My zamiast PiS

My zamiast PiS

Andrzej Celiński Nie chcę, by Polska wróciła w poleskie błota – Jest pan jednym z głównych organizatorów krakowskiej konferencji „Otwarta Polska”. Po co konferencja? Co z niej wyjdzie? – Jakoś trzeba zacząć. Każda historia kiedyś się zaczyna. Bezmyślna Polska – A co zaczynacie? – Przynajmniej trzy rzeczy. Spójrzmy: Polska po kilku latach zasadniczych zmian, które w rzeczywistości były przywróceniem europejskiego standardu, weszła w okres kompletnego marazmu. Polska nie ma dziś ani wizji swego miejsca w Europie i świecie, ani wizji stosunków z najbliższymi sąsiadami, ani wizji ładu społecznego, ani specjalności gospodarczej, ani w ogóle polityki gospodarczej. Jest krajem reaktywnym, który reaguje na zewnętrzne bodźce, na dodatek nie bardzo je rozumiejąc. Polska jest absolutnie bezmyślna, my się nie rządzimy. My próbujemy administrować. Na szczęście w ramach Unii Europejskiej. A czasem jeszcze robimy miny. – O tak! To najlepiej polskim politykom wychodzi. – Te miny na ogół powodowane są jakimiś potrzebami wewnętrznej polityki. Rozgrywkami między ludźmi. Chciałoby się powiedzieć, między partiami politycznymi, ale przecież to nie są partie, tylko jakieś spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, czerpiące zyski z pieniądza publicznego. I to jest nasz pierwszy motyw – że jeśli tak dalej będzie, to znów, na własne życzenie, zostaniemy wypchnięci na margines Europy. Że to, co zaczęło się gdzieś w wieku XVII, odpływanie Polski od Europy, nie było przypadkiem. – A efekt naszej mentalności? – Historycy oczywiście tłumaczą europejski podział odkryciami geograficznymi, procesami gospodarczymi. Na pewno mają rację, ale… – Ale to nie tłumaczy do końca polskiego zacofania. – I tego, że odpływaliśmy na peryferia. I wreszcie – trafiło nam się! Zbiegiem niesamowitych okoliczności, jakimś cudownym zrządzeniem losu, to nie wariaci spod znaku „Chruściela”, tylko polski robotnik Lech Wałęsa przewodził ruchem „Solidarności”. I zamiast powstania, zamiast kolejnego zrywu prowadzącego do piekła weszliśmy na drogę, która zaprowadziła nas do Europy. Zapomniana sztuka: rozmowa – Jesteśmy w Europie i nie wiemy, co dalej. – Stąd ten marazm, bicie piany. To nie jest kwestia tylko partii politycznych, to jest też związane z całkowitą zmianą paradygmatu medialnego. Media przestały być przestrzenią debaty publicznej. Jeszcze najwięcej tej przestrzeni jest w TVN 24. Ale, szczerze mówiąc, to jest już tak nudne i tak obrzydliwie skomercjalizowane… Co włączę, to widzę tego redaktora, który zaprasza dwóch albo trzech polityków i napuszcza jednego na drugiego. Żeby się pokłócili. Nie ma możliwości normalnej rozmowy. Ważny jest obraz ludzi kłócących się ze sobą, bo kłótnia, wyrazistość stron napędzają publiczność. Trzeba spróbować to zmienić. Może nasza konferencja będzie pierwszym krokiem w kierunku takiej zmiany? – Żeby ludzie mniej się kłócili, a więcej rozmawiali? – To wielka sztuka. Ileż wiedzy wymaga! Co ciekawe, gdy przygotowywałem konferencję, zastanawiałem się nad listą referentów, różni ambitni dżentelmeni kręcili nosami – że za mało młodych! I co się okazywało? Że ten dżentelmen, domagający się godnej roli, wprawdzie nie ma wiele do powiedzenia, ale za chwilę będzie miał jakiś interes publiczny, więc chce się pokazać. Niedoczekanie! Wolę profesorów Sadowskiego, Pomianowskiego, ludzi, którzy są z pokolenia odchodzącego, a nie przychodzącego. I jest pewnym problemem Polski, pewnym wyzwaniem dla kolejnych pokoleń, że oni ciągle mają najwięcej do powiedzenia. Nie ma przypadku, że to oni mówią, a nie kto inny. – A kolejny motyw konferencji? – Wszystkie partie polityczne, które powstały w III RP i wywindowały się do parlamentu, to były ruchy rewindykacyjne. Chodziło im o rewindykację typu materialnego, jak np. w Samoobronie. Ale przecież i SLD, i PSL też budowały swą pozycję na poparciu przez wielkie grupy społeczne, które przegrywały na transformacji. Innym rodzajem rewindykacji była rewindykacja typu ideologicznego, co jest przypadkiem PiS. W przypadku tej partii chodziło o taki wehikuł pojęciowy, pewien rodzaj narracji, że mogą tam być i pan Kluska, i sprzątaczka u Kluski. W tym samym gronie wyborców. Natomiast nie widzę partii, łącznie z PO, które przychodziłyby do wyborców ze słowami: oto Polska stoi przed takimi i takimi wyzwaniami, mamy tego rodzaju zagrożenia i tego rodzaju szanse, na które mamy następujące odpowiedzi. Wierzę, że można o Polsce mówić nie w kategoriach problemów, tylko w kategoriach wyzwań. I odpowiedzi na wyzwania. – W tym przypadku to wygląda na próbę zawracania Wisły kijem… –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 43/2008

Kategorie: Wywiady