłąkańczego zadufania, którego początkiem jest upojenie własnymi przewagami. Grecy, dodajmy na marginesie, byli przekonani, że towarzyszką hybris jest aphrosyne – szaleństwo.

Jest piękna mityczna opowieść dotycząca koniecznego związku ambicji i upadku. Niepohamowaną miłością do Hybris – aroganckiej, pełnej pychy bogini – zapałał siewca destrukcji Polemos. Od tej pory uparcie podążał śladami ukochanej. W postaci figur symbolicznych widzimy tu historię świata – połączona z pychą ambicja sprowadza wojnę, wojna sprowadza zniszczenie. Tam, gdzie jest Hybris, zjawić musi się Polemos.

Ateńczycy nie musieli posuwać się do skrajności. W siódmym roku wojny Sparta proponowała pokój. Propozycję zlekceważono. Popełniono błąd, przed którym ostrzegał Perykles, wzywając Ateny do zachowania umiaru i utemperowania ambicji, do kierowania się rozsądkiem, a nie pychą. W drugim roku wojny Ateny nawiedziła zaraza, która stała się preludium wszelkich okropieństw wojny. Przyniosła całkowite wykolejenie, haniebny upadek. „Ani obawa przed bogami, ani żadne prawa ludzkie nie krępowały nikogo”, pisał Tukidydes.

Obręcz kultury okazała się krucha. Potwierdziły to dalsze wypadki. Po stronie Aten pojawiła się wyraźna skłonność do deptania zasad – mściwość, brak opamiętania. Tak było w przypadku Mityleny. Mityleńczycy zawiedli Ateny – Ateńczycy uznali, że potrzebna jest surowa kara, że należy pozbawić życia wszystkich mężczyzn, a kobiety i dzieci sprzedać w niewolę. Następnego dnia wróciło jednak opamiętanie i decyzję zmieniono. Cudem, w ostatniej chwili, udało się powstrzymać szaleństwo. Inny los spotkał jednak mieszkańców wyspy Melos – pycha i mściwość Ateńczyków dokonały tu spustoszenia, wszystkich mężczyzn wymordowano. Melijczycy, jak się okazało, pragnęli zbyt wiele – chcieli otóż, by Ateńczycy przestali plądrować ich kraj. Ci zaś odrzekli – „to silniejsi osiągają swe cele, a słabsi ustępują”.

Historia wojny, którą toczyły Ateny, zmusza nas do przemyślenia ważnych kwestii. Jak to jest – czy liczą się wartości, o których tak dużo dziś mówimy, czy też posłuszeństwo wobec silniejszego? Co jest sprężyną wielkiej polityki? Mitylena i Melos nie miały wrogich zamiarów – w niczym to jednak nie pomogło. Były nieposłuszne, spotkał je smutny los.

Opowieść Tukidydesa obala reguły ślepej wiary. Powtarzamy – demokracje respektują zasady, czytając Tukidydesa, widzimy, że wcale tak nie jest. Polityka Aten była oparta na przemocy, pogardzie wobec słabszych, na brutalnej zachłanności i zawłaszczeniach. Ostatnim argumentem – co podkreśla polski znawca antyku Stanisław Łoś – były zawsze „twierdze z ateńskimi załogami”. Już przed wojną „demos ateński stał się okupantem i otoczyła go nienawiść, jaka zwykle otacza okupanta”. Wojna przechyliła czarę goryczy, okazało się, że w demokracji jedyną trwałą zasadą jest zdrada ideałów. Nic więc dziwnego, że u kresu zmagań, po druzgocącej klęsce, której Ateny doznały na Sycylii, „wszyscy Hellenowie – jak zaświadcza Tukidydes – wystąpili przeciw Ateńczykom”.

Wzniosłe hasła nie pomogły. Sprawcy zła i destrukcji starają się jednak zawsze zachować pozory. Pamiętajmy – Polemos podąża śladami Hybris. Kostium „wartości” jest mu bardzo potrzebny, chce się w końcu podobać swojej oblubienicy. W tych sprawach demokracje radzą sobie znakomicie.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy