Polskie mrzonki o odbudowie Ukrainy

Polskie mrzonki o odbudowie Ukrainy

A Russian soldier walks in front of the damaged Metallurgical Combine Azovstal plant, in Mariupol, on the territory which is under the Government of the Donetsk People's Republic control, eastern Ukraine, Monday, June 13, 2022. The plant was almost completely destroyed during the siege of Mariupol. This photo was taken during a trip organized by the Russian Ministry of Defense. (AP Photo), APTOPIX

Powojenna odbudowa pochłonie biliony dolarów i potrwa dekady. Ale nasze firmy na tym nie zarobią Gdy 24 lutego br. wojska Federacji Rosyjskiej zaatakowały Ukrainę, było jasne, że po zakończeniu działań wojennych kraj zostanie odbudowany. Komisja Europejska, rządy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii niemal natychmiast rozpoczęły prace nad programami pomocowymi, które miałyby ułatwić Kijowowi realizację tego zadania. Polska także zadeklarowała chęć wzięcia udziału w tym dziele. Mówili o tym nie tylko premier Mateusz Morawiecki i ministrowie jego rządu, ale też prominentni politycy opozycji z Donaldem Tuskiem na czele. Pod koniec maja prezydent Andrzej Duda, występując przed ukraińską Radą Najwyższą, na Forum Ekonomicznym w Davos i w wywiadzie dla CNN, dowodził, że powinien powstać specjalny fundusz, który sfinansuje odbudowę kraju. „Są dzisiaj zamrożone gigantyczne rosyjskie pieniądze na świecie, szacuje się, że jest to ponad 300 mld dol. To przede wszystkim z tych pieniędzy powinna być odbudowywana Ukraina”, mówił. Wizję naszych firm podnoszących z gruzów ukraińskie miasta, wsie i zakłady przemysłowe oraz odbudowujących zniszczone drogi, mosty, lotniska i budynki użyteczności publicznej mąci fakt, że osobą odpowiedzialną za powstanie rządowego kompleksowego planu powojennej pomocy dla Kijowa jest wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Polityk wsławiony nie tylko przygotowaniem tzw. wyborów kopertowych, ale też ubiegłorocznym projektem budowy „rozlewni szczepionek” przez Polfę Tarchomin. Dziś Polska pod względem wielkości pomocy militarnej udzielanej Ukrainie jest trzecim krajem, po Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Ale kiedy przyjdzie do podziału kontraktów na odbudowę, sojusznicy nie dadzą nam zarobić. Tak, jak zrobili to niegdyś w Iraku. Jak to się robi w Bagdadzie Przed atakiem wojsk koalicji pod wodzą Stanów Zjednoczonych na Irak w 2003 r. Pentagon twierdził, że koszt wojny nie powinien przekroczyć 95 mld dol. Amerykanie szacowali, że na likwidację zniszczeń wojennych, pomoc humanitarną i tworzenie demokratycznych struktur nowego państwa trzeba będzie przeznaczyć dodatkowe 200 mld. Potem te kwoty błyskawicznie rosły. Tylko na operacje wojskowe USA wydały ponad 800 mld dol. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii prof. Joseph Stiglitz szacował, że wszystkie koszty, jakie Stany Zjednoczone poniosły w Iraku, to kwota 2-4 bln dol. Kraj, z wyjątkiem kontrolowanych przez Kurdów regionów północnych, został zniszczony, a jego odbudowa w latach 2003-2008 okazała się farsą i wielkim festiwalem korupcji. Irak, który pod względem wielkości zasobów ropy naftowej ustępuje tylko Arabii Saudyjskiej, w 2020 r. miał – według Banku Światowego – PKB na głowę mieszkańca w wysokości 4145,9 dol. Dla porównania – w roku 1990 było to 10 356,9 dol. W 2004 r. dziennik „Washington Post” pisał o powiązaniach koncernu Halliburton, na czele którego w przeszłości stał ówczesny wiceprezydent Dick Cheney, z administracją prezydenta Busha. Rok po ataku sił koalicji na Bagdad Halliburton był największym prywatnym podwykonawcą dla oddziałów amerykańskich w Iraku. Wartość zawartych kontraktów przekraczała 11 mld dol. Nic dziwnego, że w amerykańskich mediach i internecie zaroiło się od teorii, że wiceprezydent Cheney robił wszystko, żeby koncern, którym przedtem kierował, zarabiał jak najwięcej. Halliburtonowi to nie zaszkodziło. W kolejnych latach wartość umów zawartych z amerykańską armią wzrosła do 17 mld dol. Z kolei koncern budowlany Bechtel otrzymał wart 2,5 mld dol. kontrakt na budowę szkół i szpitali w Iraku. Jednak żadna taka placówka nie została wybudowana w terminie i za cenę zapisaną w kosztorysie. Pech dopadł również firmę Custer Battles, której udowodniono zawyżanie rachunków na 10 mld dol. W roku 2003 rząd premiera Leszka Millera zdecydował o udziale niewielkiego kontyngentu wojsk polskich w ataku na Irak. Amerykanie zaproponowali nam region między Basrą a Bagdadem, który miało kontrolować 2,5 tys. polskich żołnierzy. Nasz rząd zgodził się, pod warunkiem że Stany Zjednoczone pokryją wszelkie koszty. W ślad za wojskiem mieli pociągnąć polscy przedsiębiorcy. Plany były ambitne. Budimex, który w latach 80. budował drogi i autostrady w Iraku, liczył, że wróci nad Eufrat. Podobnie Energobudowa, Bumar, Stalexport czy radomski Łucznik, gotowy wyposażyć nową iracką armię w kałasznikowy. Rząd zbierał oferty i starał się przekonać Amerykanów, by cokolwiek „odpalili” naszym firmom. Efekty

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 26/2022

Kategorie: Świat