Gdy podczas walki z rakiem miewałem chwile zwątpienia, muzyka pomagała mi odnaleźć siłę, uśmiech i nadzieję Dominik Połoński, wiolonczelista, ma 29 lat i jest jednym z najwybitniejszych polskich muzyków młodego pokolenia. Z wyróżnieniem ukończył Akademię Muzyczną w Łodzi, przebywał też trzy lata na stypendium w Escuela Superior de Musica Reina Sofia w Madrycie. Wygrał kilka konkursów wiolonczelowych, m.in. Yamaha Music Foundation of Europe, Międzynarodowy Konkurs Indywidualności Muzycznych im. Aleksandra Tansmana, New Talent International Competition w Bukareszcie. Był członkiem Polskiej Orkiestry Festiwalowej Krystiana Zimermana, z którą odbył światowe tournée. Jest asystentem w łódzkiej akademii muzycznej. Od dwóch lat zmaga się z chorobą nowotworową. – Czym dla pana jest wydana w czerwcu br. płyta z koncertem Schumanna i fantazją Tansmana? – Ostatnia płyta jest dla mnie bardzo ważna. Przede wszystkim z powodu choroby nowotworowej od ponad dwóch lat nie mam kontaktu z wiolonczelą i przestałem grać koncerty. Zawsze wierzyłem, że ofiarowuję ludziom piękno, przypominam o często zakurzonych uczuciach, marzeniach. Jednak teraz możliwość dawania tego wszystkiego jest niewielka. Dlatego tak się cieszę, że ta płyta się ukazała i że po dwóch latach milczenia mogę dzięki niej ponownie przemówić. Koncert Schumanna jest nagraniem wyjątkowym. Pracowaliśmy z moim przyjacielem, wspaniałym dyrygentem Łukaszem Borowiczem bardzo długo nad wspólnym odkryciem najsubtelniejszych odcieni tej muzyki. – Nagranie jednak realizowano kilka lat temu. – To jeden z moich ostatnich kontaktów z muzyką przed chorobą. Wszystko we mnie się zmieniało, było intensywniejsze i wpływało to wtedy na moją muzykę. Po dłuższych fragmentach sesji musiałem zamykać się w garderobie i odpoczywać. Biedny Łukasz nie bardzo wiedział, skąd ta zmiana, ale pomagał mi cudownie. Ostatecznie wszystko to znajduje się na płycie. Jestem bardzo szczęśliwy, że tak wiele Dominika Połońskiego zostało w tym koncercie odkryte przed światem. Wsłuchując się w ten koncert, można zobaczyć moją duszę. Fantazja Tansmana natomiast jest utworem niebywale efektownym i kolorowym (jazz, muzyka filmowa i liryka słowiańska przeplatają się w niej w najlepszym wydaniu). Nagrania tego dokonałem z wybitnie utalentowanym pianistą Hubertem Salwarowskim przy okazji Konkursu Eurofonii w Bukareszcie (nagrania były pierwszym etapem w tym ważnym konkursie, który w 2002 r. wygrałem, zdobywając grand prix). – Jakie znaczenie ma dziś dla pana muzyka? Jak wypełnia pan czas? – Mój czas jest teraz poświęcony głównie powrotowi do zdrowia i pełnej sprawności fizycznej. Często wyjeżdżam do Lackendorf (Schwarzwald, Niemcy), by tam pod opieką wspaniałego człowieka i specjalisty od rekonstrukcji układu nerwowego, Martina Buscha, powracać do pełni sił po ciężkiej walce z chorobą. W międzyczasie uczę młodych wiolonczelistów, czytam książki, przygotowuję się do obrony doktoratu i spędzam czas z przyjaciółmi. Muzyka zajmuje w moim życiu nadal bardzo ważne miejsce, pracuję nad partyturami, analizuję nagrania. Pracuję z młodymi ludźmi, a w każdej wolnej chwili słucham muzyki, ciesząc się jej obecnością, pięknem i różnorodnością. – Był pan członkiem Polskiej Orkiestry Festiwalowej Krystiana Zimermana, choć wcześniej podobno nie znosił pan grania w orkiestrze. – Nie wiem, skąd takie informacje. Nigdy nie wypowiadałem się negatywnie o graniu w orkiestrze! Zawsze kochałem muzykę symfoniczną. Swoją muzykalność kształtowałem, słuchając symfonii Beethovena i od czasu grania w Polish Festival Orchestra Zimermana jestem już całkowicie przekonany, że stawanie się częścią tych wielkich dzieł w grupie wybitnych muzyków może być wydarzeniem porównywalnym do kreowania muzyki solowej. Pojawiłem się w tej orkiestrze ku mojej wielkiej radości po to, by poznać myśli i uczucia towarzyszące Krystianowi w chwili tworzenia swojego wyjątkowego i ujmującego pięknem świata. Cel ten osiągnąłem, a bliskość tych niecodziennie pięknych emocji, jakie rodzą się w nim, gdy wychodzi na scenę, zmieniła mnie i bardzo wzbogaciła. To był czas absolutnej magii. – Zetknął się pan z najwybitniejszymi wiolonczelistami świata, takimi jak Rostropowicz, Maisky, Starker, Gutman i inni. Który z tych wielkich odpowiada panu najbardziej, który najwięcej panu dał? – Policzyłem niedawno wszystkich pedagogów, z którymi miałem kontakt. Było ich przeszło 50. Pięćdziesiątka wspaniałych artystów. Jeśli od każdego usłyszałbym jedynie dwa
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









