Prof. Tadeusz Bartoś, filozof, profesor Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora Benedykt XVI wykonuje pewne gesty, ale nie zmienia prawa, które doprowadziło do ukrywania księży pedofilów – Sprawa pedofilii w Kościele zaczyna przypominać niekończącą się historię. Benedykt XVI próbuje gasić pożar, jeździ, pisze listy. Na Malcie modlił się z ofiarami księży pedofilów, zapewniając, że „Kościół robi i będzie robić wszystko, co w jego mocy, aby ustalić zarzuty, przekazać odpowiedzialnych wymiarowi sprawiedliwości oraz wprowadzać w życie skuteczne kroki, mające na celu ochronę młodych w przyszłości”. W Wielkiej Brytanii porównał ból ofiar pedofilii do cierpień męczenników. Chyba warto te gesty docenić. – Żadne z tych słów i gestów nie uwalniają Kościoła od najpoważniejszego zarzutu. Papież nie zmierzył się z nim bezpośrednio: idzie o pełne wyjaśnienie udziału Watykanu w ukrywaniu i niezapobieganiu pedofilii duchownych. – To znaczy? – Trzeba powiedzieć wszystko, zbadać, jak było, zdobyć się na pełną transparentność. Wyciągnąć konsekwencje i nie chronić tych, którzy przyczynili się do ukrywania przestępstw. W filmie BBC „Sex Crimes and the Vatican” autorzy zidentyfikowali kilku księży pedofilów ukrywających się w Watykanie. Za jednym z nich pisał listy do Watykanu prokurator amerykański, nigdy nie otrzymał odpowiedzi. Przykładów jest cała lista. Watykan zorganizował cały system ukrywania księży pedofilów. Tego papież nie przyznał. – Jaki system? – Kościół jest instytucją scentralizowaną, duchowni (biskupi) mają obowiązek na całym świecie działać zgodnie z instrukcjami Watykanu. Zgodnie ze starym powiedzeniem: wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Mamy więc instrukcję z roku 1962 „Crimen Sollicitationis”, potem uzupełnioną w roku 2001 dokumentem „De Delictis Gravioribus”. Zapisano w nich pełną tajność procedur w sprawie wykroczeń seksualnych duchownych. Wszystkie one są sub secreto pontificio. Instrukcje Watykanu doprowadziły do wytworzenia się w Kościele katolickim na całym świecie obyczaju ukrywania tych spraw. Sprawą mogą zajmować się tylko duchowni, nie może ona wyjść poza ich krąg. Duchowny, który zajmuje się oskarżeniami o przestępstwa seksualne innych duchownych, ma obowiązek zachowania tajemnicy, logicznie więc nie może z tym pójść na policję. Nigdzie nie może tego zgłosić. Takie jest prawo, praktyka idzie dalej: przestępców przenosi, gdzie kontynuują oni swój proceder, a całe otoczenie milczy. Wytworzyła się cała kultura milczenia wokół tych spraw. – Duchowny znający sprawę może powiedzieć o tym przełożonemu, drogą służbową. – Dowiaduje się o możliwym przestępstwie biskup, dowiadują się jego współpracownicy, po 2001 r. dowiaduje się także Kongregacja Doktryny Wiary. I jeśli kongregacja poleci prowadzić śledztwo na poziomie diecezjalnym, powstaje komisja, która jest wtajemniczona sub secreto. I koniec. Wszyscy ludzie, którzy się o tym w ramach procesu dowiadują, zobowiązani są do zachowania tajemnicy pod groźbą ekskomuniki. Tę instrukcję podpisali kard. Josef Ratzinger i kard. Tarcisio Bertone. Kard. Bertone komentując ten dokument wtedy, powiedział, że nie widzi potrzeby zgłaszania takich spraw na policję. Im więcej wolno – Jest przestępstwo i je się ukrywa? – Dopiero teraz, pod wpływem powszechnej krytyki, stanowisko Watykanu zaczyna być bardziej zniuansowane. Zobaczymy, co będzie dalej. Pamiętajmy bowiem, że w Kościele katolickim od dawna najważniejsza jest ochrona dobrego imienia duchownych. Prof. Tomasz Polak analizował to zjawisko na łamach Open Theology (www.opentheology.org). Podkreślał, że jednym z istotnych źródeł takich zachowań jest przekonanie obecne w Kościele od samych początków, że jest on rzeczą świętą. Kościół jest święty. W Apokalipsie czytamy: „do świętych Kościoła w…”. Tego typu przekonanie łatwo rozgrzesza, demobilizuje etycznie. Czy się stoi, czy się leży – świętość się należy. – … – Taka deklarowana świętość wprowadza w świat iluzji. Przecież rzecz dotyczy nie jakiegoś ponad-bytu, ale zwykłych ludzi, którzy sakralizują swoją religijną grupę. Niekiedy dochodzi do wręcz megalomańskich urojeń. W rezultacie mamy to, co mamy: duchownych, którzy wypowiadają się w stylu autorytatywnym tak, jakby sam Bóg przez nich mówił. Mamy fikcjonalne przekonanie, że żaden grzech nie jest w stanie naruszyć świętości Kościoła. Na marginesie: z podobnych idei czerpali komuniści, głosząc, jak pamiętamy, że system jest dobry, a tylko pojawiają się błędy i wypaczenia.
Tagi:
Robert Walenciak









