Moskwa nie wierzy Gomułce

Moskwa nie wierzy Gomułce

Wybór „Wiesława” w październiku ’56 na I sekretarza KC PZPR był patriotyczną manifestacją i dowodem destalinizacji Polski

Gdy przed półwiekiem wtopiony w wielotysięczny tłum wiecujących przed Politechniką Warszawską wznosiłem hasła na cześć reform i „Wiesława”, wewnętrznie przygotowany byłem na nieuniknioną, jak mi się wówczas zdawało, tragedię radzieckiej interwencji. Gdy parę dni później na placu Defilad wraz z 300-tysięczną masą po jego przemówieniu śpiewałem triumfalnie „Jeszcze Polska…”. Gdy nawet po latach wspominam tamte dni, jedyne w PRL, kiedy naród – do dziś mi się wydaje, że niemal cały – był z partią, powraca do mnie pytanie: jak do tej akceptacji w dramatycznych przecież okolicznościach jednak doszło? U nas nieraz o tym, jakkolwiek różnie, pisano. Polskich źródeł znaleziono sporo, choć protokołu najważniejszego – z obrad polsko-radzieckich 19-20 października w Belwederze – nie ma. Do źródeł moskiewskich dotąd nie było – zresztą dla Polaków nadal nie ma – dostępu.
Toteż niezwykłe zainteresowanie wzbudza świeżo wydana w Moskwie książka rosyjskiego historyka polonisty, Aleksandra Oriechowa, pt. „Sowietskij Sojuz i Polsza w gody ottiepieli” (odwilży – słynna metafora zmian po śmierci Stalina, lata 1953-1955). Jej podstawą źródłową są przede wszystkim radzieckie dokumenty archiwalne dotąd niedostępne. A przez doświadczonego badacza obficie i – powiedzmy od razu – racjonalnie wykorzystane. Mówiące i o radzieckich przywódcach, i o tamtejszym aparacie partyjno-państwowym, np. posłach i konsulach w Polsce z całą ich ówczesną mentalnością.
Autor rozpoczyna charakterystykę sytuacji Polski i polityki jej władz, a zatem kierownictwa PZPR, od śmierci Stalina, tj. zmian, jakie następowały w dominującej przecież, wszechwładnej KPZR. I okazuje się, że ówcześni polscy przywódcy, na czele z Bolesławem Bierutem, „wyróżnili się” tu wyjątkowym konserwatyzmem. Gdy tam zaczęto wypuszczać uwięzionych, u nas jeszcze aresztowano. Zwalczano Kościół (internowanie Wyszyńskiego), choć – co znamienne dla dyplomatów ZSRR w Polsce – uważali oni, że atak ten jest nadal niedostateczny. Ciekawe, że pierwsze ruchy w środowiskach ludzi kultury czy „otwarcie na Zachód” (festiwal młodzieży latem 1955 r.) jeszcze moskiewskich urzędników nie pobudzają do alarmu. Ale zaczyna się od słynnego „Poematu dla dorosłych” Ważyka. Donosi o nim od razu po stalinowsku czujna wówczas już tylko radziecka, choć „polskojęzyczna” Wanda Wasilewska.
Natomiast rzeczywistym tsunami okazał się referat Nikity Chruszczowa a XX Zjeździe KPZR. Jeżeli wstrząsnął tamtą partią i krajem, to tym bardziej Polską – z całym jej bagażem, od rosyjsko-carskich rozbiorów i zaborów przez rok 1920, 1939, aż po 1944 i wreszcie okres stalinowski. A dla działaczy PZPR było to wymordowanie ich towarzyszy z KPP oraz likwidacja tej partii.
Toteż doręczany już 27 lutego 1956 r. Bierutowi tekst Chruszczowa powędrował do kraju i na podstawie decyzji kierownictwa partii, pod nieobecność chorego Bieruta, został streszczony w pierwszej dekadzie marca na łamach „Trybuny Ludu”.
21 marca decyzją Edwarda Ochaba polskie tłumaczenie referatu Chruszczowa trafiło nie tylko do członków PZPR, lecz można je było nabyć na praskim bazarze Różyckiego.
Kipiało w szerokich kołach inteligencji. By uspokoić w tej materii Moskwę, wysłano nawet do jej ministra kultury, byłego posła w Warszawie, jego też już byłego polskiego odpowiednika – Włodzimierza Sokorskiego. Burzyła się młodzież z jej popularnym w szerokich kręgach tygodnikiem „Po prostu”, negował swoją zależność od PZPR Związek Młodzieży Polskiej, z czego Jan Szydlak tłumaczył się wobec radzieckiego poselstwa. Chodziło zwłaszcza o zrozumiałe w tej sytuacji nastroje antyradzieckie. Staraja płoszczad’ (plac, w przenośni KC PZPR) też skonsternowana tym, co wywołał jej szef, a nad czym coraz trudniej było panować i w Warszawie, wysłała do stolicy PRL za przełomie kwietnia i maja 1956 r. swego referenta ds. polskich – syna Feliksa Dzierżyńskiego. Rozmawiał on, oprócz innych, z Edwardem Ochabem i Franciszkiem Mazurem, by odkrywczo stwierdzić, że winne sytuacji jest także – obok „rewizjonistycznej” prasy i wrogiej propagandy Zachodu – słabe kierownictwo partii z jej frontem ideologicznym.
Sytuację skomplikował ponadto nagły zgon 12 marca w Moskwie Bieruta. Obecny tam na XX Zjeździe KPZR, a chyba wobec swego skostnienia politycznego szczególnie zaszokowany referatem Chruszczowa, był on aż nadto zdenerwowany pozjazdowym fermentem w warszawskim aktywie partyjnym (3-4 marca), groźbą „prawicowego odchylenia”, o której rozmawiał następnego dnia z wizytującym go Dzierżyńskim.
Po pogrzebie przywódcy 20 marca zebrało się VI Plenum KC, by wybrać nowego I sekretarza. „Zaprosił się” na nie przybyły wcześniej na żałobne uroczystości Chruszczow. Przybył z już wcześniej, w Moskwie, rozpatrywanymi i zaakceptowanymi jako alternatywne kandydaturami Ochaba i Aleksandra Zawadzkiego. Ten ostatni był Rosjanom zresztą – jako gorliwszy sojusznik KPZR – bardziej sympatyczny. Ale, jak na razie, sowiecki lider zgodził się na wysuniętego przez polskie Biuro Polityczne Ochaba. Jego też jednogłośnie wybrano. Był bowiem przedstawicielem partyjnego centrum, a nie groził dążeniem do osobistej dyktatury. Skandal wybuchł natomiast wobec propozycji włączenia do bardzo licznego skądinąd Sekretariatu Romana Zambrowskiego. Uwydatnił się tu skrywany dotąd antagonizm o wyraźnym antysemickim zabarwieniu.
Tymczasem gdy takie sprawy bulwersowały władze partii – z nazwy robotniczej – wybuchła naprawdę robotnicza, tragiczna rebelia poznańska. Nie ma potrzeby przytaczać tu jej opisu. Odnotujmy tylko dwie okoliczności dotyczące nie tyle Polski, ile ZSRR. Pierwszą było to, że służby wywiadowcze tego mocarstwa rejestrowały na bieżąco te wydarzenia i informowały od razu swą centralę. Ale to wcale nie przeszkodziło ani moskiewskiej „Prawdzie”, ani później Chruszczowowi oskarżać o organizowanie tragicznych wydarzeń… USA, a „ostrożniej” – „reakcji”.
Poznań uwydatnił wagę poznawania, zwłaszcza przez warszawską centralę, spraw ekonomiczno-bytowych mas robotniczych i oderwanie partii od nich.
Ale na tę wewnętrzną kwestię nałożyła się (i za sprawą radzieckich „starszych braci” stała się faktycznie główną) kwestia narodowa – suwerenności Polski. Bezceremonialna ingerencja w nasze sprawy – i to w wyraźnie antydemokratycznym kierunku, np. publiczny atak Nikołaja Bułganina na polską prasę (22 lipca w Warszawie). Uchylanie się strony sowieckiej od otwartego osądzenia stalinowskich zbrodnii wobec Polski (zresztą dyskusje nad wszystkimi zaczęto wkrótce w ZSRR wyciszać). Nawet Chruszczow, oczywiście po wielu latach na emeryturze, przyznawał, że nierównoprawność obu stron powodowała wśród Polaków wrzenie. Z kolei żądania polskiego Biura Politycznego i władz – odwołania nie tylko osławionych „doradców” z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, ale także wyższych oficerów, dowódców WP, czemu rzecz jasna przeciwstawili się i Konstatnty Rokossowski, i „cała Moskwa” – w początkach października ’56. Czarę goryczy przepełniły docierające z łatwością do ambasady, a więc i na Kreml, wiadomości o zamierzonych – rzecz przecież naturalna – zmianach w składzie BP. Ale bez uzgodnienia? Bez aprobaty? Tego – dodajmy od siebie – nawet na Kremlu nie było od lat ponad 30.
Tym bardziej że nałożyły się na to dwie ważkie okoliczności. Pierwszą był dojrzewający już od dość dawna, a dokonany na VII (lipcowym) plenum KC PZPR rozłam na dwie grupy – puławian i natolińczyków.
W tych warunkach od wiosny oczy coraz to szerszych kół działaczy, a potem nadzieje mas zaczęły się zwracać ku będącemu od 13 grudnia 1954 r. na wolności Władysławowi Gomułce. Po szeregu rozmów z działaczami partyjnymi przywrócono byłemu „nacjonaliście” – bez dyskusji – członkostwo partii (5 sierpnia), a od początku października zaczął (jeszcze formalnie nawet nie członek KC) uczestniczyć w posiedzeniach Biura Politycznego. I to wszystko, jak meldował Ponomarenko (m.in. po rozmowie z Mazurem), bez kontaktu z Moskwą lub jej mężami zaufania… Co więcej, przekonany o potrzebie poszerzenia suwerenności Polski i PZPR oraz głębszych reform, którym niechętni byli natolińczycy, skłonił się ku zgodzie z puławianami. Mimo że pamiętał o ich przeszłości i udziale w jego aresztowaniu.
I to wszystko bez Chruszczowa! Ten poczuł się, według Oriechowa, urażony. Autor książki, informując o braku – do tej pory – jakichkolwiek źródeł archiwalnych, przypuszcza, że sam Chruszczow i Prezydium KC KZPR latem i jesienią 1956 r. żadnej strategicznej linii polityki w kwestii polskiej nie ustalili. Wszelako dokumenty MID (MSZ ZSRR) oraz Wydziału ds. Międzynarodowych KC KPZR alarmowały w swych memoriałach o „antyradzieckiej propagandzie”, zwłaszcza prasy, inteligencji i młodzieży, a także „liberalizmie” w partii wobec „wypadów wrogich elementów”. W sumie sowiecki lider miał powody się zaniepokoić, i to jak najbardziej.
Być może – konkluduje historyk rosyjski – Chruszczowowi zaświtała myśl dokonania swoistego desantu na stolicę Polski, by się zorientować w rzeczywistym stanie rzeczy. Ponadto – jak przyznał po latach – by wywrzeć odpowiedni nacisk.
Chruszczow zażądał telefonicznie odłożenia plenum, póki nie spotka się z polskim BP. Ale Ochab uprzejmie wyjaśnił, że to już niemożliwe. Z czymś podobnym – dodajmy od siebie – Nikita Siergiejewicz w tzw. demoludach jeszcze się nie spotkał.
Ponomarenko zawiadamia więc, że 19 października Chruszczow przyleci do Warszawy. Zwołane w nocy BP potwierdza rozpoczęcie plenum. Wie o nieproszonych gościach z Moskwy, nie wie jednak o rozkazie Chruszczowa i Koniewa, by dwie dywizje sowieckich czołgów ruszyły z północnej Polski na Warszawę… Gotuje się do rozmów, ale co najmniej po formalnym kroku – przyjęciu Gomułki do KC, by mógł wraz z polskim BP spotkać się z delegacją KPZR.
Scena „powitania” radzieckiej delegacji – meldunku Rokossowskiego Chruszczowowi. Wygrażanie przez tego ostatniego pięścią przed nosem Ochabowi oraz wyjątkowo „taktowne” i „sensowne” okrzyki: „…chcecie ten kraj [tj. Polskę] oddać Amerykanom!” są szeroko znane.
Wysunięte na czoło ww. sprawy nieodłożenia plenum i nieuzgodnienia składu BP mówiły same za siebie: stanowiły żądanie pełnego podporządkowania partii polskiej – partii radzieckiej, dyktatu tej ostatniej. Radzieckim delegatom nie przyszło nawet do głowy, że antysowietyzm, który następnie np. zarzucali polskiej prasie, wynikał nie tylko z całego bagażu konfliktów Polska-ZSRR, ale wówczas, w 1956 r., z jeszcze świeżych w pamięci zbrodni stalinowskich, wszak tylko częściowo ujawnionych przez szefa delegacji. Metoda wygaszania tego antysowietyzmu była zaś polewaniem ognia benzyną. Nie tylko z powodu nieproszonej, a nawet odradzanej wizyty. Ale przede wszystkim dlatego, że odbywała się przy akompaniamencie radzieckich czołgów, toczących się ku Warszawie.
Plenum się odbyło. Gomułka wygłosił swe chyba najlepsze w życiu przemówienie. A wiecujące i demonstrujące w stolicy i w kraju masy poparły, jak nigdy, PZPR. Tego, iż krewki, narodowo prymitywny Nikita Siergiejewicz znakomicie jej pomógł, uczynił, przynajmniej wówczas, „partią narodu” – tego może w rosyjskim tekście zabrakło.
Nie poruszmy tu już, choćby z braku miejsca, ciekawie odnotowanych przez Oriechowa innych aspektów konfliktu: Węgry, Chiny. A może i – jak się nam wydaje – Suez. Ani też chwilami trudnych konkretnych rozmów w Moskwie 15-18 listopada. W sumie – sukcesu. Tym bardziej późniejszej stabilizacji. Zarówno udatnych nowych rozwiązań – w Polsce o szerszej niż poprzednio autonomii, jak i – w „walce z rewizjonizmem” – powrotu „przymrozków” natolińsko-moczarowskich (choć na pozór były one głęboko różne i nieraz sprzeczne).
Natomiast warto podkreślić trafną końcową obserwację Oriechowa, która odnosi się do tytułu jego monografii – próby wpływu ówczesnego Kremla na kierowników PZPR drogą politycznego nacisku, a nawet brutalnej groźby wojennej przemocy, jedynie spotęgowały negatywny stosunek do rosyjskich, sowieckich sfer rządzących. A „tańkowyjdemarsz” 18 października, jak go określa autor książki (czy nie warto jej wydać po polsku?), spaczył na wiele lat samą ideę polsko-rosyjskiej współpracy, co daje się odczuć aż po dziś dzień.

Autor jest historykiem, doktorem habilitowanym w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego

 

Wydanie: 2006, 42/2006

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy