Strajkujące na schodach pielęgniarki zderzają się z biedą chorych Na intensywnej opiece kardiologicznej została jedna głodująca pielęgniarka i lekarz na dyżurze. Dadzą radę. Dramat zacząłby się, gdyby zasłabła ta jedyna pielęgniarka lub gdyby wszystkie odeszły z pracy. Parę godzin wytrzymają. – Złamały tabu. Poszły za daleko. Nic nie będzie takie jak przed zostawieniem pacjentów. Nie mogą się cofnąć – mówią kardiolodzy z oddziału intensywnej opieki kardiologicznej warszawskiego szpitala grochowskiego. Tu jest wszystko – okupacja, strajk, głodówki. Godzina dziesiąta Rozpoczyna się czterogodzinny strajk pielęgniarek. Po raz pierwszy na znak protestu opuszczają chorych. Siadają na schodach prowadzących na oddziały. Niektóre przynoszą koce. Zmęczone rozmowy – o ziemniakach z masłem i swoich dzieciach, dla których walczą, ale też tracą zdrowie, więc czy warto. Ze szpitala nie ruszają się od tygodnia. A większość to samotne matki. U szczytu schodów “jako wyrzut sumienia” polegują głodujące. Już nie tak ciasno, bo dwie z nich, po sześciu dniach, zemdlały i zabrano je na oddział. Są to właśnie pielęgniarki z kardiologii. Beata Litwinowicz (660 zł netto, dwóch synów – 11 i 5 lat) skuliła się na łóżku. Zaczęła głodować sześć dni temu. Rano. Tej nocy miała zły dyżur. Zmarły dwie przywiezione przed północą kobiety. Jeszcze młode, a z zawałami niszczącymi wszystko. Jest coraz więcej pacjentów. Po prostu łatwiej dostać się do szpitala niż do lekarza pierwszego kontaktu. Czasem cały korytarz oklejony jest przystawkami. Aż pod toaletę. Tylko jeden pacjent wypisał się, bo nie chciał leżeć z głową pod męskim WC. Umierających oddziela się parawanami od szumu żywych. Podleczonych się wypisuje. Większość to biedni jak biedna jest ta dzielnica. Po powrocie do domu odratowani wyrzucają recepty. Ważniejszy jest chleb. Więc po paru tygodniach znowu wracają. W gorszym stanie. Czasem umierają, a czasem przywiozą ich jeszcze kilka razy. O głodówce Beaty zadecydował nie tylko zły dyżur. Może także srebrna łyżeczka, która poprzedniego dnia wpadła jej w ręce. Dostała ją 13 lat temu, gdy wygrała licealną olimpiadę dla pielęgniarek. Na maturze same piątki, miała uczyć się dalej (dziś dyrektor szpitala mówi, że trzeba było), ale zakochała się. Wtedy, w 1987 roku, z pierwszych pensji ona i mąż (energetyka jądrowa) odłożyli na lśniący regał i solidną wersalkę. Poza tym chodzili do kina (teraz nigdy) i nie jedli mielonki (teraz zawsze). – Będzie nam fajnie – powiedziała wtedy Beata. – Ja tam za komuną nie jestem, ale to były najlepsze lata – wspomina dziś. Płacze. Najgorszy był drugi dzień głodówki, bo ona zwyczajnie lubi jeść. Teraz jest jej wszystko jedno. Dostanie kroplówkę, jest odwodniona i niebezpiecznie spadł jej potas. Cukier też. Płacze. – To niemoralne, że zostawiłam chorych. Tak samo niemoralne jak to, że moje dziecko będzie nikim, bo nie stać mnie na kształcenie – płacze. Mąż przyszedł, mówi, żeby przestała głodować. Na zimę, jak zawsze, kupią trzy tony węgla i jakoś przetrwają. W ich rodzinie wszyscy mają po 600 zł – takie są i pensje, i emerytury. Tylko mąż zarabia tysiąc złotych. I dlatego nie dostają zasiłku rodzinnego. O 10 zł przekroczyli limit. Jej koleżanka do tej pory nie może spłacić pożyczki na książki do liceum. – Pielęgniarka na erce obsługuje całą aparaturę, czasem sama podejmuje decyzje, bo nie ma czasu, żeby biec po lekarza – mówi lekarz na oddziale kardiologii. – To fachowiec, a nie salowa. Dostaje coraz bardziej skomplikowane aparaty i musi je świetnie znać. Tylko wtedy podtrzyma życie. Godzina jedenasta Rodziny pacjentów nie interesowały się strajkiem. Ci, którzy przyszli do szpitala, starają się nie patrzeć na schody oblepione białymi czepkami. Byleby bokiem przejść do windy. Niosą siatki, soki i sweterki, bo w szpitalu jest zimno. Pacjenci albo leżą, albo spacerują. Zapewniają, że przez kilka godzin nie zdążą się przestraszyć brakiem pomocy. Na końcu pokręconego parteru (trzeba minąć kobietę sprzedającą puchate czapki i kremy) jest intensywna terapia, taka ogólna. Tam też została jedna pielęgniarka (szczęśliwie nie głodująca) i dyżurny chirurg. Druga pielęgniarka, Aneta Sobocińska (830 zł netto) siedzi na schodach. Patrzy w stronę drzwi OIOM-u: – Trzech pacjentów jest
Tagi:
Iwona Konarska









