Nauczyciel Kociołka i Staniszkis

Nauczyciel Kociołka i Staniszkis

W książce Jerzego Wiatra znaleźć można rzeczy, których nie ma w żadnym archiwum. Rozmowy i spory na najwyższych piętrach władzy Nieraz słychać narzekania, że ludzie lewicy nie potrafią lub nie chcą bronić piórem swoich wyborów ideowych, swoich dokonań, dają narzucać sobie interpretację historii pisaną przez zwycięzców. To może właśnie dlatego lewica przegrywa wojnę o pamięć historyczną. Dobrze więc się stało, że prof. Jerzy Wiatr uległ w końcu namowom i zdecydował się wydać swoje wspomnienia, oparte na systematycznie prowadzonych od 1959 r. dziennikach. Swoją przygodę z polityką rozpoczął Jerzy Wiatr wcześnie, bo już w „Poniatówce”. W sfałszowanym referendum 1946 r. jako członek ZMW „Wici” zrywał plakaty PPR, za co został zatrzymany przez UB. Skończyło się to dla niego i jego szkolnych kolegów szczęśliwie, jedynie postępowaniem dyscyplinarnym, co zawdzięcza promikołajczykowskiemu nastawieniu grona nauczycielskiego Liceum im. Księcia J. Poniatowskiego, do którego uczęszczał w latach 1945-1949. Podczas studiów socjologicznych na Uniwersytecie Warszawskim związany był z kręgiem młodych uczonych skupionych wokół Juliana Hochfelda i Adama Schaffa. W nauce zrobił zawrotną karierę. Gdy w 1967 r. otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego, był jednym z najmłodszych profesorów w Polsce. Dwukrotnie był prezesem Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych, a w latach 1978-1982 wiceprezesem International Political Science Association. Był długoletnim wykładowcą najlepszych amerykańskich uniwersytetów wschodniego wybrzeża. Jest autorem fundamentalnych prac z zakresu socjologii polityki, z tłumaczoną na wiele języków klasyczną już socjologią wojska na czele. Wychował i wypromował grono zdolnych uczniów. Są to, co ciekawe, tak różni ludzie jak pierwszy magistrant Wiatra, Stanisław Kociołek, czy też doktoranci represjonowani po marcu, Jadwiga Staniszkis i Henryk Szlajfer. O ile kariera naukowa Wiatra rozwijała się znakomicie, o tyle kariery politycznej w PRL, choć bardzo chciał, czego nie ukrywa, nie zrobił. „W PZPR moje wejście do władz partyjnych – pisze – znajdowało się poza zasięgiem możliwości”. Wspomnienia Wiatra są fascynującą lekturą. Jest to z jednej strony kronikarski zapis epoki, w której żył i działał autor, swoisty przewodnik po meandrach najnowszej historii Polski, tym cenniejszy, że wyszedł spod pióra socjologa polityki, z drugiej, jest to analiza procesów społecznych, jakim podlegał realny socjalizm oraz okres transformacji w Polsce. Jest to rzetelne źródło do historii najnowszej, przydatne dla każdego badacza. Znaleźć można u Wiatra rzeczy, których nie ma zapewne w żadnym archiwum. Rozmowy i spory na najwyższych piętrach władzy. Zapis emocji, jakie towarzyszyły ludziom władzy. Walki frakcyjne w PZPR, spory ideowe w SdRP, ścieranie się osobowości i koterii politycznych w SLD. Nie wszyscy jednak zapewne będą zadowoleni z tej książki. Wielu wolałoby zapomnieć o wstydliwych epizodach w swoich biografiach. Na zawsze chcieliby wykreślić z życiorysów znajomość z liderem „partyzantów”, gen. Moczarem. Przykrość sprawi im zapewne przypomnienie, że służyli kiedyś w „ułanach rakowieckich”, byli „marcowymi docentami” i bez żenady obejmowali opróżnione po marcowych czystkach katedry. Ciekawe, co czuje dziś pewien dość znany politolog, lubiący podkreślać swoje demokratyczne poglądy, który w marcu 1968 r. na zebraniu partyjnym pytał Wiatra o narodowość. Dla współczesnego czytelnika najbardziej interesująca może być odpowiedź na pytanie, jak Jerzy Wiatr znalazł się w PZPR i dlaczego na całe życie związał się z ideą socjalizmu. Jego zaangażowanie w socjalizm jest przemyślane. Nie ma w nim nic ze spontaniczności jego rówieśników z mas plebejskich, dla których socjalizm oznaczał awans społeczny i wiązał się z karierą. Żoliborski inteligent w najlepszym tego słowa znaczeniu. Pochodzący z rodziny nauczycielskiej, jak sam to określa, umiarkowanie propiłsudczykowskiej. Stryj Józef – wysokiej rangi oficer przedwrześniowej armii. Potem generał Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Poprzez stryja sam Jerzy Wiatr dobrze jest postrzegany w światku polskiego emigracyjnego Londynu. Zaszczyca go, przyjazną dla niego, rozmową w publicznym miejscu sam gen. Władysław Anders. Przyjmowany w paryskiej „Kulturze”. Zaprzyjaźniony z emigracyjnymi uczonymi: Zbigniewem Pełczyńskim i Adamem Bromkem. Znajomy Samuela Huntingtona, Raymonda Arona, Seymoura Lipseta. Tymczasem w kraju musi się zadowolić rolą co najwyżej doradcy co światlejszych członków kierownictwa partii, za jakich uchodzili w latach 70. Andrzej Werblan czy też Stefan Olszowski. Potem dyżurny rewizjonista, na którym ostrzyli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2008, 2008

Kategorie: Książki