Nie odbierajcie nam działek!

Nie odbierajcie nam działek!

Posłowie lewicy chcą bronić pracowniczych ogródków działkowych i zamienić je w rodzinne

Setki tysięcy zwykłych ludzi w Polsce nie wyobraża sobie lepszego miejsca do aktywnego i taniego wypoczynku niż własny ogródek na działce. Tu się odbywa wiele nieoficjalnych spotkań i rodzinnych uroczystości, tutaj miejskie dzieci i młodzież poznają abecadło hodowli roślin, a osoby w zaawansowanym wieku, emeryci, renciści i bezrobotni mogą w spokoju pracować dla własnej przyjemności i wspólnego pożytku.
Spłachetek własnej zieleni w mieście to oaza zdrowego hobby dla najuboższej części naszego społeczeństwa, któremu przynosi trochę tanich kwiatów, warzyw i owoców. A przecież każde drzewko czy krzaczek to także producent czystego, bezcennego tlenu, będącego warunkiem naszego życia.

Grom z jasnego PiS

Gdy jesienią ub.r. działacze ruchu działkowego i lewicowi parlamentarzyści przyjrzeli się bliżej projektowi ustawy, która miała zmienić prawo do użytkowania działek pracowniczych w prawo własności ze wszystkimi tego konsekwencjami, poraził ich grom z jasnego nieba. To przecież nic innego jak projekt likwidacji – zauważono – gdyż z dniem wejścia w życie takiej ustawy zostałby zlikwidowany Polski Związek Działkowców, majątek związku przeszedłby zaś na własność skarbu państwa. W tym momencie ustanowione na rzecz Polskiego Związku Działkowców prawo użytkowania wieczystego gruntów po prostu wygasłoby.
Prezes Polskiego Związku Działkowców, Eugeniusz Kondracki, stwierdza wprost, że wykupienie na własność ogródków i odpłatne ich użytkowanie nie jest ofertą dla emerytów, rencistów i bezrobotnych, nawet jeśli zastosuje się różne nadzwyczajne upusty i zwolnienia. Tych ludzi po prostu nie stać na zapłacenie minimum 2,5 tys. zł za taką operację.
– Projekt PiS jest oszustwem – mówi prezes Kondracki. – Zakłada bowiem, że działkowicze otrzymywaliby prawo dzierżawy jedynie tych terenów, których nie uwidoczniono w planach miasta. – Nie ma takich terenów. Tymczasem projekt przewiduje unieważnienie umów dotyczących terenów przekazanych notarialnie, nacjonalizację majątku Polskiego Związku Działkowców, rozwiązanie związku, czyli posunięcia kierujące się celami politycznymi, które u podstaw mają likwidację wszelkich form kojarzących się autorom z okresem PRL i komunizmem.
Ustawa rodem z PiS niweczyłaby w praktyce dorobek pracy działkowców i oddawała tereny ogrodów w ręce osób majętnych, obytych z obrotem nieruchomościami. Całe szczęście, że interesy polskich działkowców można dziś chronić, korzystając m.in. z przykładów innych krajów Unii Europejskiej, gdzie taka forma aktywności istnieje i nie ma na nią zamachów. Międzynarodowy Związek Działkowców zrzesza około 3 mln osób. W Polsce do związku należy 960 tys. – To próba całkowitej likwidacji ruchu ogrodnictwa działkowego w Polsce – uznała Krajowa Rada PZD, którą opanowało poczucie goryczy i wstydu za autorów projektu, onegdaj działaczy związku, dziś na usługach ugrupowań politycznych popierających takie destrukcyjne pomysły.
W tym konkretnym przypadku PiS po faryzejsku zdaje się mówić w interesie działkowców, jednak nie przeprowadził żadnej konsultacji ani kampanii informacyjnej w tym najbardziej zainteresowanym środowisku. Ograniczył się tylko do nagłaśniania chwytliwego tytułu ustawy, pomijając konkretne rozwiązania i skutki, jakie ona niesie za sobą. Działkowcy uzyskali je dopiero dzięki publikacjom związku i podnieśli alarm.
Dużo do myślenia dała działkowcom historia ogródka „Waszyngtona”, który znalazł się na skraju przepaści za urzędowania obecnego prezydenta Warszawy, Lecha Kaczyńskiego, jednego z liderów PiS. Teren ogrodu został przekazany prywatnej spółce za psi grosz i gdyby nie nagłośnienie sprawy w mediach przez związek, to nie wiadomo, jak sprawa by się zakończyła.

Listy, apele, rezolucje

Odpowiedzią na projekt zniszczenia ruchu działkowego było pospolite ruszenie we wszystkich strukturach związku, tysiące listów, protestów, apeli i rezolucji świadczących o powszechnym sprzeciwie wobec propozycji PiS.
W Polskim Związku Działkowców powstał projekt kontrustawy, który poparło 108 lewicowych posłów, choć do rozpoczęcia procesu legislacyjnego wystarczyłoby tylko 15. Ten projekt nie powstawał już w ukryciu. Do każdego działkowca wysłano broszurę z tekstem.
W myśl tego projektu ruch działkowy zachowuje cały dotychczasowy dorobek prawny i organizacyjny zapisany we wcześniejszej ustawie z 6 maja 1981 r. o pracowniczych ogrodach działkowych. Projekt gwarantuje wszystkie uprawnienia działkowców, ogrodów i związku, dostosowuje natomiast formy funkcjonowania i nazewnictwo do obecnych realiów. Zamiana określenia „pracowniczy” na „rodzinny” ogród działkowy nie jest tylko retuszem kosmetycznym, odzwierciedla natomiast zmiany struktury społecznej i statusu zwykłych ludzi, wśród których coraz mniej jest pracowników, a coraz więcej emerytów, rencistów i bezrobotnych. Nowa ustawa ma też bezwzględnie strzec procedur związanych z likwidacją ogrodów. Tutaj konieczna jest zgoda związku na ich likwidację, wymagane jest przydzielenie terenu zastępczego z całkowicie odtworzoną infrastrukturą, a także pozostaje obowiązek wypłaty pełnego odszkodowania na rzecz działkowców za rośliny i urządzenia znajdujące się na ich działkach. Innym ważnym elementem projektu ustawy jest zwolnienie PZD z podatków oraz opłat administracyjnych i skarbowych z tytułu prowadzonej działalności statutowej, a jego działkowców z tytułu użytkowania działek. Utrzymano również status rodzinnych ogrodów działkowych jako urządzeń użyteczności publicznej, które zaspokajają podstawowe potrzeby socjalne społeczności lokalnych i związane z tym statusem obowiązki gmin.

Wolne od opłat

Jedną z podstawowych zasad ruchu działkowego jest bezpłatne i bezterminowe prawo używania działki. Wolne od podatków i opłat jest nabywanie praw majątkowych, a także wynikające z niego wpisy do ksiąg wieczystych i ich zakładanie. Także związek korzysta z przywileju zwolnienia od opłat związanych z gospodarką nieruchomościami, podobnie jak zwolnione od tych opłat są organy władzy publicznej. Wszystko jest bezpłatne, bo grunt służyć ma działalności ekologicznej i społecznie użytecznej. Ponadto ogrody zakłada się zwykle na gruntach najsłabszych, często zdegradowanych przez przemysł i człowieka, na piaskach, bagnach, hałdach, a nieraz na wysypiskach śmieci. Przywileje dla działkowców nie mogą być zachętą do nadużyć, więc nadzór prawny nad związkiem sprawuje minister środowiska. Barierą dla gospodarczej samowoli jest też zasada, że działka to nie mieszkanie ani zakład pracy.
Poszczególne działki, co najmniej 50, składają się na jeden rodzinny ogród działkowy, którego powierzchnię ustala się w granicach 300-500 m kw.
Ogrody otwarte to zielone płuca miast, to praktycznie parki, z których korzystają okoliczni mieszkańcy, tyle że samorząd nie wydaje na ich utrzymanie ani złotówki.
W obecnych realiach gospodarczych ogrodom jest potrzebna solidna podstawa prawna. 250 ogrodów działkowych, które skupiają około 40 tys. działkowiczów, jest zagrożonych różnymi roszczeniami. Tutaj związek wstępuje na drogę sądową. Niekiedy roszczenia są uzasadnione, ale w większości przypadków po tereny użytkowane od lat przez działkowiczów wyciągają ręce ludzie z wpływami i grubymi portfelami, bo widzą świetny interes w spekulacji działkami. Niektórzy w cyniczny sposób próbują za pół darmo przejąć tereny, wyrzucić działkowiczów i natychmiast sprzedać parcele za ogromne pieniądze, bo to łakomy kąsek dla inwestorów.
Oczywiście, w projekcie ustawy są uwzględnione i takie sytuacje, tyle że obwarowane licznymi warunkami. Likwidując ogród, należy przekazać działkowcom teren zastępczy, podobnie uzbrojony i wyposażony, za utracone urządzenia i rośliny należy się zaś uczciwe i pełne odszkodowanie. Dodatkowo ustawa przewiduje biblijną zasadę „Nie zabijaj” w stosunku do roślin w okresie wegetacji. Likwidację ogrodu można przeprowadzać tylko po okresie zbiorów.
Poseł Władysław Stępień (SLD), współautor projektu noszącego tytuł „Rodzinne ogrody działkowe”, twierdzi, że ten dokument cieszy się poparciem większości parlamentarzystów. Poza SLD sprzyjają mu parlamentarzyści Samoobrony i PSL. Opozycja nie ma więc siły, aby przeforsować projekt konkurencyjny. Ustawa odpowiadająca milionowej rzeszy działkowców powinna być, jego zdaniem, przyjęta z zachowaniem wszelkich procedur legislacyjnych i uchwalona przez obecny parlament.
Tego należy życzyć wszystkim działkowcom, ich rodzinom i sympatykom. Oby jesienią nie trzeba było ścinać drzew i wyrywać krzaków, które dawały radość, zdrowie, pożywienie, a także niewielki zarobek prawie milionowi niezamożnych Polaków.

*
Eugeniusz Kondracki, prezes PZD
Najstarszy w Polsce jest 180-letni ogród działkowy w Koźminie Wielkopolskim noszący imię Powstańców Wielkopolskich. Do dziś zajmuje te same tereny, które otrzymał u swego zarania. Przez pierwsze kilkadziesiąt lat nie był to oczywiście ogród pracowniczy w obecnym rozumieniu tego słowa. Władze miasta doszły wówczas do wniosku, że ludziom należy pomóc produkować na swoje potrzeby. Tradycja działkowców sięga daleko w przeszłość i daje poczucie ciągłości. Polski ruch działkowców oficjalnie przyznaje się „tylko” do 108 lat, bo od tego czasu istnieją struktury organizacyjne i rozpoczyna się intensywny rozwój tej formy rekreacji i gospodarowania. Model funkcjonowania ogródków działkowych w Polsce sprawdził się. Jest to w powszechnym rozumieniu należne i sprawiedliwe społecznie świadczenie socjalne państwa, działki są bowiem użytkowane przez ludzi najbiedniejszych. Dziś widać to ze szczególną ostrością.

 

Wydanie: 14/2005, 2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy