Za odrzucenie programu naprawy finansów wszyscy zapłacą wyższą cenę niż tę, którą część z nas musiałaby zapłacić za jego realizację Rozmowa z Grzegorzem W. Kołodką, wicepremierem i ministrem finansów – Prezentując Program Naprawy Finansów RP, powiedział pan, że nie może być kontynuacji, trzeba przerwać lot ćmy do ognia. Co tak niebezpiecznego dzieje się w naszej gospodarce? – Nakładają się dwie tendencje. Z jednej strony, na skutek pomysłu poprzedniego rządu, żeby schładzać koniunkturę, mamy bardzo wolny wzrost gospodarczy. Udało nam się przyspieszyć w ostatnich kwartałach, ale jest to tempo niewystarczające. Z drugiej strony, niebezpiecznie szybko narastają zobowiązania państwa do wypłat z budżetu. To są przeważnie wydatki sztywne. Wynikają one z regulacji ustawowych dotyczących wysokości świadczeń socjalnych (rent, emerytur, pomocy społecznej, zasiłków rodzinnych, opiekuńczych, wychowawczych, alimentacyjnych, zasiłków dla bezrobotnych), ale nie tylko. Jest też np. kosztowny i nieuzasadniony w obecnych warunkach zapis, iż nakłady na obronę narodową mają wynosić 2% produktu krajowego brutto. Finanse państwa trzeszczą w szwach, są napięte do granic wytrzymałości. Jeśli ich nie naprawimy, wkrótce pękną. – Jednocześnie słyszymy o oznakach ożywienia gospodarczego. – Tak, w tym kwartale PKB rośnie już prawie pięć razy szybciej niż rok temu, zwiększając się o 2,3%.To przede wszystkim efekt ekspansji sektora eksportowego oraz rezultat pomyślnie przeprowadzanej restrukturyzacji finansowej przedsiębiorstw, z której skorzystało ponad 60 tys. firm. O wynikach gospodarczych do końca roku i o tym, czy uda się osiągnąć zakładane 3,5% wzrostu PKB, zadecydują trzy czynniki. Po pierwsze, polityka pieniężna niezależnego banku centralnego, która niestety dotychczas temu nie sprzyja. Po drugie, koniunktura zewnętrzna, która na pstrym koniu jeździ, zwłaszcza że wszystko wikła się w związku z konfliktem wokół Iraku. I po trzecie – to, w jakim tempie i stylu będzie urzeczywistniany Program Naprawy Finansów Rzeczypospolitej. Gdyby miał być rozmontowywany czy opóźniany, Polska znajdzie się w rozległym kryzysie, nie tylko gospodarczym. Najlepsza droga, jaką znam – Niedawno min. Jerzy Hausner stwierdził, iż program gospodarczy rządu właściwie się rozsypał. To niezbyt optymistyczny prognostyk. – Chodzi tu o programy realizowane dotychczas. Być może, jego samokrytyka idzie zbyt daleko, ale coś w tym jest. We wcześniejszych rządowych dokumentach – „Przedsiębiorczość przede wszystkim”, „Pierwsza praca”, „Infrastruktura kluczem do rozwoju” – wprowadzono mnóstwo nowych instrumentów, które w swych intencjach miały usprawnić funkcjonowanie gospodarki. Często mylono te instrumenty z celami. Miało dojść do odbiurokratyzowania procedur gospodarczych, tymczasem nie widzę, by tak się stało w odczuwalnym stopniu. Miało nastąpić przecięcie wrzodu, jakim jest korupcja – a wciąż wiele pozostaje do zrobienia. Przyszedł więc czas na analizę, co nie działa i dlaczego, oraz na przygotowanie lepszych rozwiązań. Dlatego właśnie przedstawiamy program naprawy finansów publicznych niebędący samoistnym celem, ale środkiem do celu, którym jest powrót na ścieżkę szybkiego rozwoju społeczno-gospodarczego, którą kroczyliśmy już podczas realizacji „Strategii dla Polski” w latach 1994-1997. – Trwa dyskusja nad pańskimi propozycjami, w dyskusji czasem trzeba iść na kompromisy. Z jakich punktów mógłby pan ewentualnie zrezygnować bez większej szkody dla dobra programu? – Chyba nie uważacie panowie, że jestem aż tak naiwny, by to powiedzieć… Wiem jednak, że polityka jest grą zespołową, a podejście „wszystko albo nic” byłoby przejawem braku rozsądku. W wielu sprawach musimy się ułożyć. I będzie to próba na miarę historyczną, która pokaże, czy jesteśmy ministrami rządu Rzeczypospolitej, czy tylko kierownikami resortów. Jeśli okażemy się tylko kierownikami resortów, którzy zaczną wołać: „Nie oddam moich środków specjalnych, wara od moich agencji, zostaw mi fundusze celowe”, to jasne, że program będzie skazany na niepowodzenie. Zbudujemy kolejną piękną car-puszkę, którą ustawimy w Alejach Ujazdowskich, tylko że ona nigdy nie wystrzeli. A ja będę się czuł jak bohater „Starego człowieka i morza”, który złapał swego merlina, ale nie obronił go przed rekinami, tymi ministrami morza, i dopłynął do portu ze szkieletem. – A z czym pan dopłynie? – Nie wiem. Nie twierdzę, że mój program jest jedyny. Lepszej drogi jednak nie znam i ostrzegam: jeśli nią nie pójdziemy, jeśli nie będzie wsparcia rządu, parlamentu, prezydenta, mediów i większości społeczeństwa, to wszyscy zapłacą za jego niezrealizowanie wyższą cenę niż tę, którą niektórzy z nas









