Mrożek w kazamacie
Nigdy nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek będę musiał bronić Sławomira Mrożka. Nie dlatego, abym odmówił mu obrony (był czas, kiedy byliśmy w bardzo zażyłej przyjaźni), ale dlatego po prostu, że Mrożek doskonale bronił się sam. Bronił go jego talent, wyobraźnia, przenikliwa inteligencja, poczucie absurdu, a wreszcie ta niezwykła przecież pozycja w literaturze polskiej, gdzie jest on jedynym bodaj pisarzem współczesnym, którego słowa weszły do mowy potocznej, a jego sposób widzenia świata wyznaczył rozpoznawalny model widzenia świata w ogóle. Ludzie mówią: “jak z Mrożka” i każdy wie, o co chodzi – pomijając już ten szczegół, że zapewne co najmniej połowy tych sytuacji jak z Mrożka. Mrożek by nigdy nie napisał albo zobaczyłby je i zapisał zupełnie inaczej. Ale jak widać, właśnie ta niezwykła pozycja Mrożka w literaturze współczesnej może być nie tylko źródłem splendoru, ale i przyczyną nieszczęścia, ponieważ Mrożek stał się własnością publiczną, do której można sięgać dowolnie. Z takim nieszczęściem mieliśmy do czynienia bardzo niedawno, a mianowicie w poniedziałek 13 grudnia – dzień to dla Polaków feralny – kiedy to w teatrze telewizji pokazano nam widowisko pod nazwą „Historia PRL według Mrożka”. Piszę o tym z lękiem, ponieważ sam Mrożek niewiele miał z tym wspólnego. Natomiast autorem wyboru tekstów i inscenizacji był jeden z największych ludzi teatru polskiego po wojnie, człowiek, którego przedstawienia (Witkacego zwłaszcza) przejdą do historii, pan Jerzy Jarocki. Nie wiem, co się stało panu Jarockiemu, że postanowił nam podać Mrożka w kazamatach. To, co wybrał on, a także co dodał do Mrożka – bo przecież Mrożek nie jest z całą pewnością autorem pieśni „Naprzód młodzieży świata” ani rosyjskich pieśni o Stalinie – ułożył w posępną opowieść martyrologiczną rozgrywającą się w przeważającej części na więziennych pryczach pod knutem i butem ZOMO. Historia PRL według Mrożka składa się, zdaniem p. Jarockiego, z trzech rozdziałów – pierwszego, kiedy wojenni tułacze szukają sobie jakiegoś miejsca na ziemi, drugiego, kiedy wpadają w sidła podstępnego reżimu I trzeciego wreszcie, kiedy ów reżim w stanie wojennym kopie ich po nerkach. Wygląda to zupełnie tak, jakby napisał ją… no, zresztą mniejsza z tym, kto. Można tu wstawić tuzin albo i dwa tuziny nazwisk rozmaitych autorów, z których jedni istotnie byli kopani, inni kopali, a jeszcze inni przez cały czas jedli spokojnie rurki z kremem. Dzisiaj zaś wszyscy piszą tak samo, ponieważ taka jest moda, a także dlatego, że żaden z nich nie jest Mrożkiem. Bo Mrożek w swoich opowiadaniach i sztukach naprawdę napisał historię PRL. Przewrotną, ironiczną, przenikliwą, jest to „historia wesołą, a ogromnie przez to smutna” – chyba on jeden może o swoim pisarstwie powtórzyć to zdanie z Wyspiańskiego. Pisał ją w „Weselu w Atomicach” widząc wieśniaka, który awansowany społecznie zmaga się z regułami naukowego światopoglądu, ale skrzaty siusiają mu jednak ciągle do mleka, aby się zsiadło. Pisał w „Policji”, której bohaterowie szarpią się pomiędzy brzemieniem wolności i rozkoszą zniewolenia. Pisał w „Tangu”, gdzie nadciąga „griaduszczyj cham”, Edek, ale nowocześni inteligenci, Młodziakowie, usłużnie sekundują jego chamstwu. Pisał w „Emigrantach”, pisał wreszcie niedawno w „Wakacjach na Krymie”, gdzie obroty historii budzą u niego śmiech, ironię, a na samym końcu żal. Mrożek po prostu widzi, co się dzieje, i stara się zrozumieć to, co widzi. Pamiętam z dawnych czasów, jak opowiadał mi, że przyszedł do niego jako do humorysty, za jakiego wówczas uchodził, jakiś dziennikarz po wywiad i zdębiał, dowiadując się, że jego ulubioną lekturą jest „Doktor Faustus”, Kopnięcie w nerki czy w krocze jako wyraz ucisku jest z pewnością doznaniem arcynieprzyjemnym, ale z tego nie da się zrobić literatury, o czym Mrożek wie doskonale. Jego bohaterem oprócz groźnych symboli jest także mały człowieczek w czapce krakusce z pawim piórem na głowie, a pytaniem, jakie sobie od lat zadaje, polega na tym, kim ta postać jest w rzeczywistości. Błaznem, idiotą, mędrcem, herosem? Mrożek pisał historię PRL-u, a może historię Polski po prostu, z konkretu i absolutu, logiki i niedorzeczności, prostoty i nierozwiązywalnych węzłów świadomości, rozpaczy i śmiechu. Podczas oglądania „Historii PRL według Mrożka” w opracowaniu Jerzego Jarockiego uśmiechnąłem się tylko raz. Do mojego psa, który w trakcie spektaklu









