Zdaje się, że w dzisiejszej Polsce politykę zagraniczną prowadzi premier, a minister spraw zagranicznych to niepozorny urzędnik, który za chwilę będzie wymieniony. Skąd taka teza? Zacznijmy od ujawnionych przez media dokumentów MSZ, z których jednoznacznie wynika, że prezydent i premier są w Białym Domu persona non grata. Aż do czasu poprawienia ustawy o IPN. PiS i jego media krzyczały, że to nieprawda, że do niczego takiego nie doszło. Że Donald Trump kocha Andrzeja Dudę i najchętniej spotykałby się z nim co parę tygodni (jak z premierem Netanjahu). Wypowiedź rzeczniczki Departamentu Stanu tego optymizmu nie potwierdza. Otóż na pytanie, czy zamrożone zostały kontakty amerykańsko-polskie na najwyższym szczeblu, odpowiedziała tak: „Nic takiego nie ma miejsca i prowadzony jest dialog z udziałem ambasadora”. Czyli powiedziała, że dialog USA-Polska prowadzony jest na szczeblu ambasadora. A gdy ją zapytano o przyszłe spotkanie Trump-Duda, odparła, że „nic jej nie wiadomo o tym, by obecnie rozmawiano o jakichś spotkaniach lub by takie były zaplanowane”. A ponieważ wiemy, że spotkanie Trump-Duda było przygotowywane, słowa rzeczniczki brzmią jak potwierdzenie, że zostało one anulowane. OK. A po co taki ezopowy język? Żeby partner mógł się wycofać, nie tracąc twarzy. Jednak zdaje się, że nie za bardzo to w Polsce pojmują. I w sprawie szyfrogramu MSZ, który został ujawniony, usłyszeliśmy dwa komunikaty. Pierwszy, że nic takiego nie istniało, że to fałszywa informacja. I drugi, że służby specjalne zbadają, jak doszło do przecieku. Ale jak to? Przepraszam, czy mogło dojść do przecieku nieistniejącej notatki? A kto mógł ją pchnąć do prasy? Mamy swoje podejrzenia, ale zachowamy je dla siebie. W każdym razie nie podejrzewamy ludzi PO, bo ich już w MSZ nie ma. Raczej czytamy to jako komunikat adresowany do najważniejszej osoby w kraju: proszę, jaki bałagan panuje u tego Ministra Eksperymenta! On nad niczym nie panuje. Czas zaprowadzić w tym MSZ porządek! Skoro więc Minister Eksperyment obsunął się w hierarchii jeszcze niżej w oczach prezesa, już nic nie mówi, ktoś musiał wejść w to miejsce. No i wszedł. To premier Mateusz Morawiecki, który za sprawą swoich wypowiedzi kreuje miejsce Polski w świecie. O wypowiedziach na temat Holokaustu wszyscy już napisali po wielokroć. A teraz wracają inne jego słowa, w Polsce niezauważone, ale odnotowane w zainteresowanych krajach. Otóż w wywiadzie dla niemieckiego portalu n-tv.de, pytany o relacje Polski z Brukselą, premier powiedział tak: „Faktycznie na linii Warszawa-Bruksela narosło wiele nieporozumień. Ale jesteśmy w Polsce bardzo daleko od sytuacji poważnego naruszenia zasad praworządności. Gdy porównuję sytuację w Polsce, która ma bardzo niski poziom korupcji i kwitnącą demokrację, z sytuacją u naszych przyjaciół z Bułgarii, Rumunii albo Czech – gdzie wszędzie jest pełno korupcji – albo do Węgier, to nie wiem, czy się śmiać, czy płakać”. Innymi słowy, wyśmiał Bułgarów, Rumunów, Czechów i Węgrów. Tak oto do grona wrogów premier Morawiecki dorzucił kolejną grupę. Z Węgrami Orbána na czele. To się nazywa polityczna zręczność. I też nie wiemy, czy się śmiać, czy płakać… Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj









