Na pięćdziesiąt procent

Jeden z moich znajomych zwykł był mawiać, że „Polska jest krajem na pięćdziesiąt procent”. Znaczyło to, że jest tu zawsze na pięćdziesiąt procent źle, ale z drugiej strony na pięćdziesiąt procent dość nieźle, na pięćdziesiąt procent panuje wolność, ale też i na pięćdziesiąt procent rządzi ucisk, społeczeństwo zaś nasze jest na pięćdziesiąt procent mądre i przenikliwe, a na pięćdziesiąt procent lekkomyślne i nierozważne. Ta sceptyczna opinia sprawdza się także dzisiaj. Dlatego też jest całkiem możliwe, że obecne srogie zamieszanie, wyglądające z pozoru na śmiertelny konflikt polityczny, okaże się konfliktem na pięćdziesiąt procent, który się rozmaże, zaklei, rozpapra i w rezultacie nic z tego nie wyniknie poza jakimiś tam partyjnymi przegrupowaniami. I za pół roku albo za rok najdalej, po wyborach, kiedykolwiek one nastąpią, społeczeństwo znowu będzie żądać rozwiązania Sejmu i rozpisania nowych wyborów, zdolnych rzekomo uzdrowić sytuację. Owo życie i myślenie na pięćdziesiąt procent ma swój wdzięk jak stary rozciągnięty sweter lub wysiedziany fotel. Daje poczucie swojskości. Nie za bardzo natomiast sprzyja rozstrzyganiu czy załatwianiu czegokolwiek, co czasami jest jednak niezbędne. Jesteśmy właśnie w takim momencie. Wskazuje na to rozpętana obecnie gorączka lustracyjno-teczkowa, która nasilając się i rosnąc, pociąga za sobą reakcję łańcuchową, tak jak przed ponad stuleciem we Francji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 08/2005, 2005

Kategorie: Felietony