W marcu królował żywioł

W marcu królował żywioł

Warszawa 31.03.2017 r. Modzelewski , Werblan i Walenciak - Wydawnictwo Iskry. fot.Krzysztof Zuczkowski

Wydarzenia marcowe już drugiego dnia nie były sterowane, nie stali na ich czele żadni komandosi, bo oni wszyscy byli w więzieniach Karol Modzelewski i Andrzej Werblan AW: Nie znam dokumentów, z których by wynikało, że bezpieka Marca się spodziewała. KM: Ona nie miała instrumentów, żeby to ocenić. AW: Rozruchów nikt w KC się nie spodziewał mimo zwołania wiecu. Ja byłem kierownikiem Wydziału Nauki KC, powinienem był na ten temat dość dużo wiedzieć. Ale byłem na jakiejś międzynarodowej naradzie, bo mnie zatrudniano wtedy do różnych działań w międzynarodowym ruchu komunistycznym. Z różnych powodów. Ja, po pierwsze, znałem języki, po drugie znałem dość dobrze tę marksistowsko-leninowską teologię. Więc mogłem w tym międzynarodowym towarzystwie dość swobodnie się obracać. Byłem jak raz w Budapeszcie na tygodniowej nasiadówce, bo szykowała się światowa narada partii komunistycznych, która odbyła się dwa lata później. 6 marca wieczorem wróciłem z Budapesztu. 7 marca dowiedziałem się, że ma być wiec z powodu Michnika i Szlajfera na uniwersytecie. Zenka Wróblewskiego – mojego zastępcę – zapytałem, co wy robicie? Ano – usłyszałem – Komitet Warszawski szykuje trochę aktywu robotniczego. Pytam: w jakim celu? Ażeby nie dopuścić do wyjścia wiecu poza teren uniwersytetu. Taką informacją dysponowałem. KM: A Gomułka jaką informacją dysponował? On też był za granicą. On był na naradzie Doradczego Komitetu Politycznego Układu Warszawskiego w Sofii. Razem z nim byli Kliszko, Cyrankiewicz i Spychalski. W tym czasie w Warszawie decyzje zapadały między Moczarem i Kępą. AW: Gomułka wrócił z Bułgarii 7 marca wieczorem. KM: Jaką miał informację? AW: Tego nie wiem. Przypuszczam, że taką samą jak ja. KM: Panie profesorze. To jest najkrótsza, miażdżąca recenzja funkcjonowania tej władzy. AW: Tak to było. Gomułka był zaskoczony rozruchami. KM: Nie uważa pan, że to była samowolka Moczara? Doprowadzenie do takiej sytuacji? Że pana nie poinformował, co zamierza zrobić, to rozumiem. Ale jeżeli Gomułki nie poinformowali… AW: Bo oni to traktowali jako aktyw robotniczy. KM: Najpierw aktyw robotniczy, ale potem wprowadzili normalne ZOMO. I to ZOMO polowało na studentów. AW: Oni twierdzili, że wprowadzili ZOMO, kiedy tłum próbował wyjść z dziedzińca Uniwersytetu. KM: Nieprawda. Tłum się schował do budynków, a ZOMO polowało na studentów na terenie uniwersytetu. ZOMO wypchnęło część ludzi uciekających z uniwersytetu, którzy zaczęli się chronić w kościele św. Krzyża. AW: Nie wykluczam, że to była samowolka Moczara. KM: A samowolka jest czym, jak nie rodzajem prowokacji? Przypuszczam, że on chciał, żeby fajczyło bardziej, niż musiało. AW: Przypuszczam, że nawet jeśli nie chciał, to wykorzystał sytuację. Moczar chciał mieć sukces. AW: Sukces personalny. Chciał pognębić tych, których zwalczał. KM: Chciał wysadzić z siodła Gomułkę? AW: Wtedy nie. Chciał obudować Gomułkę swoimi wpływami i chciał z tych działów – kultura, nauka, prasa – wypchnąć to, co było pozostałością układu popaździernikowego. Rozruchów władza się nie spodziewała. Ci, co – w rozumieniu policyjnym – je zorganizowali, też się ich nie spodziewali. Raczkująca opozycja odniosła wielki, niespodziewany sukces. Tylko go opijać. KM: W więzieniu? Już od drugiego dnia wydarzeń one nie były sterowane, nie stali na ich czele żadni komandosi, bo oni wszyscy byli w więzieniach. Królował żywioł? AW: Tak, to były spontaniczne ruchy. KM: Wyłaniały się kolejne ekipy. Była formalna organizacja, wyłaniano komitety delegatów wydziałowych. Czasem to byli ludzie, którzy znali jakichś komandosów, ale na ogół nie. To była spontaniczna emanacja środowiska studenckiego. To samo działo się na innych uczelniach, gdzie w ogóle nie mieliśmy nikogo. AW: Ruch nabrał spontanicznego rozmachu i zaczął się sam organizować. Muszę powiedzieć tak, jak patrzyłem na to wtedy, że mi się to wydawało szczególnie niebezpieczne. KM: Ładunek wybuchowego materiału był ogromny. AW: Trudny do kontrolowania przez kogokolwiek. Uważałem to za bardzo niebezpieczne dla kraju. Byłem przekonany, że trzeba go spacyfikować. Bez rozlewu krwi. Dlatego że każde starcie, które przyniosłoby ofiary, miałoby już konsekwencje ogromne. Tak myślano szerzej – że jak się to w Polsce rozleje na taką poważną ruchawkę, nie tylko studencką, to skończy się radzieckimi. Dobrze znaliśmy Rosjan, ich sposób myślenia. Oni nie dopuszczali myśli, że tu się dzieje coś spontanicznie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2018, 2018

Kategorie: Wywiady