Jak wiele miast turystycznych Malbork zmaga się z sezonowością Niedzielny grudniowy poranek nie zachęca do wyjścia. Wicher przeszywa do szpiku kości. Mimo to na zamku w Malborku, który od 1309 r. stał się stolicą państwa krzyżackiego, zebrało się już kilka grup. Między nimi krążą turyści indywidualni z przewodnikami audio. Język angielski miesza się z niemieckim i rosyjskim. Moim przewodnikiem po największym na świecie zamku, obejmującym powierzchnię 16 ha, a w średniowieczu 21 ha, wpisanym w 1997 r. na listę obiektów światowego dziedzictwa kultury UNESCO, jest Bogusław Krauze. – Twierdzę budowano 130 lat, najpierw powstał zamek wysoki jako siedziba konwentu – opowiada. – Pierwsze prace niwelacyjne ruszyły ok. 1275 r., na jednym murze pracowało kilka brygad murarzy, roczny postęp prac wynosił do 3 m wysokości. Wszystkie rusztowania wykonano z wikliny, bo ręcznie ciosane deski były drogie. Kamień pod fundamenty przywożono z okolic Dzierzgonia. Zakończenia metalowych krat zalewano płynnym ołowiem, by korodując, nie rozsadzały cegły, a izolację między więźbą dachową a zwieńczeniem muru stanowiła kora brzozy. Do warowni otoczonej potrójnym systemem fos prowadziły trzy wjazdy. Dostępu broniły potężne, drewniane bramy pokryte blachą. Murów strzegli kusznicy. Przy budowie zamku wykorzystano europejskie i arabskie nowinki techniczne poprawiające jego obronność, np. hurdycję – drewniany ganek dla kuszników, skąd z trzech stron mogli prowadzić ostrzał, oraz machikuły, z których można było zrzucać na oblegających bramy kamienie bądź wylewać wrzątek. Gdyby wróg dostał się na zamek niski (przedzamcze), opuszczono by bramę-kratę. Wejścia na zamek wysoki, niedostępny w średniowieczu dla kobiet, broniły mosty zwodzone o złożonych mechanizmach podnoszenia. Ten unikatowy system drewnianych przekładni, przeciwwag i łańcuchów mamy w pełni zachowany. Ostatnim punktem oporu była wieża ostatecznej obrony, w średniowieczu połączona z zamkiem wysokim drewnianym łącznikiem, który na wypadek zagrożenia można było spalić. Jednak do takiej sytuacji nie doszło, gdyż twierdzy w Malborku nigdy nie zdobyto, w 1457 r. podczas wojny 13-letniej wykupił ją od czeskich najemników król Kazimierz Jagiellończyk za równowartość ok. 660 kg złota. A wieża ostatecznej obrony, nazywana też gdaniskiem, służyła rycerzom za latrynę. Na zamku średnim mieściły się szpital i łaźnia, lecz przede wszystkim znajdowały się tu rezydencja wielkiego mistrza i najważniejsze urzędy zakonu. W Wielkim Refektarzu przyjmowano gości, bawił tu w 1366 r. Kazimierz Wielki. W piwnicy pod refektarzem jest piec, który rozgrzewał znajdujące się nad paleniskiem kamienie, gorące powietrze docierało pionowymi otworami do najważniejszych pomieszczeń. – Taki system ogrzewania podłogowego, nazywany hypokaustum, został zapożyczony od Rzymian – tłumaczy Bogusław Krauze. – W XIX w. po uruchomieniu pieca w Wielkim Refektarzu osiągnięto temperaturę 22 st. przy temperaturze zewnętrznej 2 st. Oprócz hypokaustum podstawowym systemem grzewczym na zamku były kominki. Lecz choć dziś zabytek ogrzewany jest elektrycznie, te rozwiązania techniczne zachwycają. Podobnie jak pionowy system transportu posiłków, czyli winda, którą przewożono jedzenie z kuchni do refektarza konwentu. Za pomocą kół deptakowych transportowano też zboże na strychy. Na jednym ze strychów zamku wysokiego do dziś można podziwiać takie koło. Zboże, obok bursztynu, stanowiło główne bogactwo zakonu. Imponujące są też rozwiązania architektoniczne. W kościele Najświętszej Marii Panny, którego renowacja zakończyła się trzy lata temu, przewodnik pokazuje największy na zamku zwornik, z 1344 r., o wadze 600 kg, ozdobiony wizerunkiem Matki Boskiej Tronującej. Na zamku jest siedem kaplic i kościołów oraz kilka studni. Najbardziej znana, zwieńczona daszkiem z sylwetką pelikana karmiącego młode, stoi pośrodku dziedzińca zamku wysokiego. – Krzyżacy byli mistrzami hydrotechniki. Na tym dziedzińcu nawet podczas największych ulew nie zbiera się woda, gdyż poprzez odpowiednio ukształtowany bruk cała odprowadzana jest do fos kamiennymi rynnami. Budowali też młyny wodne, kieratowe, wiatrakowe, a także łodne – łodzie ustawiano w naturalnym zwężeniu rzeki, co skutkowało tym, że nurt przyśpieszał i poruszał koło młyńskie umieszczone na łodzi. Postęp techniczny szedł w parze z podbojami i twardą polityką fiskalną – dodaje przewodnik. Na dowód wskazuje pieczęć komtura z Tucholi










