Mit Galicji

Mit Galicji

Trochę tak to brzmi.

– Monarchia, w kolonizacyjny sposób, wniosła na te tereny oświeceniowy racjonalizm. Przypomnę choćby patent tolerancyjny Józefa II i jego konsekwentny rozdział państwa od Kościoła. Ale przez całą pierwszą połowę wieku XIX w Galicji narastał kryzys feudalizmu. Jego kumulacją była rzeź galicyjska – tragedia podwójna, bo dotykająca jednocześnie warstwy chłopskiej i sprawy narodowej. Zaraz potem jednak mamy rok 1848 – uwłaszczenie chłopów. Zaczyna się budowa stosunków kapitalistycznych. Austria przechodzi do konstytucjonalizmu. To wyzwala nową energię i nową siłę. Bardzo chętnie bym podkreślił coś, czego dzieci w polskiej szkole dziś się nie uczą. Dowiadują się o powstaniach i zrywach, których skutki były dla Polaków tragiczne, natomiast nie uczą się o tych, którzy po tragedii powstania styczniowego, właśnie w Galicji, postanowili wybrać inną drogę do niepodległości i byli jak Agenor Gołuchowski* skuteczni.

Nie tylko powstania

Drogę pracy organicznej?

– To była ideologia Stańczyków. Tak bardzo zmarginalizowanych, bo już całkowicie nieaktualnych politycznie w Niepodległej. Warto przypomnieć, że w ciągu kilkudziesięciu lat autonomii w Wiedniu mieliśmy dwóch polskich premierów i 40 ministrów, np. takich jak rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego Julian Dunajewski, który jako minister finansów wyciągnął budżet państwa z głębokiej zapaści i wyprowadził na duży plus. Współrządzenie i współudział Polaków w tworzeniu systemu monarchii konstytucyjnej oraz rozbudowa samorządu były tym, czego na początku XX w. nie miał ani zabór rosyjski, ani pruski. Myślę, że dlatego pomnikowe dziś nazwiska ludzi biorących udział w odbudowie kraju po 1918 r. to nie tylko Józef Piłsudski – ten kluczowe lata spędził w Krakowie – ale też galicyjscy politycy, którzy pierwsze kroki stawiali w parlamencie wiedeńskim: Jędrzej Moraczewski, Ignacy Daszyński, Wincenty Witos. Choć reprezentowali różne opcje, to demokracji, polityki i zasad państwa prawa uczyli się w instytucjach monarchii austro-węgierskiej. Legalizm i przewidywalność państwa, właściwe jej nawet przy tym całym zbiurokratyzowaniu, tak często wyszydzanym przez pisarzy, stanowiły wartość, którą ci ludzie po 1918 r. wnieśli do Niepodległej.

Przed wywiadem bałem się, że odbierze mi pan sentyment do Franciszka Józefa, którego jako krakus bardzo lubię. Widzę jednak, że strach był niepotrzebny. Mówi pan, że Galicja została wymyślona, mimo to stała się realna poprzez swoje konsekwencje. W jednym z wywiadów powiedział pan, że krakowianie są „inni”. Ludzie z Galicji są inni? To efekt mitu?

– Coś w tym jest. To pytanie na swój sposób prowokacyjne. Ja bym zaczął od krótkiej refleksji. Galicja stanowi dziś kilkanaście procent terytorium Rzeczypospolitej. Kraków stał się po II wojnie światowej depozytariuszem całej naszej pamięci o Galicji. Doświadczenie przynależności do monarchii rozpiętej między widłami Wisły i Sanu a Adriatykiem, ciągle ma dla nas znaczenie, bo jesteśmy zwróceni na południe. Nie mówię tylko o tym, że na stacjach kolejowych byłej Galicji nadal wiszą tablice, które pokazują wysokość mierzoną od poziomu Adriatyku. Ani o tym, że atmosfera kawiarni krakowskich jest ciągle bliska tradycji wiedeńskiej. Myślę, że wciąż mamy poczucie pewnej wspólnoty, bo wychowani jesteśmy w takiej, a nie innej przestrzeni kulturowej – w Europie środka.

To dlatego na Węgrzech tak szybko czujemy się jak „u siebie w domu”?

– Wciąż kiedy jedziemy z Krakowa do Koszyc, Budapesztu, Zagrzebia, Grazu i Kluż – dawniej Klausenburga lub Koloszwaru, tak właśnie się czujemy. Łączy nas wspólna przestrzeń kulturowa. Symbolem jedności są np. budynki gimnazjów – takie same w Trieście, w Krakowie i w innych miastach c.k. monarchii, ale to tylko metafora. Moim zdaniem, łączy nas system wartości, który ugruntował się na przełomie XIX i XX w. On pomógł nam przetrwać okres komunizmu. Nie przypadkiem moda na Europę Środkową wybuchła w latach 70. XX w. i epoce Leonida Breżniewa. To była próba pokazania, że jesteśmy wierni innemu systemowi wartości. A w Polsce ciągle istnieją niewidoczne granice zaborowe. Granice mentalne. Na przykład regularnie przy okazji różnych wyborów preferencje wyborcze rozkładają się zgodnie z granicami zaborów. Nasza „inność” jest dziś ważną częścią polskiego bogactwa różnorodności. Procentować może choćby długa tradycja samorządności.


* Agenor Gołuchowski Młodszy – w latach 1895–1906 minister spraw zagranicznych Austro-Węgier. Przewodniczący Komisji Politycznej Koła Polskiego w wiedeńskim parlamencie. W czasie I wojny światowej bronił polskich interesów we wcześniej zarządzanym przez siebie ministerstwie oraz w komendzie głównej. Podpisanie traktatu brzeskiego w 1918 r. uznał za zdradę i wraz z polskimi posłami ogłosił zerwanie związku z rządem austriackim. Zmarł w 1921 r. Został pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie.

Foto: Paweł Mazur

Strony: 1 2 3 4 5

Wydanie: 10/2015, 2015

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy