Prawdziwych przyjaciół poznaje się w szczęściu

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w szczęściu

Prof. Bohdan Dziemidok, filozof, etyk, teoretyk sztuki

Ludzie są zawistni, nie należy ich prowokować. Jeśli masz pecha i nie masz wad, wymyśl jakieś niepowodzenia. Że żona cię zdradza, że regularnie pijesz i film ci się urywa

– Czym jest szczęście?
– Może trochę łatwiej powiedzieć, czym nie jest. Otóż nie jest jeszcze szczęściem doznawanie bardzo intensywnej radości i przyjemności, np. jakiegoś niebywałego orgazmu. Prof. Tatarkiewicz uważa, że szczęście to uzasadnione, trwałe zadowolenie z życia. Według badań amerykańskich z lat 90. ten stan zależy w 50% od genów, w 10% od tego, czy mamy w życiu szczęście, czy pecha, a w 40% od naszego nastawienia życiowego.

– A z czego wynika to nastawienie?
– Uważam, że nastawienie życiowe – czyli nasz światopogląd, system wartości, sposób reagowania na otoczenie – choć też częściowo uwarunkowane genetycznie, w dużym stopniu jest kształtowane przez nas samych. Bertrand Russell nie był genetycznie szczęśliwy. Jak pisał, gdy miał pięć lat, ze strachem myślał, że jeśli będzie, nie daj Boże, żył lat 70, czyli 14 razy 5, to oszaleje z nudów. Jako młodzieniec miał myśli samobójcze. Natomiast w wieku 58 lat, gdy zaznał już cierpkiego smaku wczesnej starości, czuł się szczęśliwy i chciał żyć jak najdłużej. Uważał, że zawdzięcza to zmianie nastawienia do życia. Był egocentrykiem, a stał się życzliwy ludziom. I żył 98 lat.

– Życzliwość pomaga?
– Bardzo. Życzliwość jest zdrowa, miła i z egoistycznego punktu widzenia opłacalna. Jeśli okażemy dziesięciu ludziom autentyczną, bezinteresowną życzliwość, to statystycznie pięciu, sześciu, a czasem nawet siedmiu odpłaci się nam tym samym. Życzliwość jest potrzebna, w niej przejawia się dobroć.

– Pan dobrze znał Kapuścińskiego. Autor biografii, w której chyba trochę zabrakło życzliwości i dobroci dla bohatera, został właśnie Dziennikarzem Roku.
– Przede wszystkim autorowi zabrakło życzliwości i dobroci wobec najbliższych Kapuścińskiego. W tej biografii, opublikowanej po śmierci bohatera, który nie mógł już się bronić, nie powinny znaleźć się szczegóły z życia osobistego, wyciąganie, ile miał kochanek. W ten sposób skrzywdzona została żona Kapuścińskiego. Ona wspierała męża, pomagała mu w pracy – a po jego śmierci autor biografii, być może mimo woli, bezinteresownie ją zranił. Po cholerę?

UDAWAĆ EGOIZM

– Może przez zawiść? To podobno bardzo polska cecha. Szewc nawet po śmierci księdza zazdrości mu, że został biskupem.
– I lepiej, żeby sąsiadowi zdechła krowa, niż żebyśmy my mieli drugą. Na pewno jest to cecha popularna w naszym kraju. Zawiść, w odróżnieniu od życzliwości, która kreuje szczęście, jest autodestrukcyjna i zatruwa życie. Zawsze przecież ktoś będzie mieć większy dom, lepszy samochód, ładniejszą żonę. Innym zagrożeniem dla naszego osobistego szczęścia jest egocentryzm. Egocentryk odbiera wszystko przez pryzmat swego ja. Wystarczy, że nie osiąga sukcesu za sukcesem i ludzie nie składają mu hołdów – a przecież tak w życiu nie ma – by był nieszczęśliwy. W relacjach z dziećmi nie interesuje go, jak im się wiedzie i czy są szczęśliwe, lecz jaki mają stosunek do mamusi lub tatusia. Nie mylmy jednak egocentryzmu z egoizmem, związanym z instynktem życia i polegającym na kierowaniu się własnym interesem, co w umiarkowanej postaci jest potrzebne, zwłaszcza kobietom pragnącym wyjść na swoje. Coraz rzadziej zdarzają się wśród nich Matki Teresy, ale kobieta całkowicie wyzbyta egoizmu jest bardzo często wykorzystywana przez rodzinę, dzieci, przyjaciółki, mężczyzn. Powinna więc chociaż udawać egoizm, by nie zrodziło się przeświadczenie, że można z nią zrobić, co się chce. A ponieważ ludzie są zawistni, nie należy też prowokować ich zawiści. Jeśli masz pecha i nie masz wad, wymyśl jakieś niepowodzenia, opowiadaj o nich. Że żona cię zdradza, że regularnie pijesz i film ci się urywa. U nas przecież lubi się pijaczków. Ludzie się uspokoją, zaczną ci nawet współczuć.

– No ale jak można się nie popisywać? Jeśli mamy nowy duży samochód, to musimy kłuć nim w oczy znajomych, musimy też rzucić w towarzystwie od niechcenia, z jakiego to egzotycznego kraju pochodzi nasza opalenizna. Przecież na tym polega szczęście.
– Ale w ten sposób unieszczęśliwiamy innych, a i sobie możemy zaszkodzić. Ludzie tego nie zniosą, zaczną wymyślać rozmaite historie na nasz temat. Anioły lubimy tylko na obrazach, z trudem znosimy je wśród sąsiadów i kolegów. Jeden sukces jeszcze im darujemy, przy drugim będziemy już cierpieć, a przy trzecim zawsze ktoś szczęściarzowi przywali, nie ma mowy. Pamiętajmy, że ludzie mają dość małą granicę tolerancji na cudze sukcesy i cnoty.

– Ponoć Japończycy bardzo pilnują, żeby się nie pochwalić. Uważają to za prymitywizm i chamstwo.
– To prawda, Japończycy się nie chwalą. Ale też ich poziom szczęśliwości nie podniósł się od 1958 r., podczas gdy stopa życiowa wzrosła sześciokrotnie. Może jednak jest to dowód nie na to, że trzeba się chwalić, by być szczęśliwym, lecz na to, że pieniądze nie zawsze dają szczęście. Meksykanie są biedakami w porównaniu z Francuzami, ale ich stopień szczęśliwości jest wyższy.

– Wydawałoby się, że łatwiej być szczęśliwym z pełnym portfelem.
– Są bogacze nieszczęśliwi mimo wszystko i biedacy szczęśliwi mimo wszystko. Jeśli wszyscy wokół są biedni, własna bieda nam nie doskwiera, nie zauważamy jej. W USA zapytano absolwentów wyższych uczelni, czy wolą zarabiać 50 tys. dol. rocznie, gdy ich koledzy zarabiają 25 tys., czy wolą zarabiać 100 tys., jeśli koledzy zarabiają 150 tys. Prawie wszyscy woleli zarabiać 50 tys. Możliwość porównywania się jest dla ludzi niebywale ważna. W biednym kraju można łatwiej być szczęśliwym, bo wystarczy minimalnie się wyróżnić. W USA zaimponowanie komuś zamożnością jest już trudne.

– Jak się mierzy stopień szczęśliwości?
– W badaniach uwzględniane są rozmaite parametry: zdrowie, długowieczność, także dochód na głowę. Decydujące jest jednak, moim zdaniem, poczucie szczęścia. Można spełniać wszelkie obiektywne kryteria, mieć dodatni bilans życiowy – czyli odnotować więcej sukcesów i chwil satysfakcji niż porażek i rozczarowań – a jednak być nieszczęśliwym.

– Czyli nie zawsze im więcej przyjemności, tym więcej szczęścia?
– Takie hedonistyczne koncepcje szczęścia prawie w całości zakwestionowała współczesna psychologia. Odkryto, że jesteśmy poddani działalności tzw. hedonicznego młyna – jeśli osiągniemy jakiś poziom przyjemności, bardzo szybko przyzwyczajamy się do niego, chcemy więcej i więcej, i wcale nas to nie uszczęśliwia. Trwa to bez przerwy, zamiast szczęścia doznajemy tylko chwilowych satysfakcji. Znacznie większe pozytywne znaczenie niż uczucie przyjemności ma aktywność, jakaś pasja – ale taka, która nas pochłania, przynosi gratyfikację, czyli daje pozytywne doznania, zapomnienie o troskach i codziennych kłopotach.

– Podobny mechanizm przedstawił Sienkiewicz w „Quo vadis”. Przeciwstawił świat rzymskiego rozpasania, wymagającego wciąż nowych podniet, skromnemu wówczas światu chrześcijaństwa, dającemu ludziom szczęście i ulgę. Choć opis pogańskiego życia wypadł barwniej.
– Tak jak piekło w porównaniu z rajem. Generalnie religia stwarza mechanizmy, które pozwalają ludziom pewnego typu osiągać szczęście lub przynajmniej poczucie szczęścia. Poprawia samopoczucie i daje nadzieję. Egzamin spowiedzi i grzechów odpuszczenia to psychoterapia: idziesz, nie musisz za to płacić, wyznajesz grzechy, żałujesz (za każdym razem szczerze), podejmujesz gorące postanowienie poprawy, nawet na trzy dni, potem znowu robisz to samo, ale doznałeś ulgi. Religia obiecuje poczucie absolutnej sprawiedliwości, której brak tak dotkliwie odczuwamy w życiu – ja jestem uczciwy i gówno z tego mam, a sąsiad, kanalia, opływa w dostatki. Nie może tak być, nie chodzi już o to, żeby mnie ktoś docenił, ale żeby na tym sukinsynie się poznał. Mam jedno krótkie życie, biegnie mi byle jak, przecież tak nie może wszystko się kończyć. I to jest właśnie Pan Bóg, absolutna sprawiedliwość. Nic więc dziwnego, że w środowiskach fundamentalistycznie religijnych stopień szczęśliwości jest wyższy niż w liberalnych. Ludzie garną się do sekt – choć są tam wykorzystywani – bo otrzymują poczucie sensu, jakąś perspektywę.

ŚWIAT HIPISÓW

– Stan szczęścia można też próbować osiągnąć za pomocą rozmaitych środków farmakologicznych.
– Osobiście poza marihuaną niczego innego nie próbowałem. Było to w szczególnej sytuacji. Kalifornia, 1967 r., hipisi; chodziłem w Berkeley na wykłady prof. Tatarkiewicza. Profesor kiedyś powiedział żartem, że może w takich warunkach należałoby spróbować marihuany, ja zaś, także żartem, powtórzyłem to Amerykance, która się mną opiekowała, dziewczynie syna naszego bardzo wybitnego poety pracującego na uniwersytecie.

– Dodajmy, że późniejszego noblisty.
– To pan dodał. W każdym razie oni powiedzieli: „Chcesz? To ci zorganizujemy”. Pierwsza i druga próba przeszły bez wrażenia, za trzecim razem była stosowna muzyka, towarzystwo, jakieś dziwne jedzenie. Gdy wróciłem do domu, zauważyłem, że tracę wątek, ogarnęła mnie błogość, poczucie szczęścia. Przeraziłem się, że to zbyt łatwy, kuszący sposób.

– Prof. Tatarkiewicz nie spróbował?
– Naturalnie, że nie. Był jednak trochę zafascynowany światem hipisów. Spacerowaliśmy czasami, to był przedwojenny dżentelmen, czyściutki, pachnący, elegancki. A oni przychodzili nadzy do pasa, bosi, zarośnięci, z kolczykami, paciorkami, z psami, z dziećmi. Makabra, wydawało się, że dojdzie do konfliktu, on powie, że nie będzie wykładać, oni, że nie chcą tego staruszka. Nic takiego się nie stało.

– Pewnie prof. Tatarkiewicz doskonale rozumiał, że hipisi to nie element destrukcyjny, lecz samo jądro amerykańskiego establishmentu, dzieci elit, z bogatych, wpływowych rodzin.
– Oczywiście. Dzieci kwiaty na uczelnię przyjeżdżały boso, ale luksusowymi samochodami. Profesor dzięki swej otwartości znakomicie nawiązywał z nimi kontakt. Dzięki niemu przekonałem się, że można być szczęśliwym i życzliwym, pracując i mając 81 lat.

– Czyli praca przybliża nas do szczęścia?
– Praca ma ogromny wpływ na to, czy jesteśmy szczęśliwi, czy nie. Ważne, by nie stanowiła dla nas źródła upokorzeń ani nie była wyłącznie środkiem utrzymania. Dobrze, jeśli się w niej spełniamy, lubimy ją. Wtedy łatwiej o sukcesy, a gdy odnosimy sukcesy, łatwiej ją polubić. Praca może być bardzo istotną, długoletnią pasją. Są pewne radości związane z wiekiem, które kiedyś przemijają. Jeśli natomiast lubi się pracę, można się nią zajmować niemal do ostatnich chwil. Prof. Tatarkiewicz pisał do 90. roku życia, a najlepsze prace stworzył po siedemdziesiątce.

– Czy profesor dbał o kondycję fizyczną? Churchill dożył dziewięćdziesiątki, a jego dewizą życiową było no sport. Pan jako były dżudoka chyba się z tym nie zgadza?
– Churchill w dodatku jeszcze dużo pił, i to co innego rano, a co innego wieczorem. Prof. Tatarkiewicz za młodu jeździł konno, niemal do końca życia spacerował, był aktywny. No i zachował zdrowie. Ja w karierze dżudoki nie doszedłem dalej niż do tytułu mistrza Lublina w wadze koguciej, potem byłem instruktorem dżudo. Bezpośrednio dżudo przydało mi się tylko raz w życiu, kiedy szedłem z żoną ulicą i jakiś facet uderzył mnie z tyłu. Powaliłem go instynktownie, nie bardzo nawet wiedząc, jaką zastosowałem technikę. Dżudo dodawało mi też pewności siebie w USA, bo często jadąc na uniwersytet, byłem jedynym białym wśród czarnych braci i czarnych sióstr, a fizjologiczny strach wyzwala w ludziach agresję. Zachowują się jak psy, które wyczuwają, kto się boi, i tego gryzą.

I Matka Teresa, i Mesalina

– Na sporządzonej przez pana liście czynników sprzyjających szczęściu ważne miejsce zajmuje przyjaźń.
– Uważam, że przyjaźń jest jednym z najważniejszych warunków osiągnięcia szczęścia – od dziecka (dzieci zaczynające chodzić do przedszkola są nieszczęśliwe, dopóki nie znajdą tam przyjaciół) aż do późnej starości. Przyjaciel to człowiek, na którego możesz liczyć nie tylko w biedzie. To człowiek, na którego możesz liczyć w szczęściu i w powodzeniu. On będzie tolerował twoje sukcesy nawet wtedy, gdy są zbyt wygórowane, ponad miarę twych możliwości. I zniesiesz jego uwagi krytyczne, bo nie podejrzewasz go o złe intencje. A uwagi krytyczne każdemu są potrzebne. Dlatego mądrzy politycy często dobierają sobie na współpracowników kumpli z wojska czy ze studiów, którzy znają ich jako ludzi i nie będą obsypywać ich pochlebstwami.

– Czy żona może być przyjacielem?
– Dzięki przyjaźni małżeństwa mogą przetrwać wszystkie kryzysy, nawet jeśli przeminęła fascynacja romantyczna i seksualna. Namiętność zaczyna wygasać, a mimo to wciąż łączy ich miłość, są razem szczęśliwi – bo są lojalni wobec siebie, czuli, troskliwi, wyrozumiali, okazują sobie autentyczną życzliwość. I rozumieją, że się różnią. Kobieta, która w centrum handlowym spędza trzy godziny, nie zauważając, kiedy ten czas minął, jest w stu procentach normalna. Mężczyzna, który przebywa tam dłużej niż pół godziny i nie zaczyna ziewać, powinien się leczyć. Przyjaźni potrzebują też dzieci ze strony rodziców i rodzice ze strony dzieci. Dzieci chcą liczyć na rodziców, rodzice chcą liczyć na dzieci.

– Przecież ten mechanizm działa tylko w jedną stronę. Z tego, że dzieci mogą liczyć na rodziców, nie wynika, że rodzice mają prawo liczyć na dzieci.
– Relacje między dziećmi i rodzicami są asymetryczne. Rodzice o wiele więcej dzieciom dają, niż mogą od nich otrzymać, i jeśli oczekują, że dzieci tak samo im się odwzajemnią, popełniają błąd. Dzieci odrobią to potem wobec swoich dzieci. Rodzice nie powinni więc żądać, by dzieci żyły według ich scenariusza i poświęcały się dla nich. Mają jednak prawo oczekiwać od dzieci życzliwości i troski.

– Czy optymiści są szczęśliwsi od pesymistów?
– Pesymiści są narażeni na to, że będzie im trudniej, choć oczywiście nadmierny, naiwny optymizm jest głupotą. John S. Mill mówił, że lepiej być niezadowolonym Sokratesem niż zadowolonym głupcem. Mnie się wydaje, że lepiej jednak być zadowolonym głupcem. Istnieją głupcy, którzy dzięki temu, że są głupcami, są szczęśliwsi – choć nie każdy, kto jest szczęśliwy, jest głupcem.

– Jeśli nie głupcem, to przynajmniej dziwakiem. Kto normalny opowiada, że jest szczęśliwy?
– Prawie wszyscy ludzie chcą być szczęśliwi, choć niektórzy się tego wstydzą. Są też kraje – Polska do nich należy – gdzie szczęście jest moralnie podejrzane. Ktoś jest szczęśliwy, czyli musiał się nakraść, kogoś wyrolował. W osiągnięciu szczęścia przeszkadzają także zbyt wygórowane wymagania wobec życia, wobec bliźnich i życiowych partnerów, wobec siebie samych. Skończyłeś konserwatorium, śpiewasz w Operze Bałtyckiej – nie, to dramat, ty chciałbyś być w Met. Masz fajną żonę – nie, ona ma być dobra jak Matka Teresa, dostojna jak królowa angielska, a równocześnie powinna być dziwką jak Mesalina. I jeszcze ma się jej nie pomieszać, kiedy ma być kim. Nie potrafimy się cieszyć tym, co mamy, doceniamy to dopiero wtedy, gdy życie, niczym ten rabin, doładuje nam drugą kozę. Nadmierne ambicje zżerają i unieszczęśliwiają ludzi, doprowadzają do zawiści. Wszystkim dedykuję słowa prof. Tatarkiewicza, który powiedział, że jest szczęśliwy i zawdzięcza to swoim wadom: słabej pamięci, bo nie pamięta o przykrych wydarzeniach, i brakowi wyobraźni, bo nie umie martwić się na zapas.

——————————————–

Prof. Bohdan Dziemidok, filozof, etyk, teoretyk sztuki, zajmuje się też estetyką i aksjologią. Członek Komitetu Nauk Filozoficznych PAN, pracownik naukowy Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej

Jak być szczęśliwym?
(15 punktów prof. Dziemidoka)

1. Wykonujmy pracę zawodową, która nie tylko daje nam utrzymanie, lecz także jest naszą pasją.
2. Jeśli praca nie spełnia powyższych warunków, powinniśmy mieć jakieś pasjonujące hobby.
3. Bądźmy zakochani z wzajemnością. Trudno mówić o szczęściu, jeśli w życiu osobistym nie ma miłości, a rozczarowania przeważają nad sukcesami.
4. Kultywujmy przyjaźnie. Prawdziwa przyjaźń jest ważniejsza nawet od miłości.
5. Nie wymagajmy zbyt wiele od życia.
6. Nie wymagajmy zbyt wiele od ludzi.
7. Nie wymagajmy zbyt wiele od swojego partnera życiowego czy partnerki.
8. Nie wymagajmy wreszcie zbyt wiele od siebie.
9. Wyeliminujmy zawiść. Jeśli nie potrafimy cieszyć się z czyichś sukcesów, postarajmy się przynajmniej nie cierpieć z tego powodu.
10. Unikajmy ludzi chorobliwie ambitnych. Są z reguły sfrustrowani, agresywni i niebezpieczni dla otoczenia.
11. Nie prowokujmy ludzkiej zawiści swymi cnotami i sukcesami (rzeczywistymi lub pozornymi).
12. Postarajmy się żywić choć trochę życzliwości wobec innych ludzi i nie wstydźmy się jej okazywać.
13. Nie wymagajmy od ludzi wdzięczności za życzliwość czy okazaną im dobroć.
14. Nauczmy się cieszyć drobnymi radościami, powodzeniami i sukcesami chwili bieżącej.
15. Postarajmy się mieć poczucie humoru i nie traćmy go także wtedy, kiedy spotykają nas niepowodzenia.

Wydanie: 2010, 51-52/2010

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy