Mleko się rozlało

Kuchnia polska Cały teraz kłopot klasy politycznej, a także i nas wszystkich, polega na tym, jak je pozlewać na powrót do garnuszka. Na razie jednak żaden z podsuwanych na to sposobów nie wydaje mi się szczęśliwy. Nie jest więc szczęśliwym pomysłem ten, który zaproponował tak przecież bystry polityk, jakim jest marszałek Borowski, aby uznać, że Andrzeja Leppera Sejm pozbawił funkcji wicemarszałka dlatego, że „lżył i poniżał ludzi”. Nie takie bowiem rzeczy słyszeliśmy już w Sejmie III Rzeczypospolitej. Pan Moczulski nazywał na przykład tych, którzy siedząc obecnie w ławach poselskich, byli kiedyś w PZPR „płatnymi zdrajcami, pachołkami Rosji”. Pan Milczanowski nazwał premiera, Józefa Oleksego, szpiegiem i zdrajcą Ojczyzny. Pan Pałubicki nazwał prezydenta RP „prezydentem wszystkich ubeków”. Pan Niesiołowski powiedział wszystko o wszystkich. Pan Macierewicz wyprodukował „listę Macierewicza”, na której wszyscy byli agentami. Na koniec zaś pan Piskorski, oburzony obecnym niekulturalnym zachowaniem Leppera, nazywa go ustawicznie „śmieciem”, co powtarzają skrzętnie wszystkie stacje telewizyjne. I co? I nic. Nikomu nie spadł za to włos z głowy. Jakże więc społeczeństwo ma uwierzyć, że nagle uszy Sejmu stały się tak delikatne, albo że obraźliwe epitety, użyte przez Leppera, były czymś niezwykłym? Nie jest też trafne przekonanie, że pomówienia pod adresem członków klasy politycznej, złożone przez Andrzeja Leppera w formie pytań zadanych w Sejmie, tak oburzą opinię publiczną, iż ta potępi byłego wicemarszałka i zażąda postawienia go przed sądem. Już nazajutrz po tym incydencie, podczas rozmowy z posłem Kaczyńskim w telewizyjnej „Kropce nad i”, 63% słuchaczy oświadczyło, że gotowe jest uwierzyć Lepperowi, a tylko ponad 30% było innego zdania. Otóż na wynik ten rzetelnie zapracowały zarówno media, jak i sama klasa polityczna. Przez kilka lat niemal codziennie na pierwszych stronach gazet czytaliśmy doniesienia o większych, mniejszych, a czasem wręcz kolosalnych aferach łapówkarskich i finansowych, z udziałem posłów, ministrów, polityków. Dostarczanie takich materiałów do gazet szło zresztą tym łatwiej, że żadna z tych wielkich afer nie została do końca wyjaśniona, lecz wszystkie one po prostu przysychały. Nie dowiedzieliśmy się więc nigdy, jak to było z „Telegrafem”, nie dowiedzieliśmy się, jak to było ze światłowodem przy rurociągu, nie dowiedzieliśmy się, co było z PZU Życie i Wieczerzakiem, nie wiemy, co było z zakupami wojskowymi i Szeremietiewem, nie wiemy, co było z Grabkiem i politykami, nie dowiemy się też pewnie, co było z FOZZ-em, bo sędzia Piwnik już nie jest sędzią, lecz ministrem, a zanim nowy sędzia przeczyta wszystkie akta, cała sprawa się przedawni. Nie wiemy, co się dzieje z Pineiro, który przyjechał dobrowolnie, aby zeznawać w sądzie, ale siedzi w areszcie, siedzi Grabek, siedzi Wieczerzak, a im dłużej siedzą, tym mniej o nich słychać. Nie tak dawno wreszcie zabawiano nas przecież milionami prezydenta Piskorskiego, zarobionymi na handlu antykwarycznym, na co antykwariusze przecierali oczy ze zdumienia. I co? I nic. Natomiast ze wszystkich tych spraw, gdzie stale przecież przewijały się jakieś nazwiska polityków, społeczeństwo wyciągnęło naukę, że wszystko jest możliwe i że wszystko, jeśli się chce, można też jakoś wyciszyć, skanalizować, zapomnieć. Pan Skalski napisał jakiś czas temu, że dawniej, kiedy na postać publiczną padał choćby cień podejrzenia o korupcję czy malwersację, osobnik taki strzelał sobie w łeb. Dziś przeciętny czytelnik gazet słysząc coś takiego, po prostu puka się w czoło. I dlatego nie myślę, aby dochodzenie prokuratorskie w sprawach poruszonych przez Leppera, które właśnie się toczy, mogło – niezależnie od wyniku – cokolwiek zmienić w nastawieniu opinii, która równie dobrze może ten wynik przyjąć, jak i uznać go za manipulację. Bo w końcu nie takie rzeczy już widzieliśmy. Rozlane mleko, z którym mamy do czynienia, nie polega bowiem na tym, że Lepper z trybuny sejmowej powiedział rzeczy bulwersujące, albo też – jak piszą niektórzy – poderwał autorytet Sejmu Najjaśniejszej. W idealizowanej obecnie II Rzeczypospolitej straż marszałkowska wyrzucała z Sejmu posłów na bruk – chodziło oczywiście o posłów komunistycznych – a Piłsudski sprowadził do Sejmu oficerów pod bronią. I wszystko to działo się w tym samym Sejmie, na ulicy Wiejskiej, a więc nie mówmy o nim jako o miejscu nieskazitelnym. Rozlane mleko polega na tym, że ostatnie wydarzenia i społeczna reakcja na te wydarzenia ujawniły głęboki rozziew, jaki istnieje u nas pomiędzy tzw.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 50/2001

Kategorie: Felietony