Kiedyś uważaliśmy, że ogranicza nas komunizm, dziś przerzucamy winę na geny Prof. Piotr Słonimski, laureat Nagrody im. Andrzeja Drawicza – Spojrzenie naukowca na wejście Polski do Unii owocuje tak oryginalną konkluzją jak pana stwierdzenie, że w posagu wnosimy wódkę i dobre geny. – Nie, nie. Najpierw wymieniam geny, potem wódkę. – A więc mamy dobre geny. – Nie ma lepszych lub gorszych genów. Ważne, żeby była ich mieszanka. Podobnie jest w kulturze, gdzie najcenniejszy okazuje się tygiel kultur. Bowiem kultura i genetyka mają wiele wspólnego. Najgorszą rzeczą w ewolucji genetycznej jest ujednolicenie, tzn. sytuacja, gdy wszyscy są do siebie podobni. Nie potrafią wtedy się dostosować do zmieniającego się świata. Jeśli byliby genetycznie różni, zawsze znalazłaby się grupa, która sobie poradzi w nowych warunkach. Starajmy się zwiększać różnorodność genetyczną i kulturową – takie jest moje przesłanie. – Brzmi optymistycznie. – Jednak efektów nie zobaczymy od razu. Kraj taki jak Polska był zawsze różnorodny, już przed wiekami zamieszkiwali tu także Niemcy, Litwini, Żydzi, Cyganie, Tatarzy… Mieszały się geny, mieszały się kultury i było to dla nas na dłuższą metę bardzo korzystne. Trzeba bowiem pamiętać, że w biologii, szczególnie w genetyce, są wydarzenia, których opłacalność docenimy po setkach czy tysiącach lat. Ale jeśli chcemy, by ludzkość trwała długo, musimy myśleć aż tak perspektywicznie i dzisiaj, wchodząc do Unii, pamiętać, że wykonujemy dobrą robotę. Naprawdę, z punktu widzenia biologa, stało się znakomicie, że w Unii znalazło się dziesięć nowych krajów. – Czy nasza barwna różnorodność nie rozmyje się w Europie? Czy nie stracimy tożsamości? – Efekt jest inny. Im bardziej, jak to pani określiła, rozmywamy się w Europie, tym bardziej także Europa rozmywa się w nas. W rezultacie wszyscy jesteśmy bardziej różnorodni. Przykładem zamknięcia, pewnej hermetyczności jest Islandia, której mieszkańcy mieli zawsze mało związków ze światem zewnętrznym. My dzięki temu, że weszliśmy do Unii, będziemy mieli większe możliwości kontaktów seksualnych, bo na szczęście w ten sposób się rozmnażamy. – Dlaczego na szczęście? – Bo klonowanie jest ślepą uliczką. Sklonowana Maria Skłodowska-Curie, ale wychowana w innym środowisku, wcale nie byłaby tak genialna. – Wnosimy do Unii naszą szczególną, dramatyczną historię. – Oczywiście, polskie dziedzictwo kulturowe bardzo się różni od hiszpańskiego czy francuskiego. Wchodzimy do Europy z naszymi sukcesami, ale przede wszystkim z klęskami, bo na nich człowiek się uczy najwięcej. I chętniej o nich mówi. Taką tendencję szczególnie mają Polacy, skłonni bardziej dramatyzować swoje przegrane, niż wychwalać dobre wydarzenia. – A nasza wiara? Jest i w polnych kapliczkach, i w bazylice w Licheniu. Te zderzenia są dla Unii nowością. – Religijność też jest ciekawą wartością kulturalną, choć w krajach zachodnich mało popularną. Ale pamiętajmy, że wiara jest również naszym sukcesem. Kościół odegrał ważną rolę w obalaniu komunizmu i to jest polski wkład w historię Europy. Ale zastrzegam – z tego nie wynika, że do preambuły konstytucji europejskiej należy wpisać wartości chrześcijańskie. Jest to problem polityczny, poza tym można się zastanawiać, czy konstytucja wymaga wytłumaczenia. – Wiemy już, jak genetyk ocenia nasze wstąpienie do Unii. A jak chłodne oko naukowca zaklasyfikuje aktualną rzeczywistość polityczną? – To, co się dzieje w Polsce, jest smutne i niedobre. A czy było do przewidzenia? Jedno jest pewne – nic, z czym mamy dziś do czynienia, nie znalazło się w prognozach politologów. Oni zawsze się mylą, np. nigdy nie mówiono o możliwości upadku bloku wschodniego. Tak więc w polityce przewidywanie na dłuższą metę jest chybione. Ale jeśliby szukać analogii w przeszłości, jesteśmy zapewne w podobnej sytuacji jak pod koniec XVIII w. Upadek państwa, autorytetów moralnych, sejmikowanie – to wszystko powtarza się dzisiaj. Jednak trzeba też pamiętać, że okres 1750-1800 należał do najciekawszych w kulturze. Można więc zadać sobie przewrotne pytanie, czy gdyby Polska nie upadła, Mickiewicz i Słowacki mieliby takie pole do popisu, czy byliby wielkimi wieszczami? Odniesień można także szukać w nieodległych dziesięcioleciach i utworach z tamtych czasów. Tytuł książki „Kordian i cham” brzmi dziś niezwykle aktualnie. – Czy to oznacza, że karykatura demokracji, którą obserwujemy w parlamencie, wykreuje Mickiewicza
Tagi:
Iwona Konarska









