Jestem kombatantem, chociaż brzmi mi to osobliwie, na co mi przyszło, i pobieram niewielki, ale miły zasiłek. Dzisiaj niespodzianka. Pismo z Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. W nim listy od urzędu i od Morawieckiego, że podwyższane jest świadczenie pieniężne dla nas, czyli dla opozycyjnej rodziny, teraz bardzo podzielonej. List podniosły, nawet patetyczny, o wdzięczności, o zasługach. Dlaczego o tym piszę? Poczułem coś… coś jakby wdzięczność. Podwyżka jest duża. A odruch wdzięczności dla władzy to podstawa sukcesów wyborczych PiS. Nieustannie coś dają, to tym, to owym. Skoro ja, zaciekły wróg PiS, taką odrobinkę wdzięczności poczułem, to co czują ci, którzy nie mają tak negatywnych uczuć wobec PiS? To jest nie do końca świadome, to odruch psa, który dostaje mięsistą kość. A termin tego podarunku nie jest przypadkowy. Afera wizowa zatacza coraz szersze kręgi. W normalnym kraju byłaby od razu dymisja ministra spraw zagranicznych. Z muru granicznego zrobiono symbol, władza woła, że chroni Polaków, szczególnie kobiety zagrożone przez gwałt. A ta sama władza sprzedawała masowo na lewo wizy wjazdowe do Polski tym „gwałcicielom”. To powinno wstrząsnąć pisowskim elektoratem, ale nie wstrząśnie, elektorat o tym się nie dowie. Albo dostanie papkę propagandową. Doprawdy trudno sobie wyobrazić, co musiałoby się stać, by ten elektorat doznał wstrząsu. Afera może tylko działać na niezdecydowanych, oni jednak unikają wiadomości politycznych. Ale tu jak na złość marszałek Senatu Tomasz Grodzki skorzystał z przysługującego mu orędzia, które musi być transmitowane w telewizji publicznej. Powiało grozą. Wróg w mateczniku kłamstwa. Morawiecki więc ostrzega: „Radziłbym wszystkim, żeby wyłączyć telewizory jak w czasach Jaruzelskiego, bo tak żeśmy wtedy robili: jak mówił Jaruzelski, wyłączało się telewizor albo przełączało na inny program”. Grodzki mówił o aferze wizowej spokojnie i metodycznie, przecież chirurg. Popłoch w PiS, prawda w świecie kłamstwa czynić może wielkie szkody kłamstwu. Minister Piotr Wawrzyk, odpowiedzialny za aferę wizową, miał wysłać do swojego kuzyna SMS, w którym zasugerował, że zamierza targnąć się na życie. Cytuję media: „Kiedy policjanci i ratownicy pojawili się we wskazanym mieszkaniu, zastali byłego wiceministra siedzącego na podłodze. Był przytomny. Miał ranę na prawej ręce. W drugiej ręce trzymał nóż. Nie był agresywny. Był z nim kontakt. Miał pozostawić list pożegnalny”. Nie kpię nigdy z samobójców. Jak ktoś to robi, to znak, że zapewne ma sumienie. Zbigniew Ziobro od razu reaguje na wystąpienie Grodzkiego, mówi w Radiu Zet, że marszałek Grodzki „brał łapówy, ordynarnie wymuszał łapówy”. To niesłychane, minister sprawiedliwości tak mówi o marszałku Senatu. Bez dowodów, bez wyroku. Dziwne, że jeszcze nas coś dziwi. „Gazeta Polska” szykuje koperty dla marszałka łapówkarza, można będzie wyciąć ją z pisma, skleić i wysłać do Grodzkiego. Jak tak dalej pójdzie, będą mordować. Jestem w Redzie na spotkaniu Adama Michnika i sędziego Waldemara Żurka. Adam jak zawsze mówi mocno i dowcipnie, potem w Wejherowie piknik, zorganizowany przez miejscowego działacza KOD Longina Skrzypińskiego. Kiedyś uważałem Longina za szaleńca, codziennie demonstrował z transparentem przed urzędem miejskim w Wejherowie, nawet w deszcz i w święta. Teraz widzę, że w swoim szaleństwie jest prawy i normalny. Na pikniku nie tak wielu ludzi. I to niestety zwykle krąg bliskich, znajomych i starszych, nie docieramy do ludzi spoza naszej bańki. Adam tutaj był więc jak generał ściągnięty do małej potyczki, gdzie wystarczyłby kapral. Kolacja z wódeczką. Przez lata miałem fatalne stosunki z Michnikiem, nieważne kto winny, to zaczęło się już w roku 1988, tyle lat musiało minąć, by serdecznie to zakończyć w Wejherowie. Nie wiedziałem nawet, jak mnie gryzł ten konflikt, pisałem o Adamie nieraz krytycznie, skupiając się na jego wadach, a zapominając o zaletach. On używał przeciwko mnie „Gazety”, a to wielka moc. Ocalałem, ale z trudem. Jak każda wojna ta też była bez sensu. Już widać, że bez względu na to, kto wygra te wybory, przegrani będą oskarżać wygranego, że je sfałszował. Będzie okres zamętu. Spotykam na Wiejskiej Bartka Sienkiewicza, rozmawiamy właśnie o tym, jest optymistą, ale mówi, że na początku będzie bardzo ciężko. W domu mówię żonie, że spotkałem Sienkiewicza, Antek siedzi obok, pyta poważnie: „To on jeszcze żyje?”. n Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym









