Luz jest słowem kluczem

Luz jest słowem kluczem

Wszyscy panowie na planie byli zażenowani, że coś takiego może się kobiecie wydarzyć Grażyna Misiorowska i Sylwester Piechura – aktorzy i realizatorzy filmu „Maryjki”. Rozmawia Beata Dżon-Ozimek. Mówisz o swoich maryjkowych figurkach „dziewczyny”. Grażyna Misiorowska: – Figurki to lokata kapitału (śmiech), porcelanowe są najdroższe. Józef stracił głowę, jednej urwałam rączkę w kąpieli, płakałam, ale skleiłam. Są ze mną. To moje przyjaciółki, towarzyszki, powiernice. Ich obecność powoduje, że nie czuję się sama. Od lat odnajdujemy się nawzajem. Sylwester Piechura: – W filmie wykorzystaliśmy ponad sto figurek, część była autentyczna i stanowiła dekorację wnętrza, część została spreparowana na potrzeby konkretnych scen. Były wersje normalne, wyuzdane, dominy, SF, święte i nie. Nasze Marie są dziełem rzeźbiarki Doroty Hadrian i scenograf Alicji Kazimierczak wraz z zespołem. Ubóstwiam stare, podmalowane oleodruki Matek Boskich. Patrzą prosto w twoje oczy, łagodnym spojrzeniem. Dałem się wciągnąć i kupuję. Kto sprzedaje takie Maryjki? SP: – Świadomi i nieświadomi ich wartości ludzie, śmieciarze, przypadkowe osoby, po dziadkach, po rodzicach. Gipsowe są toporne, przysadziste – biskwitowe lepsze; przy porcelanowych trzeba się handryczyć o ceny. GM: – Kiedy pewnego dnia weszłam na plan, oszalałam – pełno figurek Marii w dziewiątym miesiącu ciąży! Nigdy takich nie widziałam. SP: – Jest taka scena, która nie weszła do filmu: głównej bohaterce, Marii, przez ułamek sekundy wydaje się, że jest w stanie błogosławionym. Ja i reżyserka Daria Woszek mamy specyficzne poczucie humoru. Natychmiast zapełniliśmy całą półkę w jej mieszkaniu ciężarnymi Maryjkami, wszystkie miały wielkie brzuchy. Jak rodził się pomysł na film „Maryjki”? SP: – Teatr opolski do czasów obecnej dyrekcji stał Grażyną. To na nią i na Judytę Paradzińską przyjeżdżało się do Opola. Jacek Poniedziałek w 2014 r. z dużą czułością reżyserował tam „Szklaną menażerię” i obsadził nas jako matkę i syna. To była dla mnie poważna szkoła zawodu od najlepszych. GM: – Nie miał wtedy taryfy ulgowej. Pracuję 30 lat i chciałam mu przekazać wszystko, czego się nauczyłam, znalazłam czeladnika. Koncentrowałam się tak mocno, że czasami zapominałam o sobie. SP: – Intensywny proces prób, cały czas razem, bolesne sceny. Nawiązała się między nami szczególna relacja, cenniejsza niż rodzina, związki, bo pozbawiona pożądania, więzów krwi, zależności. Poznałem wielką aktorkę, niesamowitego partnera scenicznego, a przede wszystkim wyjątkowego człowieka. Bardzo chciałem pokazać ją światu, uchwycić na zawsze, a to może zapewnić tylko film. Wiedziałem, że jest jeden adres: Daria Woszek. Bezkompromisowa, odważna i z poczuciem humoru. Przyjaźnimy się od lat, wiedziałem, że wejdzie w ten nieznany świat i wspólnie zaniesiemy ów mało romantyczny, wydawałoby się, temat menopauzalny pod strzechy. Sylwestrze, jesteś głównym scenarzystą filmu o dziewicy w okresie hormonalnych przemian. SP: – Te przemiany są wyłącznie pretekstem. Mieliśmy z Darią i Olą (Aleksandra Świerk, współscenarzystka) pragnienie pokazania osoby żyjącej świadomie, której niczego nie brakuje. To film o wolności, o tym, że żyje się „po swojemu, tak jak chcesz” i nikt nieproszony nie ma prawa tego komentować; o niespełnianiu niczyich oczekiwań, niestygmatyzowaniu i nieocenianiu – o tolerancji. Menopauza jest potraktowana jako egzamin dojrzałości Marii z bycia wierną sobie, swojej intuicji i ciału. To nie przegrana stara panna w mieszkaniu po matce, która pod wypływem hormonów nagle chce nadrobić stracone życie, ale opowieść o tym, że pod wpływem efektów ubocznych terapii hormonalnej zaczyna się „lot” bohaterki, odczuwa ona pokusę, by zakosztować modelu życia, którego nie wybrała. Grażyna Misiorowska, była aktorka Teatru im. Kochanowskiego w Opolu, zwolniona po 30 latach pracy w marcu 2020 r., debiutuje w filmie. Sylwester Piechura, także były aktor tego teatru, debiutuje jako autor scenariusza. Stworzyli z reżyserką Darią Woszek fabułę „Maryjki”. Menopauza, osiedlowy sklep, smaki życia po swojemu z figurkami Maryjek w tle. Młodzi realizatorzy stworzyli „stary film”, nagrodzony na festiwalach Off Camera w Krakowie, w Montrealu i hiszpańskim Gijón. – Prowadzę samotne życie z wyboru. To moja świadoma decyzja. Maryjki to moje towarzyszki życia, nie odczuwam braku mężczyzny. W Polsce trudno sobie na to pozwolić: bez faceta, w dresie i srebrze. W Berlinie czy Paryżu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2021, 2021

Kategorie: Kultura