Odszedł Adam Hanuszkiewicz (1924-2011) „Prawdopodobnie jestem ostatnim kolorowym facetem w tej branży. Po mnie zaczynają się urzędnicy i filolodzy. Bez wdzięku, bez fantazji, bez dziecka w sobie. Sam dla siebie jestem starym nudziarzem, z chorą, przetrąconą w wypadku samochodowym nogą. I co tu jeszcze analizować poza krwią i moczem?” Wycofał się wówczas, gdy jego artystyczne dzieci też odchodziły w przeszłość. Teatr Telewizji, którego był współtwórcą, stał się własnym cieniem, warszawski Teatr Nowy zamieniono na supermarket, a Teatr Mały, który powstał z jego inicjatywy, wobec roszczeń właściciela zamknął podwoje. Doprawdy nie brakowało mu w ostatnich latach powodów do goryczy, choć też dowodów pamięci. W Muzeum Teatralnym za sprawą Xymeny Zaniewskiej odbyła się wielka wystawa retrospektywna ukazująca dorobek reżyserski Hanuszkiewicza, Festiwal Dwa Teatry w dowód uznania zasług dla sceny małego ekranu wyróżnił go specjalną nagrodą. Takich przykładów było więcej. Samouk Ten wprawiający jednych w zachwyt, drugich w osłupienie aktor, reżyser, dyrektor teatrów był właściwie samoukiem, który całe życie namiętnie się uczył. Wprawdzie uczęszczał na zajęcia studia aktorskiego w Rzeszowie (1945), gdzie 14 marca zadebiutował rolą Wacława w „Zemście” Fredry, ale prawie natychmiast zdał aktorski egzamin eksternistyczny (1946), a potem również eksternistyczny egzamin reżyserski (1963), kiedy miał już za sobą sławnego „Apolla z Bellac” Giraudoux, „Beniowskiego”, „Annę Kareninę”, „Zemstę” w Teatrze Telewizji, a „Zmartwychwstanie” według Tołstoja i „Berenikę” Racine’a w Teatrze Powszechnym. Wtedy też (1963) objął dyrekcję Teatru Powszechnego, przekształcając peryferyjny teatr praski w najmodniejszą scenę stolicy. To tu wprowadził na afisz adaptacje słynnych powieści: „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego (1964), w którym kreował rolę ironicznego, ale i odpowiedzialnego za swoje czyny Cezarego Baryki, „Kolumbów rocznik 20” Romana Bratnego (1965), „Zbrodni i kary” Fiodora Dostojewskiego (1964), w której sam zagrał brawurowo Raskolnikowa, czy „Lalki” Bolesława Prusa wystawionej pod tytułem „Pan Wokulski” z Mariuszem Dmochowskim w roli tytułowej (1967), zanim stanął w tej roli przed kamerą filmową. Tutaj też rozpoczął swoją wielką, trwającą całe życie przygodę z klasyką od premiery „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego, w którym grał Poetę. Rozpędzona obrotówka sceny drażniła krytyków, ale publiczność przychodziła na spektakl tłumnie. Rozległa aktywność artystyczna Hanuszkiewicza spotykała się z kontrowersyjnym przyjęciem krytyki, artysta żartował często, że nagrody dostawał od publiczności, ale nigdy od jury – była to oczywista przesada, środek chętnie przez Hanuszkiewicza wykorzystywany i nadużywany do osiągnięcia pożądanego efektu. Gdyby policzyć wszystkie nagrody, ordery i zaszczyty, jakie mu przypadły w udziale, pewnie nie starczyłoby miejsca w całym wydaniu „Przeglądu”. Goplana zachwyca licealistów Twórca wielokrotnie reinterpretował dzieła zaliczane do kanonu literatury dramatycznej, zwłaszcza romantyków, stosował niekonwencjonalne rozwiązania sceniczne, adaptował niesceniczne dzieła literackie dla potrzeb sceny. Powszechne uznanie zyskały jego freski sceniczne oparte na poezji Cypriana Norwida („Norwid”, 1970), poemacie Juliusza Słowackiego „Beniowski” (1971), pamiętnikach Aleksandra Fredry „Trzy po trzy” (1973). Zwłaszcza „Norwid” zebrał mnóstwo pochwał od znawców i laików, dostrzegano bowiem „chwalebność czynu teatralnego, polegającego na wcieleniu teatralnym poezji norwidowskiej, ale także zastosowaniu najaktualniejszych środków teatralnych do tego dziewiętnastowiecznego prekursora współczesnej myśli i form” (Jerzy Zagórski). Zachwyceni byli recenzenci i luminarze humanistyki, m.in. prof. Tadeusz Kotarbiński. Budził kontrowersje, spory, a więc i niebywałe zainteresowanie. Za dyrekcji Adama Hanuszkiewicza Teatr Narodowy stał się ulubionym teatrem młodzieży licealnej, w dużej mierze za sprawą odmiennego potraktowania klasycznych tekstów, m.in. „Hamleta” Szekspira z Danielem Olbrychskim w roli tytułowej (1970), „Kordiana” Juliusza Słowackiego, w którym główny bohater wdrapywał się na drabinę symbolizującą szczyt Mont Blanc (1970), czy „Balladyny” Słowackiego (1974), podczas której Goplana jeździła na hondzie. Pomysły Hanuszkiewicza doprowadzały polonistów do furii, a licealistów wprawiały w zachwyt. Co komu szkodzi Kierując Teatrem Narodowym, założył drugą scenę – Teatr Mały w Domach Towarowych Centrum, która stała się – wbrew lokalizacji – jedną z najbardziej snobistycznych scen stolicy. Inscenizacja „Miesiąca na wsi” Turgieniewa przekroczyła tutaj próg 500 spektakli. Zarzucano artyście, że pokazuje na scenie literaturę z obrazkami, że jego spektakle stają się komiksami, powierzchownie ujmującymi zawartość przedstawianych dzieł. Katalog typowych
Tagi:
Tomasz Miłkowski









