My, kibice biało-czerwoni

My, kibice biało-czerwoni

Zaczęło się. I znowu świat stał się piłką futbolową. Od setek lat piłka jest w grze, a nam ciągle mało i mało. O piłce napisano już wszystko. Tylko co z tego? Czy jesteśmy bliżej poznania sekretów tego ogólnoświatowego fenomenu? Czy wiemy, dlaczego miliard ludzi ulega piłkarskiej gorączce? Dla mnie najbliżej prawdy jest chyba Bill Shankly, były reprezentant Szkocji, który powiedział kiedyś tak: „Niektórzy uważają, że piłka nożna to sprawa życia i śmierci. Rozczarowuje mnie takie postawienie sprawy. Zapewniam was, że to sprawa znacznie, znacznie ważniejsza”. Współczesna piłka jest przecież w jakiejś mierze substytutem wojny. Piłkarze to wojownicy, prowadzeni przez trenerów-generałów. Od ich gry, od wyników meczów zależy wiele. Gdy grają, mają na nas wielki wpływ! Mają też realną władzę, bo wpływają na nastroje społeczne. Dobrze czy źle, ale zawsze wyraziście i bardzo emocjonalnie. Gdy wygrywają, są naszymi idolami. Najbardziej kochają ich nie tylko zwykli kibice, ale także politycy, którzy chcą się przy nich pokazać i uszczknąć coś z chwilowej sławy. Na mecze reprezentacji jadą politycy, którzy z trudem rozróżniają dyscypliny sportowe. Biada jednak piłkarzom przegranym. Tu znowu politycy są pierwsi. Tyle że wtedy prześcigają się w krytyce i rozliczaniu. Tak więc piłka w zależności od sytuacji i dzieli, i łączy. Świat się zmienia, ale zainteresowanie piłką nie maleje. Wręcz odwrotnie. Dzięki supernowoczesnej technice jesteśmy tak blisko piłkarzy, jak nigdy. Dziesiątki kamer na stadionie dają nam, siedzącym przed telewizorami, takie zbliżenia, że widzimy nawet bliznę na łydce piłkarza. Możemy im zajrzeć w oczy. Zobaczyć niebywałą radość i szczęście zwycięzców albo łzy i upokorzenie pokonanych. Na ogół my, kibice, nie jesteśmy z piłkarzami na dobre i złe. Chętnie identyfikujemy się z wygranymi, ze strzelcami bramek i bramkarzami, którzy bronią rzuty karne. I jak drużyna wygrywa, to wygrywamy także my. Siedzący w domu, w fotelach czy na stadionie. My, kibice. My, cały, zjednoczony, ponad jakimikolwiek podziałami, naród. To przecież my wygraliśmy. Gorzej, jak drużyna przegra. Wtedy przegrywają oni, marni piłkarze, kiepski trener i sprzedajni działacze. Od noszenia na rękach i medali w Belwederze jest tylko jeden malutki ruch nogą. Jedna bramka. Pomyślmy o tym, kibicując biało-czerwonym. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 24/2006

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański