Małyszowcy

Małyszowcy

Jechali 16 godzin, żeby zobaczyć 16 sekund lotu ich Adama – Jedziemy na Małysza?! – rzucił hasło kolega. – To niedaleko, tylko 1200 km. Cała Polska tam jedzie. Ostatni występ w Pucharze Świata. Akurat w weekend – kusił. Pojechaliśmy. Nie przygotowani, bez biletów, bez zarezerwowanego hotelu. Polski ambasador w Słowenii pocieszał kibiców w radiu, że on jedzie z Polski do Słowenii dziewięć godzin. My tego wyniku nie pobiliśmy. Może przez korki na granicy polsko-czeskiej i przez kibiców Małysza awanturujących się z czeskimi celnikami o każdą bułkę z szynką zagrożoną pryszczycą. Choć Małysz nie pobił rekordu w długości skoku, choć nie wygrał zawodów, warto było pojechać. To był chyba pierwszy tak gremialny wyjazd polskich kibiców na zagraniczne zawody. Czego jednak nie robi się dla mistrza?! Planica, małe miasteczko w Słowenii, tuż przy granicy z Austrią, odżywa właściwie raz w roku. Dziesiątki hoteli, pensjonatów, prywatnych kwater nawiedzają kibice z całego świata. Są Japończycy, Amerykanie, Skandynawowie. Przyjeżdżają Austriacy, Niemcy. Z całej Słowenii zjeżdżają się ludzie, żeby oglądać najlepszych skoczków świata. W tym roku najliczniejszą grupę stanowili Polacy. Organizatorzy ocenili ich liczbę na 30 tys. osób. Czerwono-białe flagi, czapeczki, szaliki, transparenty z hasłami: “Dla mieszkańców miasta Góry Małysz skacze ponad chmury”, “Małysz, przeleć ich”, “Nie chcemy mieć dziecka z Martinem”, “Małysz na Prezydenta”, “Małyszok”. Były też hasła dla Małysza niebezpieczne: “Małysz, skocz 300”. Inne odwoływały się do historii: “Grunwald – 1410, Małysz – 245 metrów”. Prawdziwi kibice – Kibic to takie stworzenie, które powinno być wierne jak pies i wytrwałe jak wielbłąd. Tylko głupie być nie może. Głupi kibic to klęska dla sportowca, którego się szanuje i kocha – opowiada pan Marek, pracownik fabryki samochodów w Tychach. – Dla mnie Małysz jest objawieniem, całym światem. Dzięki niemu po raz pierwszy od wielu lat przeżywałem wzruszenie, patrząc, jak polski sportowiec potrafi być konsekwentny i nie jest mistrzem jednego dnia. Po latach oglądania skoków w telewizji i pomstowania na polskich skoczków mamy wreszcie mistrza świata. Dla Adama warto było przyjechać do Planicy. Pan Marek siebie i swoich kolegów z fabryki nazywa prawdziwymi kibicami. Ocenia, że w Planicy była to najmniej liczna grupa. – Przez cały sezon cieszyliśmy się z sukcesów Małysza. Na ostatni konkurs Pucharu Świata pojechaliśmy, żeby oddać mu hołd. W czwartek, dwa dni przed konkursem drużynowym, zapakowali do volkswagena-busa konserwy, szampany, flagi. Ruszyli po południu. Czescy celnicy zabrali im konserwy (pryszczyca) i kazali wymoczyć obuwie w miednicach wypełnionych środkiem odkażającym. Śmierdziało aż do Planicy. Na skoczni zjawili się w sobotę, dwie godziny przed konkursem drużynowym. Padał deszcz. Zimno. – Ale żadnego alkoholu – opowiada Marek. – Skocznia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wielka, nie było widać zawodników, gdy wybijali się z progu. Potem, nagle, nie wiadomo kiedy, lądowali i przejeżdżali przed barierką, przy której staliśmy. Cały czas dzwonił mój telefon. Koledzy, którzy zostali w Polsce, pytali, gdzie stoję. Chcieli zobaczyć mnie w telewizji. – Ty wariacie, taki deszcz, masz pecha – mówili. Ale ja czułem się świetnie. Zmokłem, ale widziałem najdłuższy skok Adama w historii polskich skoków – 218,5 metra. Kibole Nie ma nic bardziej frustrującego dla kibica piłki nożnej niż martwy sezon. Do Planicy przyjechało mnóstwo kibiców, dla których pójście na mecz to nie tylko okazja do jego obejrzenia. Na stadionie można się wyszaleć, wykrzyczeć, pobić się z kibicami drużyny przeciwnej, czasami z policją. Pod skocznią “kibole” nie szaleli. O ich obecności świadczyły tylko transparenty z nazwami swoich klubów, szaliki i pohukiwanie na Niemca, Martina Schmitta. Zamiast typowego kibicowania “kibole” dbali o sławę swoich miast i osiedli. Mogło się przecież zdarzyć, że kamera najedzie na transparent z wielkim napisem “Bemowo pozdrawia Adama”. To nic, że Niemcy krzyczeli, że chcą coś widzieć. – Nie po to tu przyjechałem z płachtą, żeby ją trzymać na kolanach. Niech kumple widzą, że tu jestem – komentował zachowanie Niemców jeden z kibiców piłki nożnej z warszawskiego Bemowa. – Razem z kumplami postanowiliśmy, że nie będziemy robić żadnych burd. To tylko ze względu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2001, 2001

Kategorie: Obserwacje