Fałszywy mecenas zarobił 4 mln dol. na preparowaniu ksiąg wieczystych dla parceli w Warszawie Lech T. zaufał informacji, którą dostał od starszej pani rozdającej przed warszawskim sądem ulotki reklamowe kancelarii prawnej przy ul. Staszica. Zachęciła go wypisana grubym drukiem obietnica, że w razie niepomyślnego przebiegu sprawy sądowej klient otrzyma zwrot poniesionych kosztów. Pierwszy raz spotkał się z takim podejściem adwokatów. Właściciel kancelarii mecenas Janusz S. zrobił na Lechu T. bardzo dobre wrażenie. Uważnie, z właściwą swojej profesji powściągliwością wysłuchał, z czym klient przyszedł. Starszy pan chciał zaś odzyskać trzy kamienice na Rynku Starego Miasta, które wraz z bratem odziedziczył po matce. Wprawdzie w 1945 r. pozostały po domach tylko fundamenty, a parcele mocą tzw. ustawy warszawskiej przeszły na własność państwa, ale przecież w III RP przywraca się prawo własności. Mecenas pochwalił wybór jego kancelarii jako specjalizującej się w odzyskiwaniu przedwojennych nieruchomości i obiecał zorientować się w ciągu kilkunastu dni, co można zrobić. Tygodnie zamieniły się w miesiące, honoraria pęczniały i w końcu Lech T. usłyszał, że sprawa jest nie do wygrania. Zwrotu kosztów nie będzie, bo nie doszło do rozprawy w sądzie. Klient to zrozumiał – nie tylko nie miał pretensji, ale jeszcze zlecił mecenasowi odzyskanie kolejnej nieruchomości, tym razem po siostrze, w Warszawie-Wawrze przy ul. Krawieckiej. Problem polegał na tym, że domniemany spadkobierca nie miał żadnych dokumentów dotyczących interesującej go działki. – Już moja w tym głowa, żeby potrzebne papiery znaleźć – zapewnił go Janusz S. – Biegły w swej sztuce geodeta dotrze do dokumentów potwierdzających własność pana świętej pamięci siostry. Mam takiego, nazywa się Marek D. Jest drogi, ale bardzo skuteczny. Porozumiem się z nim. Już następnego dnia Lech T. usłyszał warunki: w momencie odzyskania parceli mecenas i geodeta otrzymają po 30% jej wartości. Starszy pan się zgodził. Pełnomocnictwo proszę Marek D. odnalazł postanowienie sądu, że po zmarłej w 2005 r. siostrze Lecha T. dziedziczą jej bracia Lech i Piotr. Ten drugi od wielu lat mieszka w Anglii i nie utrzymuje kontaktu z rodziną w Polsce. – Koło pana sprawy jest bardzo dużo chodzenia, trzeba mieć do tego końskie zdrowie – uprzedził klienta Janusz S. – Radzę udzielić pełnomocnictwa komuś zaufanemu, sam pan nie da rady. Mecenas podsunął nazwisko Bożeny L., która prowadzi sekretariat jego kancelarii. W lutym 2010 r. Lech T. podpisał pełnomocnictwo do złożenia wniosku o założenie księgi wieczystej. Rynkową wartość nieruchomości w Warszawie-Wawrze mecenas oszacował na 3 mln zł. Wkrótce jednak doszło do nieporozumień między Lechem T. a właścicielem kancelarii prawnej. Jak potem spadkobierca wyjaśnił na policji, mecenas zrobił się nachalny w wyciąganiu od niego pieniędzy na łapówki dla urzędników. Lech T. miał tego dość i zrezygnował z usług prawnika. Niestety, nie pomyślał o wycofaniu upoważnienia dla Bożeny L., a był już wtedy jedynym spadkobiercą, bo zmarł jego brat mieszkający w Anglii. Po pewnym czasie T. dowiedział się, że nieruchomość przy ul. Krawieckiej została bez jego wiedzy sprzedana przez kancelarię Janusza S. Ponieważ nie dostał ani grosza, postanowił zawiadomić organy ścigania. Śledztwo wszczęto w lutym 2014 r. Z listy osób do przesłuchania został skreślony Marek D. – w wyniku wypadku samochodowego całkowicie utracił pamięć. Pozostali podejrzani – 28 osób – jak jeden mąż byli gotowi we współpracy z prokuraturą poddać się dobrowolnie karze, by uniknąć procesu. 60-letnia Bożena L., nim zatrudniła się u Janusza S., była zastępcą prezesa spółdzielni mieszkaniowej. Po krótkim terminowaniu (wystawanie przed sądem z ulotkami) awansowała na prowadzącą biuro kancelarii. Jak wyznała śledczemu, klienci zwracali się do niej „pani mecenas”. Nie prostowała. O sprzedaży nieruchomości w Wawrze nie powiedziała panu Lechowi, bo mecenas jej zabronił. Groził, że jeśli się wygada, połamie jej ręce i nogi. 65-letni Janusz S. już od progu oświadczył w prokuraturze, że nie ma nic do ukrycia. – Chcę współpracować z organami. Pytajcie, o co chcecie – deklarował. Zaczęli od danych osobowych. – Nazwisko się zgadza – potwierdził przesłuchiwany –









