Matura ściśle tajna

Matura ściśle tajna

Propozycja ujawnienia wyników matur wywołała w Gorzowie burzę

Szkoły zazwyczaj niechętnie udostępniają dane dotyczące wyników nauczania. Dyrektorzy tłumaczą, że nie chcą ścigać się z najlepszymi. – Jeśli do jednych liceów idą zdolne dzieci, a do drugich pozostałe, trudno wymagać, by wynik matury był inny – uważa jeden z gorzowskich nauczycieli. Nic więc dziwnego, że kiedy radny Leszek Narusiewicz (SdPl-PD) jako pierwszy w Polsce zaproponował ujawnienie wyników matur, nie wszystkim ten pomysł się spodobał. – Reakcja środowiska nauczycielskiego na moją nieśmiałą interpelację dowodzi, że zostało naruszone pewne tabu. Dyrektorzy boją się zmiany status quo. A przecież szefowa Centralnej Komisji Egzaminacyjnej powiedziała, że nie ma jednoznacznego zakazu ujawniania informacji o maturze – mówi Leszek Narusiewicz. – Może pora zrewidować ranking tkwiący w mentalności ludzi?

Naciąganie rankingów?
– Dla rodziców średni wynik matury jest istotną informacją, jednak szkoła ponadgimnazjalna powinna być oceniana na podstawie wielu kryteriów. Mogłyby to być np. też sukcesy w olimpiadach czy jednakowa w całym mieście diagnoza przeprowadzona po pierwszej klasie. Takie badanie miasto może zamówić w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym – proponuje Roman Sondej, lubuski wicekurator oświaty, gorzowski radny PiS. Nie do końca jest przekonany do publikowania samych wyników matur: – Ranking oparty na wynikach matur z każdego przedmiotu może dać rodzicom wskazówkę, którą szkołę wybrać, aby kierunkowo przygotować się do studiów. Trzeba jednak przemyśleć sposób przedstawienia. Jak coś ma być zrobione pochopnie, lepiej tego nie robić.
Nauczyciele mają wiele wątpliwości. – Wyniki trzeba ujawniać, analizować, wyciągać z nich wnioski. Musi to być jednak zrobione z głową. Trzeba wziąć pod uwagę wiele czynników: jakie były zadania, jacy uczniowie pisali, ilu ich było – w jednej szkole z matematyki mogą zdawać dwie osoby, w drugiej 42, a wynik w każdej placówce jest tylko średnią – tłumaczy jedna z nauczycielek. Jej kolega dodaje: – Po co tworzyć niezdrowe rankingi? To nie jest wyścig szczurów, trzeba zadbać o każdego ucznia, a nie zajmować się jedynie śrubowaniem wyników.
Ów „wyścig szczurów” może mieć też inne konsekwencje. – Jawność wyników matury może spowodować, iż niektóre szkoły zaczną pomagać uczniom na egzaminie albo będą podawać nierzetelne dane – mówi jeden z rodziców. – To niemożliwe. Dane są przecież też w kuratorium. Poza tym przepisy są jasne: nie można nawet podejść do ucznia, a członkowie komisji stoją obok siebie – tłumaczy Halina Antczak, zastępca naczelnika wydziału edukacji Urzędu Miasta w Gorzowie. – Matura jest jedynie efektem końcowym nauki. Okres liceum to trudny wiek dojrzewania, więc ważne są: klimat szkoły, atmosfera, program wychowawczy, nauczyciele czy edukacja idzie w parze z wychowaniem, propozycje pozaedukacyjne, kontakty międzynarodowe – wylicza Małgorzata Korsak. Jej syn Mateusz jest w II klasie gimnazjum. – Trafił tu na bardzo dobrą nauczycielkę polskiego, przekonał się, że jest coś wart. Może pójdzie za nią do ogólniaka – mówi Małgorzata Korsak.
Zdaniem Haliny Antczak, tworzeniem rankingów powinni się zajmować analitycy. – Tylko niektóre szkoły sprawdzają losy swoich uczniów, zbierają informacje o uczelniach, na których studiują – mówi. Ważne jest bowiem, co się stało z uczniem, który trafił do danej szkoły, czyli jaki poziom wiedzy i umiejętności reprezentował na początku pierwszej klasy ogólniaka i z jakim kończy. Dziennikarze robili, co mogli. Jedni układali rankingi na podstawie liczby kandydatów na jedno miejsce do danego liceum, drudzy używali kilku kryteriów. Brano wówczas pod uwagę zainteresowanie szkołą (kandydaci na miejsce), liczbę olimpijczyków na szczeblu centralnym, „zdawalność” matury oraz odsetek absolwentów, którzy dostali się na studia. Dyrektorzy szkół przygotowywali dane dotyczące odpowiadające tym czterem kryteriom i na ich podstawie powstawał ranking gorzowskich liceów. Opierał się on na zaufaniu i miał być jedynie zabawą. Jak się okazywało, nie wszyscy tak do tego podchodzili. Do redakcji dzwonili niekiedy nauczyciele i uczniowie, mówiąc, iż konkurencyjna szkoła na pewno nie ma tylu chętnych na miejsce. Trudno było zweryfikować wszystkie wartości, bo w kuratorium oświaty dostępne były jedynie wyniki matur. Nie do końca reprezentatywna była też liczba chętnych w ogólniaku oferującym 210 miejsc, gdy inny chciał przyjąć 90 uczniów. Niewiele szkół prowadziło i prowadzi nadal dokładny spis podjętych przez swych absolwentów studiów wyższych. Często więc „odsetek studiujących” był jedynie szacowany. Tu też trudno było o wspólny mianownik – bo jak porównać 20 absolwentów ogólniaka, którzy dostali się na medycynę czy prawo w renomowanych uczelniach z 30 z innej szkoły, którzy poszli na studia w raczkującym dopiero ośrodku akademickim?
Najbardziej znany ranking liceów prowadzą redakcje „Perspektyw” i „Rzeczpospolitej”. Opiera się on na laureatach olimpiad przedmiotowych, a jego wynikami chlubią się co roku najlepsze szkoły w regionach. – Zdarza się np. jeden bardzo zdolny uczeń, który zdobywa laury w wielu olimpiadach. Dzięki niemu szkoła jest na wysokiej pozycji w rankingu, ale czy to świadczy o poziomie całego liceum? Tylko zewnętrzna matura może dać pewne porównanie – twierdzi Leszek Narusiewicz.

Liczy się poziom
W Gorzowie tort z najlepszymi uczniami dzielą między sobą dwa najstarsze ogólniaki – „jedynka” i „dwójka”. Co roku starają się do siebie przyciągnąć laureatów konkursów, osoby nietuzinkowe. Kuszą tradycją, olimpijczykami, doświadczoną kadrą nauczycielską. Coroczne rankingi są dla nich jedynie sprawdzeniem, która z tych szkół jest lepsza od drugiej. – Ranking popularności szkół funkcjonuje już od dawna – przyznaje Halina Antczak. Ona sama skończyła II LO, jej dzieci zaś – „jedynkę”. Co zdecydowało o wyborze szkoły? – Syn z córką brali pod uwagę opinie innych oraz poziom szkoły. Interesowali się sukcesami ogólniaka w konkursach i olimpiadach, aktywnością liceum. Ważna była też lokalizacja – mówi Halina Antczak.
Martyna o I LO myślała już w VI klasie podstawówki. – Byłam tu wtedy na konkursie recytatorskim i szkoła mi się spodobała. Kierowałam się też poziomem szkoły i uczniów, czyli wynikiem matur, olimpiadami. Rozmawiałam z kolegami, ale byłam pewna swego: chcę iść tam, gdzie są wymagający nauczyciele i ambitni uczniowie, bo przecież na poziom szkoły pracują wszyscy – mówi licealistka. Za kolegami nie poszedł też Marek, drugoklasista z I LO: – Interesowałem się liczbą laureatów konkursów i olimpiad, „zdawalnością” matury, renomą szkoły, jej klimatem. Spodobało mi się i już żałuję, że liceum nie jest czteroletnie. Chętnie bym posiedział!
Mateusz, maturzysta z IV LO, nie mieszka w Gorzowie, więc zależało mu, żeby ogólniak był w centrum miasta. Przy wyborze szkoły kierował się też opinią kolegów i oferowanymi przedmiotami rozszerzonymi – geografią, wiedzą o społeczeństwie i angielskim. – Wiedziałem, że to renomowane liceum. Przyznaję jednak, że 1 września do szkoły szedłem trochę w ciemno. Teraz nie żałuję i polecam to liceum innym – mówi Mateusz.
Radny Narusiewicz proponuje, żeby magistrat stworzył podobny ranking, jaki funkcjonuje przy rekrutacji na studia wyższe – wystarczy ułożyć odpowiedni algorytm. – Skoro uczelnie sobie poradziły, czemu w liceach miałoby się to nie udać? – zastanawia się.
Tymczasem dyrektorzy gorzowskich szkół ponadgimnazjalnych mieli do świąt dostarczyć dane do wydziału edukacji. Wkrótce trafią one na miejską stronę internetową. Władze oświatowe Gorzowa zwrócą się ponadto do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej o przesyłanie wyników matur także do urzędu miasta.

Wydanie: 17-18/2006, 2006

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy