Polska jest obok Indii krajem, który statystycznie opuszcza najwięcej wykształconych osób Kilka tygodni temu media doniosły, że w tym roku dwie najbardziej prestiżowe polskie uczelnie, Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński, wypadły z pierwszej pięćsetki najlepszych na świecie w prestiżowym rankingu przygotowywanym przez brytyjski tygodnik „The Times Higher Education”. Fakt, że na czele listy znalazł się Oksford, nikogo nie dziwi, lecz miejsce w trzeciej setce Uniwersytetu Kreteńskiego czy tureckiego Uniwersytetu Sabancı (zlokalizowanego w miasteczku Tuzla na przedmieściach Stambułu) każe postawić pytanie o stanie nauki polskiej. Zwłaszcza że żadna nadwiślańska Alma Mater nie wyprzedziła szlachetnego Makerere University mającego siedzibę w stolicy Ugandy Kampali. A przecież od roku 2007 w naukę polską wpompowano miliardy złotych pomocy unijnej. Wybudowano dziesiątki supernowoczesnych laboratoriów, umożliwiono korzystanie z takich programów unijnych jak Horizon 2020, pozwolono na niczym nieograniczony rozwój prywatnych uczelni. Mimo to we wszystkich światowych i unijnych zestawieniach pokazujących stan nauki i edukacji Polska albo stoi w miejscu, albo spada coraz niżej. Szable w dłoń Profesorowie lubią powtarzać, że przyczyną słabości polskiej nauki jest jej niedoinwestowanie. Dyskretnie przemilczają fakt, że po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej każdy uczony, który ma dobry pomysł i odrobinę energii, może wnioskować o granty, liczone często w milionach euro. Może otrzymać środki z Narodowego Centrum Nauki i Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Albo przenieść się do brytyjskiego, niemieckiego czy francuskiego instytutu i zarabiać jak Europejczyk, pracując w o wiele lepszych warunkach. I wielu rodaków z tego wyjścia korzysta. Według tegorocznych danych Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju Polska jest obok Indii krajem, który statystycznie opuszcza najwięcej wykształconych osób. Nic nie wskazuje na to, by proces ten miał zostać zahamowany. To oczywiste, że w związku z tym wszelkie plany szybkiego rozwoju naszego kraju możemy włożyć między bajki. Polska gospodarka nigdy nie będzie w stanie dogonić państw starej Unii, gdyż brak jej innowacyjności, o której od lat mówią nasi czołowi politycy. Tej zaś nie da się zadekretować ani przyjąć w ustawie. Dlatego nie sądzę, aby kolejne programy ratowania polskiej nauki i uczelni dały oczekiwane efekty. Zwłaszcza że odwagę w szukaniu nowych rozwiązań, wynalazczość, potrzebę ulepszania otaczającego nas świata, sprzeciw wobec tego, co stare i niepraktyczne, czyli wszystko to, co jest podstawą rozwoju każdego społeczeństwa, zastąpiły nad Wisłą cwaniactwo, naturalna skłonność do kręcenia lodów, układy i układziki, a także obyczaje rodem ze średniowiecza. We wrześniu 2010 r. w „Gazecie Wyborczej”, w artykule „Polskie uczelnie w objęciach sarmatyzmu”, pisał o tych zjawiskach prof. Andrzej Jajszczyk, w latach 2011-2015 dyrektor Narodowego Centrum Nauki w Krakowie. Szkoda, że od tego czasu nic się nie zmieniło. A nawet sytuacja się pogorszyła. Narodowe Centrum Nauki, poważna instytucja powołana do wspierania działalności naukowej w zakresie badań podstawowych, bez nastawienia na bezpośrednie zastosowanie komercyjne, przyznało ostatnio 104 tys. zł na projekt „Dlaczego w Polsce stawiane są krzyże w miejscu wypadku? Przez kogo i w jakim stopniu krzyż powypadkowy jest utożsamiany z religią, a w jakim stopniu z innymi kategoriami znaczeń?”. Ponad 237 tys. zł wsparcia uzyskał projekt badawczy „Jak mnisi i zakonnicy szukają Boga dziś? Badania nad przemianami wspólnot zakonnych jako sposób analizowania relacji religii i społeczeństwa”. 307,6 tys. zł trafiło zaś do badaczy zajmujących się tematem „Gra na loterii w świetle ekonomii behawioralnej”. Gdzie są dobre projekty Powie ktoś, że można by przeznaczyć te środki na ambitniejsze cele. Otóż nic bardziej mylnego. Narodowe Centrum Nauki, podobnie jak Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, ma poważne problemy z wyłonieniem naprawdę dobrych projektów naukowych. A jeśli znajdzie się coś, co dobrze rokuje, to szable w dłoń i do przodu. Dobrym przykładem takiego działania jest program „Blue Gas – Polski Gaz Łupkowy. Wsparcie rozwoju technologii związanych z wydobyciem gazu łupkowego”. Był on częścią wspólnego przedsięwzięcia Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz Agencji Rozwoju Przemysłu SA. Miał się przyczynić do rozwoju technologii w obszarze związanym z wydobyciem gazu łupkowego w Polsce i ich wdrożenia w działalności gospodarczej przedsiębiorstw operujących w naszym kraju. Wsparcie finansowe było nad wyraz










