Marek konfabulował

Marek konfabulował

List Tadeusza Zakrzewskiego do „Wprost” w sprawie Marka Piwowskiego

List do „Przeglądu”
Szanowny Panie Redaktorze,
Na stare lata stałem się „bohaterem” sprawy związanej z Markiem Piwowskim. Gdyby nie był moim kumplem z lat młodości – machnąłbym ręką. Dyskusja o lustracji nie jest na moje nerwy. Ale z Marka robią superszpiega, a tygodnik „Wprost” próbuje obnażyć go do imentu. Pozwalam sobie załączyć kopię listu wysłanego do tego tygodnika (…).

Szanowny Panie Redaktorze
Artykuł we „Wprost” pt. „Rejs w kłamstwo” wpisuje się w ogólny klimat lustracji. Nie będzie „domniemania niewinności”, a wszelkie wątpliwości nie zaświadczą na korzyść podejrzanego. IPN zawsze będzie miał rację i każdemu udowodni kłamstwo lustracyjne. Bo nad każdym ma przewagę: lustrowany oprze swoje wyjaśnienia o zawodną pamięć, a pracownik IPN zajrzy do dokumentów i wyłapie nieścisłości. I ujawni, co zechce.
Spytałem młodego, napalonego reportera TVP, przepytującego mnie na okoliczność artykułu we „Wprost”, czy pamięta wszystkie pytania maturalne, na które odpowiadał. Przyznał, że „piąte przez dziesiąte”. Tak na pewno wiedział jedno… że zdał maturę.
Historia Marka Piwowskiego ma ponadpięćdziesięcioletnią brodę. On nie zaprzecza, że był agentem, on nie pamięta szczegółów. Nawet między nim a mną – jego oficerem prowadzącym – nie było zgody co do wielu faktów. Marek twierdzi, że

ostrzegłem go przed aresztowaniem

po wyjściu z sali gimnastycznej, a ja, że podczas treningu bokserskiego. Ja byłem przekonany, że werbunek nastąpił w roku ’57, a Marek sądził, że trochę później. Natomiast IPN przedstawił dokument, że stało się to 6 maja 1960 r. My nie pamiętaliśmy, gdzie do tego doszło, a IPN wie, że w lokalu konspiracyjnym „Kawalerka”.
Twierdziłem i dawałem głowę, że Piwowski nie był agentem płatnym. Tymczasem w dokumentach stoi jak byk: w dniu 31 marca 62 roku pokwitował 1000 złotych. Dokument jest prawdziwy, poznałem swój podpis.
Być może był to zwrot kosztów, które ponosił, wykonując zadania za granicą. Być może chciałem podeprzeć go finansowo, bo był biedny jak mysz kościelna. Być może. Byłbym pierwszym naiwnym, chcąc coś ukryć, wiedząc, że zachowała się teczka TW. Po prostu nie pamiętałem.
Pracownik naukowy IPN nie ma wątpliwości, twierdzi, że „Marek Piwowski był dobrze opłacanym agentem”. Podobno za kilka lat współpracy otrzymał 2500 złotych. Cóż to była za suma? 25 dolarów. Najwyżej.
Autor artykułu zaprzecza, że „Marek przyszedł do mnie”, pisze, że „to ja odszukałem kumpla na terenie UW”. Że tak było, wyczytał w moich notatkach służbowych.
Ludzie! A co miałem napisać? Całą prawdę? Że się umówiliśmy? Obaj byliśmy zainteresowani, żeby wszystko trzymało się kupy, była to ryzykowna gra, szczególnie dla mnie. A więc on konfabulował, a ja brałem wszystko za dobrą monetę.
IPN przyłapał mnie na jeszcze jednym „kłamstwie”, autor artykułu napisał:
…informacje tajnego współpracownika musiały mieć istotną wartość operacyjną, skoro jego prowadzenie przejął od Zakrzewskiego jego przełożony, naczelnik Wydziału II, major Władysław Rutka…
Czyli byłem dupa nie oficer, nie zasługiwałem na prowadzenie wartościowego agenta, mimo że to ja go zwerbowałem.

Teczkę personalną TW „Krost”

położyłem na biurku mojego szefa, bo był do niej dopięty wniosek o skierowanie jej do archiwum. I byłem przekonany, że tam trafiła. Pojęcia nie miałem, że
mjr Rutka postanowił współpracę z TW kontynuować. Kończyłem wówczas swoją przygodę ze służbami, dostałem się na podyplomowe Studium Dziennikarskie UW i już do MSW nie wróciłem.
Piwowskiemu nie było łatwo wymigać się od dalszej współpracy, miał coraz więcej do stracenia, już wyjeżdżał na Zachód, posmakował wolnego świata. Paszport mógł stracić w każdej chwili.
Tyle że Piwowski był agentem żadnym, nie nadawał się do tej roli, chociaż… teoretycznie był cennym nabytkiem. Tkwił w środowisku aktorów, reżyserów, filmowców, dziennikarzy. Jakim był, przekonywali się kolejno major Rutka, który szybko przekazał „Krosta” w ręce podwładnego Jasaka, a ten sporządził wniosek o zaniechanie współpracy. Ale „Krost” nie wyleciał z ewidencji. Wciąż ktoś po niego sięgał. Gdyby Piwowski był naprawdę agentem wartościowym, nie trafiłby na listę Wildsteina, nadal tkwiłby w strukturach tajnych służb. Bo najlepsi z lat PRL pracują nadal.
Przykład Marka Piwowskiego jest chichotem historii: jako młody chłopak rozrzucał ulotki, a jednocześnie był aktywistą ZMP. Z kraju szczęśliwości próbował uciec za granicę i wpadł. Odsiedział dwa lata, jako więzień pracował w kopalni węgla, wyszedł na wolność i podjął studia. Dostał upragniony paszport i wracał do kraju. Był agentem, a jednocześnie zrealizował najbardziej kultowy film „Rejs”

wykpiwający peerelowską rzeczywistość.

Tak, znajdą się tacy, którzy będą udowadniać, że za filmami Piwowskiego ktoś stał, będą wietrzyć jakiś tajny układ.
Piwowskiego potępią tylko ci, którzy w latach PRL mieli mleko pod nosem albo dopiero stali w kolejce do izby porodowej. Jestem pewny, że Marek jest „w porządku”, że nikogo nie skrzywdził, że na spotkaniach z innymi oficerami wywiadu czy kontrwywiadu konfabulował, tak jak w rozmowach ze mną. Współpraca z tymi służbami nie jest przestępstwem, bez względu na to, jaka była Polska. Innej nie było w pobliżu. A ci, którzy w niej dorastali, widzieli w tym kraju swoją przyszłość.
Marek Piwowski przyznał się do współpracy. To niech IPN udowodni, że wyrządził krzywdę innym. A naukowcy z tego instytutu może przypomną sobie o zasadzie domniemania niewinności.
Tadeusz Zakrzewski
Warszawa, 13.03.2007 r.

PS Mógłbym się w to wszystko nie mieszać, powiedzieć, że mi to wisi kalafiorem. Mam 75 lat i swoje przeżyłem. Byłem wychowankiem domu dziecka. Mój wychowawca – „Dziadek” Lisiecki – wpajał każdemu jedną zasadę: „Postępuj w życiu tak, żebyś mógł każdemu patrzeć prosto w oczy”.
I spokojnie patrzę. I z własnego doświadczenia wiem, że w każdej pracy można być człowiekiem uczciwym albo kanalią. Piwowski kanalią nie jest, a każdy uczciwy dziennikarz powinien mu pomóc w udowadnianiu, że nie jest wielbłądem.

 

Wydanie: 13/2007, 2007

Kategorie: Od czytelników

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy