Nie dajmy się struć

Nie dajmy się struć

Możemy się skutecznie bronić przed sprzedawcami wciskającymi nam nieświeżą żywność W warszawskim sklepie Leclerc wykryto 35 kg przeterminowanego kurczaka, sprzedawanego jako gotowa potrawa na grilla. Ciastka z nieświeżym kremem proponowano w cukierni w Jeleniej Górze. Mysie kupy i robactwo znaleziono w lubelskim supermarkecie Carrefour, który w wyniku kontroli sanepidu został zamknięty. Takie odkrycia dokonywane przez inspekcję sanitarną wciąż nie są rzadkością. Niestety, nie możemy mieć pewności, że artykuły spożywcze dopuszczone do obrotu nie zagrażają naszemu zdrowiu. W eliminowaniu podobnych nieprawidłowości nie pomaga to, że wbrew pozorom dość trudno ustalić, kto i jaką odpowiedzialność ponosi za skażenie żywności. W ubiegłym tygodniu wyrokami uniewinniającymi zakończył się proces w sprawie ponownego kierowania do przerobu w starachowickich zakładach Constar nieświeżych kiełbas i wędlin wycofanych ze sprzedaży. Miało to miejsce sześć lat temu, lecz dopiero teraz sąd w Kielcach prawomocnie orzekł, iż pięcioro oskarżonych (były dyrektor fabryki, powiatowy lekarz weterynarii oraz trójka inspektorów sanitarnych kontrolujących proces produkcji w Constarze) nie ponosi winy za „odświeżanie” przeterminowanych wędlin. Sąd uznał – inaczej, niż chciała prokuratura – że wprawdzie w Constarze doszło do uchybień, ale nie można stwierdzić, by ktoś popełnił przestępstwo. Dla wizerunku firmy oraz jej właściciela, amerykańskiego koncernu Smithfield, afera kiełbasiana była oczywiście niekorzystna. Wykorzystano ją jednak marketingowo do zminimalizowania strat, reklamując wędliny Constaru słowami: „Prawdopodobnie najlepiej kontrolowany zakład w Polsce” (zaczerpniętymi częściowo z reklamy piwa) oraz „Dzięki wam jesteśmy lepsi”. Bądźmy zdrowi Polska też jest nieźle kontrolowana i nie stanowi jakiegoś niechlubnego wyjątku na sanitarnej mapie Europy. Przynajmniej w produkcji i sprzedaży żywności nie jesteśmy większymi brudasami i niechlujami niż większość państw naszego kontynentu. Jeśli bowiem wydaje się nam, że rynek żywności w Unii Europejskiej jest wolny od skażeń różnymi substancjami niebezpiecznymi dla zdrowia, wykazujemy się niepoprawnym optymizmem. To, że spora część mieszkańców zjednoczonej Europy jeszcze się poważnie nie pochorowała, należy zawdzięczać nabytej lub wrodzonej odporności rodzaju ludzkiego oraz, po części, funkcjonowaniu unijnego Systemu Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach (RASFF), do którego trafiają wszystkie przypadki wykrycia zagrażających zdrowiu produktów na obszarze UE lub na jej granicach. System opiera się na pracy krajowych kontrolerów w państwach członkowskich Unii, a stwierdzone przez nich nieprawidłowości od razu spływają drogą komputerową do unijnej bazy. Dzięki temu szybko wiemy, co i gdzie nam zagraża. Tylko w ubiegłym miesiącu, według stanu na 27 czerwca, w systemie RASFF ujawniono ponad 300 poważnych przypadków wykrycia niebezpiecznej żywności, czy to w sklepach, czy podczas kontroli na granicach unijnych. A to jedynie wierzchołek góry lodowej, bo sieć kontrolna siłą rzeczy zarzucana jest wyrywkowo. Niemcy na czele We Francji 20 czerwca wykryto radioaktywną zieloną herbatę sprowadzoną z Japonii. W czeskim sklepie znaleziono 27 czerwca greckie figi skażone rakotwórczymi ochratoksynami. 24 czerwca w supermarkecie w Belgii stwierdzono salmonellę w mięsie drobiowym z Niemiec. 17 czerwca w Niemczech – histaminy (związki powodujące zatrucie pokarmowe) w wędzonych makrelach z Tajlandii. 20 czerwca w niemieckim sklepie – w też niemieckim bekonie – bakterie listeria monocytogenes, które mogą wywołać objawy podobne do ciężkiej grypy oraz zapalenie opon mózgowych. 27 czerwca – te same bakterie w niemieckim jogurcie, ale już w sklepie we Włoszech. Niemcy, najludniejszy kraj Unii Europejskiej, przodują także w oferowaniu niebezpiecznej dla zdrowia żywności. Dotyczy to również najgroźniejszych bakterii E. coli, które niestety rozprzestrzeniają się na całą Europę. 7 czerwca wykryto je w Niemczech w niemieckich szprotkach. 9 czerwca – też w Niemczech i w szprotkach, ale holenderskich. 16 czerwca w Lille siedmioro dzieci zatruło się mrożonymi kotletami z bakteriami E. coli, które kupiono w sklepie niemieckiej sieci Lidl. 21 czerwca bakterie znaleziono we francuskim sklepie we francuskich małżach. 22 czerwca – również we Francji, ale w mięsie z Belgii. 27 czerwca – w sklepie w Austrii, w węgierskiej kiełbasie. My także mamy pewien udział w produkcji skażonej żywności, choć przed E. coli na razie skutecznie się bronimy. 21 czerwca w Niemczech wykryto polskie wafle czekoladowe z nadmiernym stężeniem substancji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 27/2011

Kategorie: Kraj