Rankingowe szaleństwo końca stulecia przewala się przez świat Końcówka XX wieku upłynęła nam pod znakiem rankingów. Wszystko, co się da, jest ważone, mierzone, oceniane, klasyfikowane. Możemy się dowiedzieć nie tylko tego, jakie były najważniejsze wydarzenia, osiągnięcia naukowe, książki czy pojęcia naszego stulecia – ale także uzyskać odpowiedzi na tak fascynujące pytania, jak to, kto zagrał najgorszą solówkę gitarową w dziejach muzyki (Eric Clapton), kto jest najbardziej seksowną postacią filmową wszechczasów (Maximus z “Gladiatora” – Russel Crowe), czy najbardziej próżnym homoseksualistą (George Michael). Rankingi na wszelkie możliwe tematy stały się swoistym znakiem firmowym mijającego stulecia. Wszelkie media i rozmaite, często bardzo poważne, instytucje prześcigają się w ich konstruowaniu, a publiczność rzuca się na nie z prawdziwą radością. Socjologowie twierdzą, że im szybciej żyjemy i im większa fala informacji zalewa nas ze wszystkich stron, tym bardziej potrzebujemy punktów odniesienia, wiedzy, choćby i pozornej, o tym, co jest ważne, a co nie. Nasza “globalna wioska” stała się oceanem, w którym poszukujemy orientacji i trwałego oparcia. Dotyczy to zwłaszcza naszego kraju, gdzie w ostatnim dziesięcioleciu społeczeństwo poddane zostało bezprecedensowym przemianom. Było to też dziesięciolecie, w którym odzyskaliśmy swobodę wypowiadania poglądów – a to jest warunkiem dokonywania jakichkolwiek plebiscytów, bo trudno sobie wyobrazić np. ranking polityków przeprowadzany w warunkach stanu wojennego. Zrozumiałe więc, że koniec tak ważnego dla Polaków wieku owocuje lawiną ocen i podsumowań. Rzecz w tym, że tych podsumowań i u nas, i w innych państwach jest tak dużo, że trudno się w nich połapać. Proponujemy więc państwu nasz “Przeglądowy”, całkiem subiektywny przewodnik po milenijnych rankingach, z jednej strony – po tych najbardziej interesujących i godnych uwagi, a z drugiej – najbardziej dziwacznych. Internauci kontra moraliści W naszym kraju przeprowadzono w ubiegłym roku niemal tysiąc rankingów dotyczących mijającego stulecia. Na całym świecie – co najmniej kilkaset tysięcy. Wzięło w nich udział kilkadziesiąt milionów ludzi. Materia jest więc nadzwyczaj szeroka, ale rządzą nią pewne prawidłowości. I tak wśród twórców rankingów zdecydowanie przeważa prasa – przede wszystkim najpopularniejsze i znaczące tygodniki. Najbardziej masowy środek przekazu – telewizja – jest mniej aktywny, może dlatego, że rankingi są czymś, co się zachowuje, wycina, do czego się wraca, przekaz telewizyjny zaś jest ulotny. Swoistym fenomenem na tym tle są rankingi internetowe, zdobywające coraz większą popularność, co tłumaczy się tym, że miłośnicy Internetu są na ogół młodzi i należą do najbardziej entuzjastycznych konsumentów wszelkich informacji, byleby podanych w przystępnej formie. Siła internetowych głosów objawiła się ostatnio szczególnie dobitnie przy wybieraniu najlepszego piłkarza wszechczasów, kiedy to aż 53% kibiców, którzy oddali swój głos na internetowej stronie FIFA, uznało, że “Piłkarzem XX wieku” jest Maradona. A przecież wydawało się oczywiste, że zwycięży Pele, który już wcześniej zdobył tytuł “Sportowca XX wieku”, wyprzedzając Muhammada Ali, najlepszego boksera wszechczasów. Szef FIFA, Sepp Blatter, wręczył więc w Rzymie dwa tytuły – piłkarzowi wieku wybranemu przez internautów oraz przez komisję sportową FIFA. Cała sprawa stała się też pretekstem do snucia rozważań o współczesnym upadku moralności. “Przecież Maradona jest narkomanem i, co gorsza, strzelił ważną bramkę (w meczu z Anglią) ręką, czego o Pelem nie da się powiedzieć. Jak można więc na niego głosować?”, oburzali się krytycy Argentyńczyka, na co jego zwolennicy ripostowali, że Brazylijczyk jest rozwodnikiem, a i pewnie jemu można by przypisać różne piłkarskie grzeszki, tyle że jeszcze nie było bezlitosnej telewizji, która natychmiast to ujawniała. Przy okazji ankiet i rankingów przejawiają się też cechy charakterologiczne niektórych narodów. Na przykład egocentryczni Francuzi uznali, z niewiadomych powodów, że najwybitniejszą postacią świata w XX wieku (ankieta “Le Monde” i instytutu IPSOS) jest Charles de Gaulle, którego wpływ na globalny bieg wydarzeń był przecież znikomy. Winston Churchill znalazł się zaś dopiero na ósmym miejscu. Podobnie Amerykanie (ranking “Time’a”) za najbardziej wpływowego polityka stulecia uznali prezydenta Theodora Roosevelta, co również trudno uzasadnić czymkolwiek innym niż przeświadczeniem, że USA to pępek świata. Nasi drodzy zmarli A jaka tematyka dominuje w milenijnych
Tagi:
Andrzej Dryszel









