Z nieba do piekła i na odwrót

Z nieba do piekła i na odwrót

Gorący mundial dogrywek i karnych „Będzie, będzie zabawa! Będzie się działo! I znowu nocy będzie mało. Będzie głośno, będzie radośnie” – fragment refrenu niezwykle popularnej piosenki zespołu Piersi pasuje jak ulał do tego, co oglądamy i przeżywamy podczas finałów piłkarskich mistrzostw świata w Brazylii. Temperatura meczów jednej ósmej finału (klimatyczna i sportowa) sprawiła, że śmiało możemy mówić o niespotykanie gorącym mundialu. A przebieg spotkań, zaskakujące zwroty akcji, tudzież nieprzewidywalne zakończenia niemalże w mgnieniu oka spychają z futbolowego nieba do piekła i na odwrót. Powiedzenie, że czegoś takiego nie wymyśliłby nawet najgenialniejszy dramaturg, wydaje się banalne, skoro na osiem meczów aż w pięciu potrzebna była dogrywka, natomiast w dwóch o awansie rozstrzygnęły dopiero rzuty karne. Co ciekawe, z 18 strzelonych bramek zaledwie trzy padły w pierwszych połowach. Cała pula została zaś wzięta (w bólach) przez zwycięzców grup… Oj, działo się, działo! Neymar: Mocno się zestarzałem Chyba nie każdy zdawał sobie sprawę, że gdyby doszło do przegranej Brazylii, nie byłaby to zwykła porażka wpisana w sportowy życiorys każdego zawodnika każdego zespołu. Ewentualne odpadnięcie już w jednej ósmej turnieju po rywalizacji z Chile byłoby równoznaczne z politycznym i społecznym trzęsieniem ziemi, a może nawet końcem świata. To niemal pewne, że w całej Brazylii doszłoby do masowych przejawów niezadowolenia i frustracji. Czym to by się skończyło, trudno sobie wyobrazić! Nie ma więc żadnej przesady w stwierdzeniu, że dopiero w tym kontekście trzeba rozważyć, czego miał dokonać Neymar (grający od czwartej minuty z kontuzją uda), kiedy podchodził do piątego rzutu karnego. „To było jak przejście 5 km – powiedział skrzydłowy FC Barcelony o dystansie, który pokonał ze środka boiska do piłki w polu karnym. – Mocno się zestarzałem. Sytuacja przed strzałem trwała całą wieczność” („Mundo Deportivo”). Dzięki podglądowi telewizyjnemu na odręcznie wypisaną karteczkę zobaczyliśmy, że selekcjoner Luiz Felipe Scolari do ostatniej chwili nie mógł się zdecydować, kogo i w jakiej kolejności ma wyznaczyć do pierwszej serii rzutów. Postawił m.in. na Hulka i gorzej już nie mógł wybrać. Najlepiej zarabiający cudzoziemiec w lidze rosyjskiej (7 mln euro za 2013 r.), napastnik Zenitu Sankt Petersburg o posturze trzydrzwiowej szafy, nie potrafił pokonać bramkarza rywali. „Wcale mnie to nie zaskoczyło, przecież on w lidze zawalił aż cztery karne. Scolari musiał o tym wiedzieć, dlaczego więc zaryzykował w takich okolicznościach?”, nie ukrywał zdziwienia mój kolega ze Lwowa, znany ukraiński dziennikarz Oleksandr Pauk. Po regulaminowym czasie i dogrywce utrzymał się remis 1:1. Rzuty karne, po niezwykłej huśtawce nastrojów, wygrali gospodarze 3:2. Zapamiętamy z nich: dwie udane interwencje brazylijskiego bramkarza Júlia Césara, trafienie Neymara na 3:2 i kończący serię karnych strzał w słupek chilijskiego obrońcy Gonzala Jary, który przesądził o awansie Canarinhos. Podczas poprzedniego mundialu w RPA w tej samej fazie Brazylia wygrała gładko 3:0, tym razem opór Chile był znacznie większy, ale efekt ten sam co przed czterema laty. Chociaż do szczęścia brakowało naprawdę niewiele – trzeba przypomnieć, że w 120. minucie po kapitalnym uderzeniu chilijskiego rezerwowego Mauricia Pinilli piłka odbiła się od poprzeczki. „Gdyby nie kilka centymetrów, osiągnęlibyśmy historyczny sukces”, skomentował trener Jorge Sampaoli. Rodríguez: Zapamiętam do końca życia Mecz numer 50, Kolumbia-Urugwaj (2:0), przykuwał uwagę z kilku powodów. Jednym z nich była wciąż żywo komentowana karna absencja „boiskowego dzikusa” Luisa Suáreza. Nic zatem dziwnego, że akcje zespołu kierowanego przez Óscara Tabáreza zaczęły ostro pikować. Cała Brazylia i sympatyzujące z nią okolice umierały z ciekawości, kto będzie ćwierćfinałowym rywalem gospodarzy. Wreszcie zastanawiano się, czy podczas spotkania na Maracanie potwierdzi swój talent cudowne dziecko kolumbijskiego futbolu, James Rodríguez. Potwierdził, strzelając czwartą i piątą bramkę na tym turnieju. Ta dająca prowadzenie 1:0 w 28. minucie była niezwykłej urody, z pewnością pretenduje do miana najładniejszej w turnieju, czego dowodem nieco pompatyczny opis („Piłka Nożna”, Grzegorz Pazdyk): „Jej jakość, urok, dynamizm. Błyskawicznie podjęta decyzja, siła strzału i poprzeczka na drodze, która wobec pięknego uderzenia nie miała śmiałości, by przerwać jej lot. Takie bramki pamięta się do śmierci.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 28/2014

Kategorie: Sport