Maassen prowokator

Maassen prowokator

(FILES) In this file photo taken on September 12, 2018, Hans-Georg Maassen1deral Republic of Germany (Bundesamt fuer Verfassungsschutz, BfV), leaves after a hearing in front of a parliamentary control panel in Berlin. - German Chancellor Angela Merkel's government was expected to decide on Tuesday, September 18, 2018 whether to fire the domestic spy chief Hans-Georg Maassen as an explosive row over immigration and the far-right once more rocks her fragile coalition. (Photo by Odd ANDERSEN / AFP)

Kilka zdań szefa niemieckiego kontrwywiadu wystarczyło, aby wywołać kolejny kryzys w koalicji rządzącej CDU-SPD Korespondencja z Berlina Hans-Georg Maassen musi odejść i zobaczycie, że odejdzie – grzmiała przewodnicząca SPD Andrea Nahles, po tym jak szef niemieckiego kontrwywiadu wywołał kryzys w rządzie Angeli Merkel. 55-letni Maassen, który do zeszłego tygodnia kierował Federalnym Urzędem Ochrony Konstytucji (BfV), ściągnął na siebie krytykę słowami, jakimi skomentował ostatnie neonazistowskie bójki w Chemnitz. W wywiadzie dla dziennika „Bild” stwierdził, że nie było wiarygodnych informacji na temat nagonek na obcokrajowców, do których miało dochodzić na demonstracji w saksońskim mieście. Maassen wątpił ponadto w autentyczność nagrania wideo pokazującego grupę neonazistów, którzy gonili cudzoziemców. Wszystkie późniejsze próby samoobrony Maassena przed komisjami parlamentarnymi nie zdołały już zatamować fali spekulacji na temat jego przyszłości. W ślad za pierwszymi wyrazami oburzenia Zielonych i Lewicy przyszły następne – z SPD. W obronie szefa BfV występował natomiast jego bezpośredni przełożony, minister spraw wewnętrznych i lider bawarskiej chadecji Horst Seehofer. W ostatni wtorek okazało się wprawdzie, że Maassen odejdzie, co miało zażegnać konflikt w rządzie, tyle że dla SPD jego dymisja może być zwycięstwem osiągniętym za dużym kosztem. Zawarty kompromis przewiduje bowiem awans Maassena na stanowisko sekretarza stanu w MSW, co łączy się z wyższym uposażeniem. Seehofer nie tylko więc ocalił go przed przedwczesną emeryturą, ale nawet wynagrodził. A także zabezpieczył prawą flankę przed nadchodzącymi wyborami w Bawarii, gdzie jego partia CSU konkuruje o antyimigranckie głosy z populistyczną AfD. Liderzy tej partii dokładali w ostatnich dniach wszelkich starań, by wykreować Maassena na męczennika, prześladowanego przez polityczny mainstream i walczącego w słusznej sprawie. Jednocześnie szef MSW upokorzył współrządzącą SPD, nonszalancko oświadczając, jakoby Nahles aprobowała tę decyzję bez zastrzeżeń. Amunicji do kolejnego ataku lewicowej opozycji na szefową socjaldemokratów dostarczyła informacja, że zatrudniając Maassena w MSW, Seehofer musiał wręczyć wypowiedzenie politykowi SPD. „Po rozwiązaniu konfliktu wokół Maassena w rządzie nie zapanuje spokój. Dopóki Merkel i Seehofer zasiadają razem w gabinecie, dopóty o spokojnym rządzeniu nie będzie mowy. Niechęć ministra do szefowej rządu jest tak duża, że skorzysta on z każdej okazji do konfrontacji”, zauważa dziennik „Rhein-Zeitung”. W podobnym tonie krytykuje decyzję rządu „Saarbrücker Zeitung”. „Ten żałosny spektakl miał tylko jednego beneficjenta – Alternatywę dla Niemiec. W rządzie nie będzie porządku, bo sprawa Maassena pozostawiła po sobie zbyt wiele niezabliźnionych ran”, pisze Stefan Vetter. Nawet Sigmar Gabriel, który ostatnio w domowym zaciszu uczył się powściągliwości, nie szczędzi krytyki pod adresem swojej partii. „Kto myśli, że z chwilą przeniesienia Maassena wszyscy w rządzie zachowali twarz, ten się myli”, zaznaczył były szef niemieckiej dyplomacji. Echa wydarzeń w Chemnitz „W dobie fake newsów nasze społeczeństwo potrzebuje czasu, aby w mgle dezinformacji uporządkować fakty. Najważniejsza jest prawda”, postulował Maassen w maju 2018 r. Pół roku później były szef kontrwywiadu sam musi się tłumaczyć z zarzutów manipulowania faktami. „Czyżby nagrania o rzekomych nagonkach na obcokrajowców zostały opublikowane tylko dlatego, aby odwrócić uwagę od zabójstwa w Chemnitz?”, zastanawiał się Maassen w wywiadzie dla „Bilda”. Tymczasem zdaniem ekspertów autentyczność nagrania jest niezaprzeczalna: widać na nim grupę Niemców, którzy gonią przestraszonych muzułmanów i krzyczą do nich: „Wracajcie do swoich krajów!” i „Kanake!” (obelżywe określenie ludzi pochodzenia tureckiego). Okazuje się zresztą, że te przypadkowe ujęcia to wierzchołek faszystowskiej góry lodowej. Na przełomie sierpnia i września w Chemnitz wydarzyło się znacznie więcej. Niewinnych cudzoziemców nie tylko przezywano, ale wielokrotnie również bito. Pewnej nieletniej Turczynce zerwano burkę z głowy. Atakowano także kontrmanifestantów. Kopano ich, nawet gdy leżeli już na ziemi. Sytuacja przerosła policjantów, którzy nie potrafili odciągnąć chorych z nienawiści napastników. Ostatnio niemiecka prasa rozpisuje się o rosnącym w Niemczech antysemityzmie, obwiniając jednak głównie muzułmanów. Znany niemiecki projektant mody Karl Lagerfeld, krytykując politykę migracyjną Merkel, powiedział, że „Niemcy nie mogą pokutować za zbrodnie wobec Żydów, wpuszczając do RFN milion osób, które ich nienawidzą. Nie tędy droga”. Ale niechęć neofaszystowskich manifestantów zwróciła się także przeciwko Żydom. To obywatele Niemiec rzucali

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 39/2018

Kategorie: Świat