Nasz naród jak lawa

Nasz naród jak lawa

Jechałem kiedyś autostradą do Lille. Przede mną belgijski samochód. Na bramce kierowca wyciągnął portmonetkę i zaczął mozolnie wrzucać bilon do maszyny. Kieska wyśliznęła mu się z ręki i drobniaki posypały się na ziemię. Belg wysiadł i zaczął je zbierać. Widok faceta wyciągającego w błocie, na kolanach centówki spod samochodu serdecznie mnie rozbawił, mimo że traciłem czas, stojąc za nim. W pewnej chwili ciułacz wstał i spojrzał na moją roześmianą gębę. – No tak – wycedził – zdaje się, że odwaliłem niezły belgijski kawał. I powoli też zaczął się uśmiechać. Trzeba bowiem wiedzieć, że Belgowie są obiektem nieustannych francuskich naigrawań. Nad Sekwaną wydano już wiele książek z dowcipami o nich. Ostatni, jaki usłyszałem: „Na cmentarzu komunalnym w Brukseli rozbił się samolot pasażerski. Ratownicy odnaleźli już 40 tys. ofiar. Poszukiwania trwają”. Nie są to na ogół wice oryginalne. Niemcy opowiadają je o mieszkańcach Wysp Fryzyjskich, Amerykanie nieco złośliwsze o Polakach („Chcesz Polakowi złamać palec? Uderz go w nos”). Różnica jedynie taka, że wytykani, jak Belgowie, z reguły sami z tych kpin się śmieją, a tylko Polacy się obrażają. Wiele organizacji polonijnych w USA kierowało do miejscowych władz petycje, żeby zakazać, interweniować, karać, co oczywiście nieomylnie wskazywało, że te anegdotki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2018, 26/2018

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma