Miasta bez mundurów

Miasta bez mundurów

A woman affixes a small sign to part of the so-called "No Cop Co-Op" which is providing free items like food, drink, and hygiene products to community members at the CHAZ/CHOP zone near the Seattle Police Department's East Precinct during continued protests against racial inequality and the police in the aftermath of the death in Minneapolis police custody of George Floyd, in Seattle, Washington, U.S. June 14, 2020.,Image: 531702371, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: LINDSEY WASSON / Reuters / Forum

Czy wyeliminowanie służb policyjnych jest naprawdę możliwe? Na pierwszy rzut oka łatwo było ją pomylić z areną anarchistycznego protestu lub rozciągniętym na kilkanaście przecznic antyglobalistycznym happeningiem. Chaotycznie rozrzucone namioty, z których czasami wychylały się zmierzwione fryzury głównie młodych, kolorowo ubranych ludzi. Płoty obwieszone plakatami i hasłami wypisanymi na kawałkach tektury. A przede wszystkim wielki transparent umieszczony przy wejściu na okupowany przez aktywistów obszar, krzyczący do obserwatorów: „To miejsce jest teraz własnością mieszkańców Seattle”. Autonomiczna Strefa Seattle Tak wyglądała tzw. Autonomiczna Strefa Seattle, fragment największego miasta północno-zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Tamtejsi aktywiści, coraz bardziej sfrustrowani wszechobecną w kraju przemocą i nadużywaniem siły przez policjantów, postanowili przekształcić ją w samorządną utopię. Oprócz wielu zasad typowych dla tego typu inicjatyw, takich jak samopomoc czy barterowa ekonomia, wprowadzili w życie społeczny eksperyment, którego domaga się coraz więcej Amerykanów. Postanowili sprawdzić, czy są w stanie jako społeczność funkcjonować bez policji. Strefa powstała 8 czerwca, na fali ogarniających USA antyrasistowskich protestów po śmierci George’a Floyda. 46-letni czarnoskóry mieszkaniec Minneapolis został dwa tygodnie wcześniej zabity przez białego policjanta, który nadużył wobec niego siły po aresztowaniu za domniemaną próbę zapłacenia fałszywym banknotem. Trzech innych policjantów, później oskarżonych o współudział w zabójstwie, stało nad skutym, dociskanym do asfaltu Floydem, uniemożliwiając udzielenie mu jakiejkolwiek pomocy. Początkowo zarzuty otrzymał tylko sprawca jego śmierci, Derek Chauvin. Pozostali długo byli jedynie zawieszeni przez miejską komendę, dopiero po prawie dwóch tygodniach od zajścia postawiono ich w stan oskarżenia. Zabójstwo George’a Floyda poruszyło amerykańskie społeczeństwo brutalnością czynu, ale przede wszystkim powodem były ogólne relacje obywateli z policją. Nie chodziło tu bowiem o odosobniony przypadek, który można by zrzucić na karb wybuchu agresji Chauvina czy braku odpowiednich procedur po zatrzymaniu podejrzanego. Wydarzenia z Minneapolis wpisały się w całą serię policyjnych nadużyć, nierzadko prowadzących do śmierci zwłaszcza czarnoskórych obywateli Stanów Zjednoczonych. Użycie przez funkcjonariuszy przesadnej siły nie jest odstępstwem od normy, przeciwnie – często jest normą. Co więcej, jak pokazało śledztwo wokół sprawy Floyda, policjanci funkcjonują pod parasolem systemu. Na samego Chauvina wniesiono wcześniej 16 skarg dotyczących nadużyć na służbie i przekroczenia uprawnień, jednak nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności – zwłaszcza przez wewnętrzne organy policji. Śmierć Floyda zainspirowała tysiące Amerykanów i mieszkańców innych krajów do podjęcia próby stworzenia alternatywy dla opresyjnego systemu. Do znalezienia twierdzącej odpowiedzi na pytanie, czy życie w złożonych ludzkich zbiorowościach zglobalizowanego świata jest możliwe bez policyjnego nadzoru. I choć dla wielu brzmi to jak anarchistyczna utopia, niebezpiecznie zahaczająca o tezę, że żaden aparat państwowy nie jest potrzebny, zaczynają brać ją pod rozwagę coraz poważniejsze instytucje i autorytety publiczne. Drużyny interwencyjne Autonomiczna Strefa Seattle była pierwszą próbą urzeczywistnienia marzenia o społeczności bez policji. Przetrwała nieco ponad miesiąc. Ostatecznie zdemontowano ją 12 lipca, po interwencji – o ironio – miejskiej policji. Początkowo mundurowi nie zamierzali do niej wchodzić, wręcz przeciwnie. Sama idea założenia strefy narodziła się po antyrasistowskich protestach, w wyniku których policjanci opuścili swój posterunek, oblężony wówczas przez demonstrantów. Ci przejęli nad nim kontrolę i zrobili z budynku centralny punkt ich społeczności. Nie udało im się jednak przejąć kontroli nad ludźmi, którzy do autonomicznej strefy się przenieśli. Tylko w ostatnich dniach czerwca doszło tam do czterech strzelanin, w wyniku których zginęły dwie osoby. Wtedy władze Seattle przestały obdarzać utopistów kredytem zaufania. Burmistrz Jenny Durkan, która wcześniej o autonomicznej strefie wyrażała się optymistycznie, nazywając ją nawet „szansą na kolejne lato miłości”, po strzelaninach wycofała się z tych słów i nakazała policji jej demontaż. Dziennikarzom z kolei powiedziała, że nadszedł „koniec eksperymentów”. Projekt autonomicznych stref bez nadzoru policji szybko się rozprzestrzenił. Podobne inicjatywy zapoczątkowano w Portland, Chicago, a nawet w Waszyngtonie. Wszędzie trwały one bardzo krótko, w Waszyngtonie nieco ponad pięć godzin. Nie oznacza to jednak, że przestaje się szukać alternatyw dla policji. Mało tego, w niektórych miastach są już wprowadzane w życie. Jedną z najpopularniejszych metod zmniejszania – bo jeszcze nie całkowitej eliminacji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 30/2020

Kategorie: Świat