Milczenie „Psa”

Milczenie „Psa”

Dlaczego Ryszard Terlecki, kandydat na prezydenta Krakowa, wstydzi się dziś, że był hipisem? Stany Zjednoczone były w szoku po zamordowaniu prezydenta Johna Kennedy’ego. Trwały tam jeszcze zmagania o pełnię praw dla czarnoskórych obywateli USA. Interwencja amerykańska w Wietnamie była przedsięwzięciem nie tylko militarnym, ale i próbą konsolidacji społecznej, bo w dżunglach Indochin ramię w ramię walczyli biali Amerykanie z Południa USA i czarnoskórzy z miast Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża. Ale wojna ta bezpośrednio przyczyniła się do rozwoju ruchu kontestacji młodych – dzieci kwiatów. Czy pierwsze komuny hipisów, jakie powstały w prawie bezludnych okręgach zachodnich stanów USA, skupiały uciekinierów obawiających się otrzymania karty powołania do wojska, czy też ruch miał podłoże ideologiczne – złamanie dotychczasowych postaw społecznych Amerykanów – trudno jednoznacznie ocenić. Nie bardzo wiadomo, jak i kiedy ruch hipisów dotarł do Polski. W drukowanym na łamach „Gazety Wyborczej” (19-20 sierpnia 2006 r.) fragmencie książki zatytułowanym „Polskie dzieci kwiaty” Kamil Sipowicz zastanawia się, kto był pierwszym u nas hipisem. Może był nim Grek Dimitrios Kourtis zwany Milo, może zaś „Pies” z Krakowa, czyli Ryszard Terlecki (dzisiaj profesor, szef krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na urząd prezydenta miasta Krakowa). Józef Pyrz znany jako „Prorok”, „Jonasz” był „ideologiem” ruchu w Polsce. Pochodził z Gawłowa koło Bochni, miejscowości położonej na obrzeżach Puszczy Niepołomickiej. Uczęszczał do Szkoły Kenara w Zakopanem, a ukończył Liceum Sztuk Plastycznych w Kielcach. Następnie podjął studia w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Uzdolniony – rzeźbił w drewnie, malował, ale w Gawłowie uważany był za dziwaka. Właśnie on opracował swoisty manifest polskich hipisów „Jak stać się wolnym? (dla ludzi, którzy posiadają świadomość, że są zniewoleni)”. Należy – dowodził w nim – „zerwać wszelkie kontakty ze środowiskiem niosące smród intelektualny”, „rzucić dom, gdzie dojrzewało przyzwyczajenie i rutyna”, „rzucić państwo, gdzie czyny twoje określane były przez prawo i obowiązki, a nie uczucie miłości”, „wyjść z narodu, który rości sobie prawa wobec ciebie z powodu języka, krwi, rasy, granic”, „zerwać z kulturą, która by mogła uczynić ciebie niewolnikiem schematu narodowego”, „wyjść z państwa, które chce uczynić z ciebie mięso armatnie, nabój do kuli”. Twierdził także, iż „seks jest spełnieniem”, „seks należy w sposób szczególny uwolnić od wszelkich zahamowań”. W środowisku polskich hipisów popularny był również „Skowyt” Allena Ginsberga, jednego z „ideologów” ruchu w Stanach Zjednoczonych. Pierwszą „krakowską” grupę hipisów Provos założył w październiku 1967 r. student UJ, który z tym ruchem zetknął się podczas wakacyjnego pobytu we Włoszech. W grudniu 1967 r. do Krakowa przyjechali hipisi z Warszawy. Ekscentrycznie ubrani, długowłosi, obszarpani i brudni, z kwiatami we włosach i malowanymi na twarzach, różnymi napisami na ubraniach, obwieszeni dzwoneczkami, łańcuszkami i tzw. pacyfą, czyli międzynarodowym znakiem ruchu, wzbudzali zainteresowanie przechodniów, czasem negatywne reakcje. Zwano ich „chrystusikami”. Warszawiacy wrócili do stolicy, pojechał z nimi też m.in. Ryszard Terlecki. Tam krakowianie zapewne poznali zwyczaje hipisów, nauczyli się wdychać opary płynu „tri” (trójchloroetylen dostępny wówczas w każdym sklepie z artykułami gospodarstwa domowego służył do wywabiania plam). W środowisku polskich dzieci kwiatów ów surogat narkotyku nazywano „klejem” (niektóre grupy hipisów amerykańskich używały zamiast i oprócz narkotyków pewnych klejów wywołujących halucynacje, czasem i dzisiaj w Polsce praktykują to niektóre nastolatki), a seanse wdychania „kleingami”. Były nawet (np. w Mławie) przypadki picia tego żrącego i oddziałującego na system nerwowy wywabiacza. Kilka osób zmarło, więcej odratowano po próbach samobójczych. W Krakowie leczono naćpanych w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Kobierzynie; pierwsze ofiary „tri” trafiły tu pod koniec lat 60.; lekarze psychiatrzy nazywali ich „trimanami”. Jeżeli w 1960 r. w Kobierzynie leczyło się siedmiu narkomanów zażywających „klasyczne” środki odurzające, to w 1969 r. na leczeniu przebywało 29 narkomanów, w tym aż 18 z powodu wąchania „tri”. Środek ów w 1970 r. wycofano ze sklepów i pralni chemicznych. Przy ul. Grodzkiej w zrujnowanej, przeznaczonej do wyburzenia oficynie regularnie spotykała się 14-osobowa grupa hipisów Ryszarda Terleckiego w tzw. hip-chatce. Tam wąchano klej,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 44/2006

Kategorie: Kraj