Naymlap – król zza morza

Naymlap – król zza morza

Najlepsi hutnicy prekolumbijskiej Ameryki zabijali na ofiarę ciężarne kobiety

Byli mistrzami obróbki metali, wznosili pałace i piramidy. Żyli w urodzajnej krainie, jednak zmiany klimatyczne wstrząsały ich cywilizacją. Indianie Lambayeque, pragnąc zapewnić sobie pomoc bogów, składali więc ofiary z ludzi.
Peruwiańscy archeolodzy, pracujący w ruinach Chotuna Chornancap, jednego ze świętych miast preinkaskiego państwa Lambayeque (północne Peru), dokonali makabrycznego odkrycia. Wśród kopców zwieńczonych platformami, które zdobią wyrzeźbione wizerunki dwugłowych węży, odnaleźli dwa grobowce. Znajdowały się w nich szczątki siedmiu młodych kobiet. Jak poinformował archeolog Carlos Wester La Torre, nie zmarły one śmiercią naturalną, lecz zostały złożone bogom w ofierze.

Dziewczynom podcięto gardła.

Kapłani zabili i pochowali w grobowcach także kilka lam. Takie krwawe ceremonie odbywały się we wszystkich społecznościach andyjskich Indian. Ale dr La Torre i jego koledzy stwierdzili ze zdumieniem, że jedna z kobiet zgładzonych w Chotuna była w zaawansowanej ciąży. Wśród szczątków przyszłej matki znaleziono także kości dziecka, któremu nie było dane przyjść na świat. Czyżby Lambayeque byli jedynym ludem prekolumbijskiej Ameryki, który przelewał krew ciężarnych kobiet, aby wyjednać łaskę bogów?
Indianie kultur andyjskich byli pewni, że dzieci przewyższają czystością dorosłych. Dlatego poświęcano je bogom – wierzono, że tylko dzieci mogą być skutecznymi cachavi, czyli posłańcami, którzy dotrą do gwiazd i przekażą im prośby ludzi. Gwiazdy natomiast przedstawią sprawę bogu Stwórcy, Wirakoczy, który rozstrzyga o losach świata. Tylko Wirakocza mógł sprawić, że „Słońce i Księżyc pozostaną młode”, czyli że czas się nie skończy. Czyżby Indianie Lambayeque uznali, że dziecko, które jeszcze się nie urodziło, a więc nie zostało skalane pyłem ziemi, okaże się doskonałym posłańcem do gwiazd?
Archeolog La Torre przypuszcza, że siedem kobiet zginęło podczas rytuałów, którymi uczczono odnowienie świątyni. Zgodnie z inną hipotezą, ofiary złożono podczas pogrzebu zmarłego możnowładcy, aby miał piękne towarzyszki także w zaświatach. W 1992 r. w piramidzie Huaca Ora w innym sanktuarium kultury Lambayeque, w Batan Grande, odkryto głęboki na 12 m grobowiec dostojnika. W sześciopoziomowym grobie złożone zostały pokryte cynobrem zwłoki mężczyzny w średnim wieku, z kunsztownie wykonaną złotą maską, a także aż 500 kg miedzi, przeważnie w postaci naipes, cienkich płytek, których nazwa znaczy dosłownie „karty do gry”. Wraz z dygnitarzem pochowano 17 dziewcząt, zabitych w ofierze. Dr La Torre przypuszcza, że także w pobliżu znalezisk w Chotuna znajduje się bogato wyposażony grób możnowładcy. Być może dalsze prace archeologiczne doprowadzą do jego odkrycia.
Nie można też wykluczyć, że przyszła matka musiała umrzeć, gdyż kapłani usiłowali przebłagać bogów. „W świecie preinkaskim Indianie odnosili się do płodności z wielkim szacunkiem. Dlatego jeśli zdecydowano się na taką nietypową ofiarę z ciężarnej kobiety, musiało to mieć ważne przyczyny natury religijnej”, wywodzi renomowany peruwiański archeolog Walter Alva.
Kultura Lambayeque (stanowiąca część kultury Sicán) kwitła w latach 800-1350 n.e. Jeszcze 30 lat temu pozostawała nieznana. Odkrył ją i opisał dopiero prof. Izumi Shimada, archeolog z uniwersytetu Southern Illinois, od 1978 r. prowadzący wykopaliska w północnym Peru.
Rozwinęła się w jednym z najbardziej urodzajnych regionów Peru, w dolinie rzeki Lambayeque, obficie toczącej wody z Andów. Do dziś ten region jest spichlerzem Peru i żywi połowę ludności kraju. Indianie Lambayeque stworzyli największy system kanałów nawadniających prekolumbijskiej Ameryki, który

połączył pięć dolin.

Dzięki niemu pola bawełny, kukurydzy, fasoli i słodkich ziemniaków dawały obfite plony. W sadach gałęzie drzew uginały się pod ciężarem owoców guanabana, lukuma i guava. W dolinach rosły gęste lasy algarrobo. Indianie znad Lambayeque pozyskiwali z nich węgiel drzewny, dzięki któremu stworzyli prymitywny, ale wydajny jak na ówczesne warunki „przemysł hutniczy”. Stali się zwłaszcza mistrzami stopów metalurgicznych, ich specjalnością był stop miedzi i arsenu, mający właściwości zbliżone do brązu. Można zatem powiedzieć, że lud ten zapoczątkował epokę brązu w Ameryce Południowej. Indiańscy hutnicy zdobywali złoto, srebro i inne kruszce poprzez dalekosiężny handel. Sprzedawali swe misterne wyroby metalowe i produkty rolnicze. Z terenu dzisiejszej Kolumbii sprowadzali szmaragdy i bursztyn, z Chile – lapis lazuli, a złote samorodki z basenu rzeki Maranón. W Ekwadorze kupowali muszle mullu – ślimaka zawiśnika (Spondylus), żyjącego w ciepłych wodach Pacyfiku. Muszle te były niezwykle cenione nie tylko ze względu na wyjątkowo czerwony kolor, ale także na ich znaczenie kultowe. Podczas obrzędów religijnych służyły jako ofiara składana konkretnym huaca (bóstwom), które błagano o urodzaj. Według tradycji, na dworze władcy Lambayeque istniał specjalny urzędnik, którego zadaniem było kruszenie mullu i rzucanie ich pod stopy króla, tak że ten kroczył jak po czerwonym dywanie. Inny dygnitarz odpowiedzialny był za lektykę, kolejny – za tron, jeszcze inny – za malowanie twarzy monarchy. Obowiązkiem pewnego dworzanina było granie na wielkiej muszli jak na rogu. Legendę o narodzinach państwa Lambayeque spisał w 1586 r. hiszpański duchowny Miguel Cabello de Balboa. Założycielem dynastii był król imieniem Naymlap, który na tratwach z drzewa balsa wraz ze świtą przypłynął zza morza. Towarzyszyła mu żona Ceterni, liczne konkubiny, 40 dygnitarzy oraz tłum pośledniejszych sług. Naymlap założył swą stolicę w Chot (prawdopodobnie Chotuna w odległości 4 km od wybrzeża oceanu). Tam ustanowił kult posągu z zielonego kamienia, zwanego Yampellec. Idol ten uważany był za boską postać samego Naymlapa. Monarcha rządził szczęśliwie przez wiele lat. Kiedy poczuł, że zbliża się śmierć, polecił, aby pochowano go w tajemnicy w jednej z komnat pałacu, a ludowi ogłoszono, że królowi wyrosły ptasie skrzydła, na których

odleciał do nieba.

Rozkaz wykonano. Odtąd dynastia, którą założył Naymlap, zyskała boską legitymację swoich rządów.
Na tron wstąpił syn Naymlapa, Cium, a potem brat Ciuma, Zolzdoni. Ten ostatni miał 12 synów, którzy rozeszli się, aby założyć nowe osady. Dwunastym władcą królestwa został lekkomyślny Fempellec. Dał on się uwieść demonowi w postaci kobiety i rozkazał ruszyć z miejsca święty zielony posąg. Wywołało to gniew bogów, którzy zesłali niszczycielski deszcz. Ulewa trwała 30 dni i doprowadziła do klęski głodu. Zrozpaczeni kapłani i możni skrępowali monarchę i wrzucili go do morza. Był to koniec dynastii. Ale bogowie nie dali się przebłagać i na Lambayeque spadały kolejne klęski.
Być może mit ten zawiera więcej niż tylko rdzeń prawdy. Kultura Lambayeque związana jest z oceanem. Na złotych rytualnych nożach pojawia się podobizna Naymlapa ze skrzydłami ptaków morskich. W ikonografii pojawiają się także wizerunki ryb oraz poławiaczy zawiśników. We wcześniejszej kulturze Chavin dominowały natomiast przedstawienia zwierząt przypominających kota. Indianie Lambayeque czcili boga lub demona, nazwanego przez archeologów Panem Sicán. To dziwna postać o trapezoidalnej twarzy, dzierżąca w dłoni rytualny nóż.
Bardzo prawdopodobne, że Pan Sicán to założyciel dynastii, Naymlap, król zza morza. Archeolodzy nie mają również wątpliwości, że w regionie północnego Peru doszło do klimatycznych turbulencji. Opływający wybrzeże zimny prąd Humboldta zapewnia obfitość ryb, małży i innych owoców morza. Niekiedy jednak występuje tu fenomen El Nino. Prąd Humboldta ogrzewa się, wzrasta także temperatura powietrza. Potężny El Nino utworzył się w końcu XI w. Konsekwencją były ulewne deszcze, które spłukiwały urodzajną glebę do morza. Indianie usiłowali przebłagać bogów ceremoniami religijnymi. Być może wtedy podcięto gardło ciężarnej kobiecie w Chotuna. Kiedy to nie przyniosło ratunku, prawdopodobnie doszło do przewrotu politycznego. Ok. 1100 r. ludzie z Lambayeque porzucili obie swe sakralne stolice – Chot i Batan Grande. To ostatnie miasto uchodziło za cel pielgrzymek, cmentarzysko i sanktuarium, w którym oddawano cześć zmarłym przodkom. Badacze nazywają niekiedy Batan Grande „prekolumbijskim Watykanem”. Ale kiedy ceremonie religijne okazały się bezskuteczne, mieszkańcy uznali piramidy Batan Grande za przeklęte i podpalili je. Był to rytualny obrzęd oczyszczenia ogniem. Sanktuarium nigdy nie zostało już zasiedlone. Uchodźcy przenieśli stolicę do Túcume nad rzeką La Leche koło Góry Deszczów. Na powierzchni 220 ha wzniesiono tu

26 kopców i piramid.

Największa to długa na 700 m Huaca Larga. Ale religia w Túcume była inna. Z tego okresu nie ma już posągów Pana Sicán. Indianie uznali, że skoro mityczny założyciel dynastii nie ocalił ich przed klęską żywiołową, nie trzeba oddawać mu czci. Około 1350 r. osłabione po katastrofach naturalnych państwo Lambayeque zostało podbite przez nadchodzących z południa wojowników królestwa Chimú. Potem dostało się pod władzę Inków. W mieście rezydował inkaski gubernator. Kiedy rozeszła się wieść, że nadchodzą biali, brodaci ludzie, dosiadający dziwnych zwierząt, wśród mieszkańców Túcume wybuchła panika. Usiłowali zażegnać niebezpieczeństwo krwawymi rytuałami. W 2005 r. archeolodzy znaleźli w mieście szczątki 119 ludzi złożonych bóstwom w ofierze.
Wśród religijnych ceremonii nieszczęśnikom ścięto głowy. Ale przelana krew nie przebłagała bogów i Hiszpanie posuwali się naprzód. Zdesperowani mieszkańcy zniszczyli wierzchołek piramidy Huaca Larga i rozpalili na niej wielki ogień. Była to pożegnalna ceremonia oczyszczenia. Jeszcze nie ostygły zgliszcza, kiedy Indianie opuścili Túcume i rozeszli się w różne strony. Hiszpańscy konkwistadorzy weszli do dziwnego, bezludnego miasta piramid. Uznali, że należy wypędzić stąd pogańskie demony i rozpocząć dzieło nawracania. Rozpalili więc pod Túcume wielkie ogniska i oznajmili Indianom, że płomienie są bramą do czyśćca, w którym za swe grzechy pokutują grzesznicy. Dlatego Túcume do dziś nazywane jest przez miejscowych El Purgatorio, czyli czyściec.
Miejsce to nadal jest uważane za nawiedzone. Indiańscy znachorzy i czarownicy, zwani curanderos, wciąż zaklinają tajemne moce. Tylko oni mają dość odwagi, aby wkroczyć do Túcume po zachodzie słońca.

 

Wydanie: 2008, 39/2008

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy