To jest moja ostatnia wojna

To jest moja ostatnia wojna

Zygmunt Freud umarł na swój własny sposób, wtedy, kiedy chciał WRZESIEŃ 1939 ROKU Wczesnym rankiem we wrześniu Freud otwiera powieść, którą właśnie czyta: „Lichy czas dla topielców – rzekła, śmiejąc się, staruszka w łachmanach”. Przeszklone drzwi gabinetu wychodzą na ogród z kwitnącym migdałowcem. (…) Kilka miesięcy wcześniej, podczas szczególnie brutalnego naświetlania, Freud napisał do dawnej pacjentki i przyjaciółki Marie Bonaparte: „Mój świat znowu jest tym, czym był – wysepką bólu unoszącą się na morzu obojętności”. Obecny niesforny ból dla większości ludzi byłby nie do zniesienia. Rodzina i przyjaciele namawiają go do zażywania środków przeciwbólowych, ale Freud nie chce brać nic mocniejszego od aspiryny; czasem sięga po butelkę z gorącą wodą. – Wolę myśleć w udręce niż nie móc myśleć klarownie – mówi. Trudno się patrzy na kogoś, kto nie chce przyjmować środków przeciwbólowych. Niektórzy uznają to za upór. (…) Rzeczywiście niełatwo jest wpłynąć na starszego pana. Podjął decyzję w sprawie ostatniego etapu. Chce mieć możność zastanawiania się i analizowania tego, co jeszcze pozostało do przeanalizowania. (…) Martwica w ustach zaczęła wydawać przykrą woń. W policzku Freuda widnieje otwór jak po przejściu kuli. Skomplikowana proteza, którą jego córka Anna prywatnie nazywa „potworem”, chrobocze mu w ustach. W nocy, ponieważ woń przyciąga owady, Freud śpi pod moskitierą, co nadaje scenie egzotyczną, kolonialną atmosferę, jakby znajdował się w Indiach czy Tajlandii. (…) W słoneczne dni Freud leży na szezlongu w ogrodzie. (…) Słucha radiowych doniesień o wojnie. Czyta gazetę, śledząc marsz Niemców przez Europę. Czyta listy od przyjaciół, od obcych. Listy docierają do Maresfield Gardens w Londynie, chociaż są zaadresowane tylko „Dr Freud, Londyn”, co wprawia go w zdumienie. Jest w tym coś magicznego, zaczarowanego. Po poważnych i dokuczliwych prześladowaniach ze strony nazistów takie drobiazgi na powitanie w Anglii są przyjemną odmianą. Na kolanach Freuda leży powieść, którą czyta, mroczny, halucynacyjny „Jaszczur” Balzaka. – To jest książka w sam raz dla mnie – mówi Freud do swego prywatnego lekarza, Maxa Schura. – Opowiada o kurczeniu się i głodowaniu. (…) • Mogłoby się wydawać, że ten energiczny, witalny człowiek trochę przesadnie przygotowywał się do śmierci. O tym, że jest jej bliski lub że się z nią pogodził, zaczął mówić na długo przed faktycznym umieraniem. Jako trzydziestokilkuletni mężczyzna cierpiał na rozmaite schorzenia, w tym wedle jego własnego określenia na „nagły ucisk serca”, palpitacje utwierdzające go w przekonaniu, że jest bliski śmierci. Problemom kardiologicznym towarzyszyło „uczucie przygnębienia, które wyrażało się poprzez wizje śmierci i odchodzenia, rugujące normalną gorączkową żywotność”. Z najbliższym w owym czasie przyjacielem, Wilhelmem Fliessem, otwarcie rozmawiał o swoim lęku przed śmiercią, który nazywał „śmiertelnym delirium”. Tak więc myśl o umieraniu lub byciu bliskim śmierci pojawiła się na długo przed rakiem czy innymi poważnymi kłopotami ze zdrowiem. (…) Jeszcze w Wiedniu, czekając na pozwolenie wyjazdu do Anglii , dokąd pragnął uciec przed nazistami, Freud często mówił, że skończył z życiem i nie warto zaczynać od początku. Podczas gdy jego przyjaciele usiłowali nakłonić władze nazistowskie, by zezwoliły mu wywieźć dokumenty i bibliotekę (…), Freud powiedział do Ernesta Jonesa: – Gdybym był sam, już dawno zakończyłbym życie. Jednocześnie w swoich działaniach przejawiał niespożytą energię. (…) Kiedy zimą 1923 r. u Freuda zdiagnozowano rogowacenie białe jamy ustnej, jego poczucie zbliżającej się katastrofy wreszcie przybrało namacalną postać. Aby usunąć zrogowacenie, przeszedł pierwszą z wielu trudnych operacji. Lekarze nie poinformowali go natychmiast, że zmiany mają charakter nowotworowy, ale Freud wyczuł, że tak właśnie jest, a naświetlanie oraz terapia rentgenowska potwierdziły te podejrzenia. Fakt, że lekarze traktowali go jak zwykłego pacjenta, okłamując go i ukrywając prawdę, budził jego gniew. Nie chciał, by go chroniono czy pocieszano. (…) • Sześć lat później, po namowach Marie Bonaparte, Freud postanowił zatrudnić osobistego lekarza, dr. Maxa Schura, oddanego młodego internistę, ogromnie zainteresowanego psychoanalizą. (…) Zatrudniając osobistego lekarza, Freud wszedł w osobistą relację ze śmiercią. Zainicjowany w ten sposób proces można niemal nazwać negocjacją. Poprosił Schura, by pomógł mu umrzeć,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 45/2018

Kategorie: Sylwetki