Nieodpowiedzialny radykalizm PiS

Nieodpowiedzialny radykalizm PiS

Decyzje partii rządzącej zaczynają powodować straty jednych grup społecznych kosztem drugich Wielu obserwatorów polskiego życia politycznego przewidywało, że prędzej czy później rządząca większość zajmie się kwestią aborcji, nie będzie też zwlekała z rozwiązaniem po swojej myśli innych, najmocniej poruszających nasz zmysł światopoglądowy spraw. Dzieje się tak obecnie, choć w kampanii wyborczej i przez prawie rok rządów Prawo i Sprawiedliwość próbowało utrzymywać, że nie będzie podejmowało podobnych zagadnień, aby móc się skupić na kwestiach społeczno-gospodarczych. Było również do przewidzenia, w jakim kierunku pójdą te zmiany. Warto przy tym zauważyć, że rządy PiS szczególnie zachęcają do refleksji nad moralnością polityki, w tym nad forsowaniem przez sprawujących władzę określonych sposobów życia. Poczynań PiS nie sposób – w świetle teorii polityki – ocenić inaczej niż jako działania radykalne i monistyczne, a zatem przeczące zasadzie pluralizmu. Nie ma miejsca na pluralizm Radykał opowiada się za bezkompromisowymi rozwiązaniami, które zarówno w założeniu, jak i w konsekwencji głęboko ingerują w życie obywateli i mają daleko idące skutki społeczne. Nie ma tu mowy o tymczasowych porozumieniach (kompromisach), umiarkowaniu ideologicznym i politycznym. Pisowskiemu radykalizmowi towarzyszy w miarę jednolita wizja władzy, której używa się do uzasadniania najgłębszych zmian instytucjonalnych, politycznych, prawnych. Politycy rządzącej obecnie partii utrzymują, co jest właśnie przejawem monistycznej wizji politycznej, że istnieje jeden najważniejszy zbiór wartości, stanowiący punkt odniesienia. W przypadku PiS to religijnie wzmacniany kanon tradycyjnych wartości narodowych. Taka postawa utrudnia lub nawet uniemożliwia jakiekolwiek porozumienie w najważniejszych kwestiach, np. co do podstawowych zasad konstytucyjnych, ale też w sprawach takich jak aborcja czy zapłodnienie in vitro, którymi właśnie się zajęto. PiS dąży do przełamania pluralistycznego sposobu myślenia. Zgodnie z nim istnieje wielość źródeł wartości, wedle których ludzie chcą żyć; źródła te są niewspółmierne – nie da się ich łatwo porównać, zhierarchizować, trudno wybrać najlepsze, by resztę odrzucić, a między nimi mogą występować konflikty. Jak przekonuje Víctor M. Muniz-Fraticelli, nie są one jednak dowodem niedoskonałości, raczej świadectwem niezależności, i dlatego żadne źródło nie powinno być uznawane za nadrzędny ideał. Pluraliści kierują się zasadą wzajemności i przekonaniem, że podejmowanie prób współpracy, negocjacji, docierania stanowisk pozwala stronom zrozumieć ich potrzeby i wartości. Politycy PiS wyrażają natomiast pogląd, że odpowiednio skonstruowana struktura społeczna doprowadzi do wykształcenia się lub wzmocnienia wspólnoty podzielającej określone wartości. Pluralista będzie zmierzał w działaniu politycznym do zbudowania pola kompromisu między różniącymi się grupami, monista i radykał kompromisu nie uznaje. Pluralista będzie próbował negocjować, monista i radykał postawi na swoim, nie bacząc na cenę. Od „segregatorów” do „lawirantów” Oczywiście można twierdzić, że domniemany monizm i radykalizm PiS jest następstwem złych, nieudolnych rządów poprzedników albo że nie ma w tym nic niezwykłego, bo – jak partie mają w zwyczaju – PiS robi to czysto instrumentalnie, ze względu na chęć utrzymania władzy. Fakty jednak zmuszają do przeciwnej oceny. Trudno bowiem znaleźć takie uwarunkowania, które uzasadniałyby monistyczną postawę i radykalizm partii rządzącej. Są to zresztą cechy rządów nieodpowiedzialnych, skłaniające do wątpienia w kompetencje pisowców do prowadzenia umiarkowanej polityki w warunkach demokracji liberalnej. Polityka PiS zaczyna powodować straty jednych grup społecznych kosztem drugich. Część obywateli nie będzie mogła w pełni swobodnie decydować o swoim życiu, będą tej możliwości – naturalnej, jak mogłoby się zdawać – pozbawieni. Pocieszające jest spostrzeżenie prof. Brygidy Kuźniak, że „rewolucyjne kły” zwycięskich partii z czasem się stępiają, bo sprawujący władzę muszą w końcu godzić się na liczne kompromisy – na tym wszak polega demokratyczna polityka. Na razie jednak burza „dobrej zmiany” nie mija, niszcząc kolejne instytucje i wywołując kolejne konflikty społeczne, co wynika wyłącznie z prowadzenia polityki bezkompromisowej i gruboskórnej. Zanim PiS uzna, że ten rodzaj polityki nie jest efektywny i zagraża pozycji tego ugrupowania, można się spodziewać, że rządzący przejdą osobliwą ewolucję postaw. Do zobrazowania potencjalnego rozwoju wypadków posłużę się określeniami zaproponowanymi przez Richarda Bellamy’ego. Najpierw, gdy większość sporów PiS rozstrzygnie po swojej myśli, politycy tej partii przyjmą postawę „segregatorów”, którzy są okopani na swoich pozycjach i kierują

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 41/2016

Kategorie: Opinie
Tagi: Piotr Obacz