Młodzi jadą

Dopadła mnie dziennikarka młoda, ciałem żwawym odwrót uniemożliwiła, usta sitkiem mikrofonu przyblokowała. – Słyszał pan o inicjatywie młodych posłów, którzy zmawiają się przeciwko premierowi Millerowi? – zadała pierwsze z serii krzyżowych pytań. – Sierakowska? Znowu? – zdziwiłem się. – Jaka Sierakowska, chodzi mi o grupę młodych posłów – strofowała mnie – tych którzy przygotowują zamach na Millera i Janika podczas najbliższej konwencji. – Nie wiedziałem, nie słyszałem – odparłem niczym przed Komisją Śledczą. – A któż to taki? – Nazwisk nie powiem – odparła, przyduszając niczym boa długonogim cielskiem. – Ale mają już lidera, który wystartuje przeciwko Millerowi, przepraszam Janikowi – poprawiła się. – A któż to taki? – zapałałem ciekawością najwyższą. – Nazwiska nie powiem, mam prawo do tajemnicy, dobrze pan wie – odparła, poluźniając ucisk. – Skoro pan nie chce mówić, to nie! – prychnęła obrażona i już pełzła szybko ku nowej ofierze.
Dopadła mnie młoda myśl o młodym, ciałem jeszcze żwawym kandydacie na przywódcę SLD. Dopadła wcześniej po lekturze artykułu Mieczysława F. Rakowskiego w „Trybunie”, postulującego radykalną zmianę kierownictwa SLD. Wybranie kogoś nowego, spoza pierwszych szeregów przywódczych, reprezentanta młodej generacji. Rakowski przypomniał czas rozwiązania PZPR. I czas zawiązania SdRP. Świadome odsunięcie się od kręgów kierowniczych nowej partii ludzi z kierownictwa starej. Wcale wówczas nie takich starych. Ale wówczas istniała spora liderska grupka. Kwaśniewski, Miller, Iwiński, Danuta Waniek, Siemiątkowski. Było komu władzę oddawać. Dzisiaj przywoływani młodzi jawią się jako anonimowi. Gdzież są przywódcy młodych, którzy mogliby stanąć w szranki z Oleksym czy Janikiem? Nie tylko po to, by wygrać od razu, ale by chociaż sobie powalczyć.
Czemu nie ma młodych liderów w SLD? Bo ci potencjalni od razu się zestarzeli. Od razu zaczęli się ubierać jak starzy w ponure, ciemne gajerki, obowiązkowe zaciśnięte krawaty. Patrząc na krajowego młodego socjaldemokratę, mam nierzadko wrażenie, że jest on już w stroju trumiennym. Tylko zmienić mu pozycję na horyzontalną, dodać gromnicę i „Dobry Jezu” zanucić.
Ubiór często determinuje myślenie. Młody socjaldemokrata też myśli jak stary. Serwilistycznie wobec partyjnych liderów, układów. Ale jak można myśleć inaczej, kiedy zarabia się na chleb jako urzędnik państwowy, samorządowy, działacz gospodarczy podczepiony pod rządzący układ polityczny? Już sama taka pozycja zawodowa i warunki awansu sprzyjają uległości i podległości.
W naszym kraju rozpowszechnił się taki model kariery młodego polityka. Najpierw nosi teczkę za radnym, niekiedy od razu za posłanką, potem za ministrem, niekiedy za wiceministrem. Potem dostaje posadę w urzędzie powiatowym, marszałkowskim albo nawet w ministerstwie. Szczęśliwiec zostaje radnym, posłanką nawet. Ale kiedy nastaje czas przełomu, a taki u nas co lat parę, okazuje się, że mamy całą armię młodych sprawnych asystentów, radnych, dyrektorów departamentów, posłanek nawet, ale nie ma wśród nich liderów politycznych, trybunów ludowych, przywódców z zadatkami na charyzmę. Czemu ich brakuje? Ano dlatego, że młodzi politycy swą karierę i działalność polityczną traktują jak naukę fachu, rzemiosła. Terminowanie uczniów, czeladników u mistrzów. Tymczasem polityka, podobnie jak magia, jest podszyta buntem przeciwko zastanym układom, prawom, przywódcom. Można poduczyć się, poterminować, ale potem trzeba jak najszybciej wyzwolić się z rzemieślniczego cechu. Zbuntować!
Bunt wymaga jednak innego niż rzemieślniczy stylu myślenia, innej mentalności. Kontrolowania autorytetów. Wolności, pogardy, a nie serwilistycznych zachowań. Jeśli takiego stylu nie będzie w nowej Federacji Młodych Socjalistów, to przy okazji następnego przełomu znowu zamiast młodego kandydata na przewodniczącego pojawi się Towarzysz Anonim.

 

 

Wydanie: 10/2004, 2004

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy