Najcieplej od tysiąca lat

Najcieplej od tysiąca lat

Temperatury pierwszego kwartału 2002 r. były wyższe od przeciętnej z lat 1961-1990 o 0,71 st. C

Gwałtowne zmiany klimatu mogą stać się najważniejszym problemem już obecnego pokolenia. Jak świadczą wyniki studiów opublikowane w kwietniu przez różne zespoły badawcze globalny wzrost temperatur jest faktem, który przez najbliższe dekady, zapewne także stulecia, będzie zmieniał oblicze świata.
Naukowcy z Centrum Prognoz i Badań Klimatycznych przy rządzie brytyjskim poinformowali, że pierwsze trzy miesiące 2002 r. były najcieplejsze od czasu rozpoczęcia pomiarów w 1860 r., zapewne zaś, jak dowodzą analizy lodów Arktyki i przyrostów drzew, od tysiąca lat. Globalne temperatury stycznia, lutego i marca 2002 r. były wyższe od przeciętnej z lat 1961-1990 o 0,71 stopnia Celsjusza. Dr Geoff Jenkins z zespołu brytyjskich klimatologów nie wyklucza on, że do 2030 r.

atmosfera rozgrzeje się o kolejne 0,5 do 1,5 stopnia.

Margaret Beckett, sekretarz ds. ekologii w rządzie brytyjskim, oświadczyła: „Przez pewien czas martwiliśmy się, jakie skutki zmiany klimatyczne będą miały dla naszych dzieci i wnuków. Teraz wiemy, że musimy martwić się także o siebie. Zmiany w systemie klimatycznym już się zaczęły i nie można ich powstrzymać”.
Raport przewiduje dla Wysp Brytyjskich różne scenariusze. I tak w 2080 r. Anglia będzie miała taki sam klimat jak Bordeaux, latem na terenach śródlądowych temperatura sięgnie 40 st. C, a więc uprawa zbóż bez sztucznego nawadniania nie będzie możliwa. Śnieg zimą spadnie tylko w najwyższych szkockich górach. Największy niepokój polityków Zjednoczonego Królestwa budzi przewidywany przez klimatologów wzrost poziomu morza nawet o 86 cm, co zagrozi ujściu Tamizy i Londynowi. Rząd polecił opracowanie planów rozbudowy falochronów i nadbrzeżnych instalacji ochronnych przy ujściu tej rzeki, mających obecnie ponad 150 km długości.
Studium szwajcarskich meteorologów z Uniwersytetu w Bernie przewiduje globalny wzrost temperatur do 2020-2030 r. od 0,3 do 0,73 st. C, zaś do 2100 r. – o 2,96 st. Prognozy te zgodne są z ogłoszonymi w ubiegłym roku wnioskami działającego pod patronatem ONZ Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC), zgodnie z którymi do końca bieżącego stulecia atmosfera będzie cieplejsza o 1,4, a może nawet 5,6 st. C.
W wielu regionach planety skutki niespodziewanego gorąca już teraz są dramatyczne. W 1998 r. na skutek nagłego wzrostu temperatur obumarło 16% raf koralowych (w przegrzanej wodzie giną glony żyjące w symbiozie z koralowcami, następuje tzw. bladnięcie raf). W bieżącym roku dojdzie, być może ,do jeszcze większych zniszczeń. Thomas Goreau, przewodniczący Globalnego Przymierza na rzecz Raf Koralowych, mówi: „Otrzymujemy doniesienia na temat bladnięcia raf na południowym Pacyfiku, pod Australią, na Wyspach Cooka, Tahiti, Nowej Kaledonii i Fidżi. Wiele czasu upłynie, zanim poznamy rozmiary katastrofy, ale przewiduję, że

prawie wszystkie rafy na południowym Pacyfiku obumarły

w czasie kilku ubiegłych miesięcy”.
W marcu od Półwyspu Antarktycznego oderwał się gigantyczny szelf lodowy Larsen B, gruby na 200 m, o powierzchni 3250 km kwadratowych. Wraz z nim Antarktyda straciła więcej lodu niż w czasie ostatniego półwiecza. Półwysep Antarktyczny to miejsce, w którym zmiany klimatu są najbardziej widoczne. W ciągu ostatnich 50 lat temperatury wzrosły tu o 2,5 st. (wzrost był więc pięciokrotnie większy niż w innych regionach planety). Naukowcy obawiają się, że jeśli sytuacja się nie zmieni, cały płaszcz lodowy zachodniej Antarktydy, na razie „siedzący” na miękkim dnie oceanu, oderwie się i zsunie do głębokiej wody. Kiedy stopnieje taka masa lodu, poziom mórz może wzrosnąć nawet o 5 m. Oznaczałoby to zalanie wielu wybrzeży, wysp i delt wielkich rzek oraz katastrofę o apokaliptycznych rozmiarach. „Wyobraźcie sobie świat bez Wysp Karaibskich i Malediwów”, pisze Agencja Reutera. W ciągu najbliższych pięciu lat do prawdziwej tragedii może dojść w Himalajach. Jak ostrzega dyrektor Programu Ochrony Środowiska Narodów Zjednoczonych (UNEP), Klaus Töpfer, temperatury w Nepalu i Bhutanie wzrosły od lat 70. o prawie jeden stopień. Lodowce topnieją z szybkością do 100 m rocznie. 44 jeziora wysokogórskie są przepełnione. Jeśli tamy pękną i masy wód stoczą się z wysokości 4 tys. m w doliny, pochłoną tysiące ludzkich istnień.
W ciągu ostatniego stulecia globalne temperatury wzrosły o 0,6 st. C. Tylko pozornie nie jest to wiele. Atmosfera nagrzewa się, zaś nagromadzona energia musi się wyładować w postaci coraz bardziej dynamicznych

ekstremalnych zjawisk pogodowych,

jak huragany, tajfuny, trąby powietrzne, gwałtowne ulewy, powodzie, prowadzące do lawin błotnych itp.
Eksperci Münchener Rück, jednej z największych firm reasekuracyjnych świata, obliczyli, że w stosunku do lat 60. liczba klęsk naturalnych zwiększyła się od 1990 r. czterokrotnie. Wyrządzone przez nie szkody były osiem razy wyższe, a wysokość odszkodowań wypłaconych przez towarzystwa ubezpieczeniowe wzrosła 15-krotnie. W latach 1970-1981 średnia wysokość wypłat po klęsce żywiołowej wynosiła ponad 98 mln dol., w latach 1982-1998 wzrosła do 160 mln. Specjaliści oceniają, że w pierwszej dekadzie XXI w. firmy ubezpieczeniowe będą wypłacać rocznie 200 do 300 mld dol. rekompensaty za szkody wyrządzone przez rozszalałe żywioły.
Według ekspertów z IPCC, zmiany klimatu odczuwalne będą we wszystkich regionach świata, nie można jednak przewidzieć, w jaki sposób. Maszyneria klimatyczna jest bowiem niezwykle skomplikowana – nawet najpotężniejsze komputery nie są w stanie obliczyć następstw wzajemnego oddziaływania ogromnych mas wód i lądów, prądów morskich, wiatrów stratosferycznych, wzrostu zawartości dwutlenku węgla w atmosferze ani tysięcy innych czynników. Dla niektórych krajów globalne ocieplenie będzie korzystne – Rosjanie nie kryją zadowolenia, że strefa wiecznej zmarzliny cofa się na północ, co ułatwi zagospodarowanie i eksploatację bogactw naturalnych Syberii. Najogólniej rzecz biorąc, klimatyczne konwulsje doprowadzą jednak do chaosu i nieszczęść, zwłaszcza w ubogich krajach strefy gorącej, gdzie susze, pożary i inne klęski żywiołowe mogą spowodować dezintegrację całych społeczeństw. Zamożniejsze państwa strefy umiarkowanej mogą spodziewać się pogorszenia jakości wody i inwazji tropikalnych chorób zakaźnych z malarią na czele. Profesor Halina Lorenc z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Warszawie ostrzega od dawna, że w polskim klimacie możliwe są wszelkie zjawiska ekstremalne – od niemal afrykańskiej suszy po powódź stulecia. Prawdopodobnie na skutek wzrostu temperatur

polskie lata staną się bardziej suche i cieplejsze

(chociaż możliwe są bardzo ulewne deszcze), zaś zimy – łagodniejsze i obfite w opady. Nie można wykluczyć, że za 40-50 lat ziemniaki znikną z nadwiślańskich pól. Będzie im już za ciepło…
Możliwy jest też inny rozwój sytuacji. Brytyjski dziennik „The Guardian” napisał w marcu, że gdy reszta świata będzie coraz cieplejsza, być może, temperatury w Europie znacznie spadną. Jeśli na skutek napływu słodkich wód z topniejących lodów Arktyki osłabnie Golfstrom, czyli ciepły Prąd Zatokowy, podnoszący temperatury w Europie Północnej o około 10 st., region ten czeka nowa epoka lodowcowa. Już teraz zasięg lodów Arktyki jest wiosną i latem o 15% mniejszy niż w 1960 r. Trudno przewidzieć, jakie będą skutki pogodowej rewolucji. Pewne jest wszakże, że następstwa zmian klimatu odczuje już obecne pokolenie, a jeszcze dotkliwiej – generacja naszych dzieci. Być może, globalny wzrost temperatur to największe wyzwanie dla ludzkości XXI w. Jak bowiem napisał amerykański tygodnik „Time”, zmiana klimatu ma najbardziej niszczycielski potencjał z jednym wyjątkiem wojny nuklearnej.


Słońce czy efekt cieplarniany?

Według większości ekspertów oraz panelu IPCC, do globalnego wzrostu temperatur przyczynia się głównie działalność człowieka spalającego coraz większe ilości paliw organicznych. Zawartość dwutlenku węgla w atmosferze wzrosła w ciągu ostatnich 200 lat o jedną trzecią. Dwutlenek węgla i metan powodują efekt cieplarniany – zatrzymywana przez te gazy energia słoneczna nie może „uciec” w kosmos. Niektórzy „nieortodoksyjni” klimatolodzy twierdzą jednak, że odpowiedzialność za globalny wzrost temperatur ponosi Słońce działające jak gigantyczny motor, napędzający klimatyczną maszynerię. Ten motor nie świeci jednostajnie jak żarówka, lecz zmienia swą aktywność w tajemniczych cyklach, zazwyczaj 22-letnich. Naukowcy zwracają także uwagę na bezsporny fakt. Oto zawartość dwutlenku węgla w atmosferze zwiększa się systematycznie zwłaszcza od końca XIX w. Niemniej jednak globalne temperatury nie wzrastały równolegle, co więcej, od 1940 r. zaczęły nawet spadać. Dopiero od 1970 r. systematycznie robi się cieplej – wtedy właśnie rozpoczął się nowy, gwałtowny wzrost aktywności słonecznej. Duński badacz Eigil Friis-Christensen z Duńskiego Instytutu Meteorologicznego przeprowadził analizy lodów na Grenlandii, dochodząc do wniosku, że „ocieplanie się klimatu przynajmniej do chwili obecnej spowodowała aktywność Słońca, a człowiek nie ma z tym nic wspólnego”.


Katastrofa na ekranie

Globalny wzrost temperatur stał się pożądanym tematem dla show-biznesu. Czołowe wytwórnie Hollywoodu stoczyły zaciętą walkę o prawo do nakręcenia wysokobudżetowego filmu science-fiction „The Day After Tomorrow” („Pojutrze”). 6 maja tę niezwykłą aukcję wygrała Twentieth Century Fox. Film przedstawi burzliwą katastrofę klimatyczną pełną apokaliptycznych huraganów, trzęsień ziemi i innych klęsk, której finałem jest nowa epoka lodowcowa. Reżyserem superprodukcji będzie Roland Emmerich („Dzień Niepodległości”). Budżet „klimatycznego” dreszczowca wyniesie podobno 125 mln dol., a film wejdzie na ekrany latem 2003 r.

 

Wydanie: 19/2002, 2002

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy