Nie dajmy się uśpić – rozmowa z prof. Mirosławem Karwatem
Politycy Platformy oglądają Polskę zza szyb samochodów,PiS ma z nią bezpośredni kontakt, a lewica jest niewidoczna PROF. MIROSŁAW KARWAT – kierownik Zakładu Filozofii i Teorii Polityki Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, autor niedawno wydanej książki „O karykaturze polityki”. Rozmawia Krzysztof Pilawski Prawo i Sprawiedliwość wychodzi na pierwsze miejsce w sondażach, premier liczy szable w głosowaniu nad wotum zaufania dla rządu. Gabinet Leszka Millera po podobnym kroku przetrwał niecały rok. Czy już zastanawia się pan, na kogo głosować w kolejnych wyborach?– Chyba nikt w tej chwili nie oczekuje wyborów ani ich nie pragnie. Nie tylko ci, którzy mają coś do stracenia, ale i ci, którzy niewiele mają jeszcze do zyskania. Nie zauważyłem też, żeby wyborcy przebierali nogami. Wszystkie zagrywki opozycji nie zmierzają do zmiany rządu z dnia na dzień czy natychmiastowego rozwiązania Sejmu. To rekonesans, balon próbny, liczenie szeregów, próba zmiany układu sił w parlamencie. Jeśli to się uda, nie można wykluczyć, że obecna kadencja Sejmu nie przetrwa czterech lat. WYSPY I ENKLAWY Jeszcze parę miesięcy temu: Polska w budowie, „Koko Euro spoko”, promieniejący Donald Tusk. Teraz: Polska się wali, po ulicach maszerują fani Radia Maryja, Jarosław Kaczyński w natarciu. Dlaczego jest tak źle, skoro niedawno było tak dobrze?– Wszystko, co osiągnęliśmy, traktujemy jako oczywistość. Nie da się ukryć, że dokonał się ogromny skok cywilizacyjny, na którym zyskali w jakimś sensie wszyscy – nawet osoby z dołu drabiny społecznej. Polska jest dziś innym krajem niż 20, a nawet10 lat temu. Jednak modernizacji towarzyszy nabierające coraz większego impetu rozwarstwienie społeczne. Ogólnie jest lepiej, ale bardzo wielu z nas nie odczuwa poprawy. Obok wysp dobrobytu, bogactwa i pogardy dla „nieudaczników” mamy enklawy ubóstwa, biedy, frustracji, nienawiści do tych, którzy pławią się w luksusie. Mamy co najmniej dwie Polski, dwie rzeczywistości. Zupełnie inaczej opisują nasz kraj eksperci Donalda Tuska, a inaczej Radio Maryja i PiS.Marsz „Obudź się, Polsko!” pokazał rosnące szeregi przekonanych, że Polska zmierza ku katastrofie.– Odczytuję to jako przejaw frustracji nie tylko ludzi ubogich i niewykształconych, ale również coraz większej części klasy średniej, której formalny status i aspiracje kompletnie rozmijają się z faktycznym standardem życia. Myślę o paru milionach Polaków żyjących na kredyt lub zajmujących się zdobywaniem kolejnych dyplomów, certyfikatów, z czego nic nie wynika. Obszar niedostatku w Polsce nie dotyczy już tylko osób o najniższych kwalifikacjach, niewykształconych. Mamy do czynienia z ważnymi zmianami w dynamice przemian struktury klasowej.Pamiętam początek lat 90. z zapewnieniami, że zbudujemy wielomilionową klasę średnią, oraz rozmaitymi tabelami, w których mogliśmy sprawdzić, czy już należymy do tej klasy.– Z uśmiechem wspominam magazyn „Cash”. Ten, jak sam się określał w podtytule, „Tygodnik polskiej klasy średniej” wydawał nawet certyfikaty przynależności do klasy średniej… Przez lata podtrzymywano złudzenie, że wykształcenie daje gwarancję stanowiska menedżerskiego i obecność w lepszym świecie do końca życia. „Skóra, fura i komóra” – jak to syntetycznie ujmowała formuła japiszonów, ludzi, którzy w latach 90. poznali siłę swoich pieniędzy. Poznali ją dwukrotnie: najpierw na wozie, potem pod wozem. Bo co innego znaczy mieć na kredyt i mieć kredyt z zagrożoną spłatą. Błyskawiczny sukces zawrócił im w głowie, przyćmił poczucie rzeczywistości. Część z nich twardo się z nią zderzyła, gdy stracili bankowe lub korporacyjne posady wraz z całą rekwizytornią luksusu i zbytku. Znaleźli się znów na rynku pracy i przekonali, że oni sami – tak kompetentni, gibcy i kreatywni – są równie bezradni jak „nieudacznicy”, którymi do niedawna pogardzali. Ideologiczny mit nowej klasy średniej legł w gruzach. To jest jedna z klęsk polskiej transformacji. Zaczynają to rozumieć liberałowie. W dniu exposé premiera przeczytałem tytuł z pierwszej strony „Gazety Wyborczej”: „Was też mogę eksmitować. To tylko kwestia czasu”. Obecny system w odróżnieniu od realnego socjalizmu pozbawił ludzi poczucia bezpieczeństwa opartego na zagwarantowanej przez państwo stopie życiowej zapewniającej utrzymanie na minimalnym poziomie. To, że dziś mam pracę i mogę spłacać kredyt, nie oznacza, że jutro będzie tak samo, że zdołam samodzielnie się utrzymać. Poczucie strachu i niepewności towarzyszy milionom Polaków. NA PRAWO MARSZ O sukcesie Platformy przesądzili wyborcy centrum.









