Jak mocno trzeba być najaranym – tak lewicowe media komentują przymiarki do czarno-zielono-żółtej koalicji Korespondencja z Berlina Mimo nieustającego huku prawicowych armat i wbrew rozbudzonym wiosną przez lewicowe media nadziejom na czerwono-czerwono-zieloną koalicję, opartym zresztą na realnych przesłankach, Angela Merkel niedługo rozpocznie czwartą kadencję jako szefowa niemieckiego rządu. Sondaże już od wielu tygodni zwiastowały, że pierwsza kanclerka w historii Niemiec przedłuży swój mandat, dorównując w panteonie chadeków dawnemu mentorowi Helmutowi Kohlowi. W wyborach parlamentarnych 24 września blok partii CDU/CSU uzyskał ostatecznie 33% głosów. To najgorszy wynik dla chadeków od 1949 r. Na drugim miejscu uplasowała się SPD, na którą głosowało 20,5% wyborców. Dla socjaldemokratów z kolei ten wynik jest najgorszy w całej historii, od 1863 r. Do wielkich wygranych należy przede wszystkim antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec, na którą zagłosowało aż 12,6%. W Saksonii AfD zdobyła nawet 27% głosów, wyprzedzając CDU, która była dotąd największą siłą polityczną w tym landzie. W niektórych miejscowościach na terenie byłej NRD populiści zdobyli 40% głosów. Szczególnie Saksonia uchodzi za ognisko oporu wobec imigrantów. W Dreźnie od 2014 r. demonstruje Pegida, podsycając lęki przed islamizacją Zachodu. Jednak AfD odniosła też sukces w zachodnich miastach, takich jak Gelsenkirchen i Heilbronn (ok. 17%), a także w Bawarii, gdzie CSU straciła na rzecz ultraprawicy niemal 11%. To tutaj we wrześniu 2015 r. docierały co tydzień setki tysięcy uchodźców. AfD stała się tym samym trzecią siłą w parlamencie. Do zwycięzców mogą się zaliczać również liberałowie z FDP, którzy po czterech gorzkich latach politycznej absencji znów znaleźli się w Bundestagu (10,7%). SPD w opozycji Już w wyborczą niedzielę szef SPD Martin Schulz dał do zrozumienia, że wyklucza opcję kolejnej Wielkiej Koalicji. W ten sposób wszedł w paradę politykom AfD, którzy w przypadku kontynuacji współpracy chadeków i socjaldemokratów byliby w Bundestagu liderami opozycji. – Przyszły parlament potrzebuje silnej lewicowej opozycji – przekonywał Schulz w tradycyjnej powyborczej „Elefantenrunde”. Toteż pojednawcza retoryka, którą raczył swoją kontrkandydatkę jeszcze podczas niedawnej debaty telewizyjnej, ustąpiła kąśliwym komentarzom. A ustępująca minister pracy i nowa szefowa klubu parlamentarnego SPD Andrea Nahles po ostatnim posiedzeniu koalicji CDU-SPD powiedziała bez ogródek: – Dziś było jeszcze zgodnie i przyjemnie, ale od jutra będą dostawać w mordę. Angela Merkel, owszem, będzie rządzić, ale chyba nigdy nie miała przed sobą tak trudnych rozmów koalicyjnych. Wprawdzie słaby wynik chadeków, kapitulacja SPD i sukces ksenofobicznej AfD nie stanowią jeszcze politycznego trzęsienia ziemi, lecz aby utrzymać się przy władzy, Merkel musi zawrzeć egzotyczny sojusz z FDP i Zielonymi, czyli tzw. koalicję jamajską (od czarno-zielono-żółtych barw flagi tego kraju). Z najsłabszej pozycji przystępują do tych negocjacji Die Grünen, którzy uzyskali ledwie 8,9%, zająwszy ostatnie miejsce (za Lewicą – 9,2%). Ale bez nich Merkel będzie skazana na rząd mniejszościowy (nawet przy porozumieniu z FDP) lub na rozpisanie kolejnych wyborów. Nowa konstelacja polityczna nad Sprewą wiele mówi o chwilowych nastrojach społecznych, w zarządzaniu którymi Merkel już się nie sprawdza. Wynik wyborczy jej partii jest nie tylko karą ze strony konserwatywnych wyborców, lecz także dowodem, że strategia demobilizacji elektoratów innych ugrupowań po raz pierwszy się nie sprawdziła. Kluczem do sukcesu Merkel była bowiem zawsze umiejętność rozbrajania oponentów poprzez włączanie ich głównych postulatów do programu CDU. Tak było choćby w przypadku ustaw o płacy minimalnej i parytetów, czym zaszkodziła głównie SPD. Natomiast przyjęciem w 2015 r. miliona imigrantów, zarzuceniem energetyki atomowej i walką o ochronę klimatu Merkel podważyła rację istnienia partii Zielonych. Zrobiła to tak skutecznie, że potem mogła sobie pozwolić na poparcie pomysłu małżeństw jednopłciowych. Bundestag przegłosował tę ustawę, a Merkel – aby zaspokoić konserwatywne zaplecze – sama zagłosowała przeciw. Tyle że odtąd nawet niektórzy zagorzali zwolennicy coraz częściej zarzucali jej, że wyzuła swoją partię z treści. Sprawnie paraliżowała lewicową opozycję, ale sprowokowała wiatr z prawego brzegu, który przewiał część jej elektoratu do FDP i AfD. Erika Steinbach, niegdyś jedna z bardziej rozpoznawalnych twarzy










