Niewidzialna ręka przyszłości

Niewidzialna ręka przyszłości

youtube.com

Wszczepianie ludziom elektronicznych czipów to robotyzacja czy niewolnictwo? W wyreżyserowanym przez Kurta Wimmera utopijnym thrillerze science fiction „Equilibrium” z 2002 r. ludzkość przedstawiona jest jako zbiorowisko pozbawione emocji. Sztuka i kolory są zakazane, książki palone, a mieszkańcy postapokaliptycznego miasta posłusznie wykonują polecenia przełożonych. Totalna kontrola umysłów została osiągnięta przez regularne faszerowanie ludzi specjalnymi tabletkami, które zagłuszają wrażliwość na emocje i otępiają intelektualnie. Główny bohater decyduje się odstawić reżimowe tabletki i przechodzi na stronę rebeliantów chroniących sztukę przed zniszczeniem. Jeszcze niedawno „Equilibrium” i podobne produkcje, inspirowane klasykami politycznych i technologicznych antyutopii, takimi jak „Rok 1984” George’a Orwella, wydawały nam się fikcją interpretującą przyszłość w czarnych barwach. Teraz, zarówno z powodu nagłych zmian sytuacji politycznej, jak i postępu technologicznego, przychodzi nam takie wizje powoli akceptować jako możliwe scenariusze rozwoju cywilizacji. Przyszłość przestała grzecznie czekać za progiem na swój moment. Ochotnicy na start Dość boleśnie mogą się o tym przekonać pracownicy firmy Three Square Market w amerykańskim stanie Wisconsin. Ich pracodawca, producent automatów sprzedających napoje i przekąski w biurach, zaproponował pilotażowy program częściowej automatyzacji pracy. Przy czym nie będzie to automatyzacja w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Ochotnikom, którzy się zgłosili do programu (wystartował 1 sierpnia), między kciukiem i palcem wskazującym ich dominującej ręki zostanie wszczepiony mikroczip. Ma on przyśpieszyć wykonywanie najbardziej podstawowych operacji w pracy. Za pomocą wszczepionego podzespołu pracownicy będą w stanie włączyć swój komputer, zalogować się do wewnętrznego systemu, przejść przez kontrolę bezpieczeństwa w biurze, zapłacić bezgotówkowo za produkty nabyte na terenie firmy, a nawet wymieniać się danymi kontaktowymi czy przechowywać dane medyczne i historię chorób. Wszystko to dzięki machnięciu dłonią. Koszt wszczepienia implantu, ok. 300 dol., pokrywa pracodawca, który zapewnia, że czipy są bezpieczne dla zdrowia i nie będą służyły do zbierania żadnych dodatkowych informacji. Nie mają np. odbiornika GPS, pozwalającego na lokalizację ich właściciela. Teoretycznie zatem czipy mają być ułatwieniem w pracy, a nie kolejnym narzędziem kontroli. Projekt Three Square Market nie jest pierwszym tego typu na świecie. Podobne rozwiązanie dla swoich pracowników wprowadziła na początku tego roku szwedzka firma Epicentre. Co ciekawe, program zebrał niemal wyłącznie pozytywne recenzje. Szwedzcy pracownicy podkreślali w wywiadach, że nie martwią się o kwestie prywatności i wrażliwych danych. Przeciwnie, ekscytowała ich perspektywa bycia testerem nowego wynalazku. Oczywiście należy brać tu pod uwagę kontekst krajowy i fakt, że Szwecja ma jeden z najlepszych w Europie systemów ochrony danych przechowywanych cyfrowo, więc zaufanie obywateli do nowych rozwiązań nie dziwi. Ale nie wszyscy podzielają entuzjazm dla stopniowego przekształcania pracowników w jednostki możliwe do elektronicznego kontrolowania. John Kass, felietonista „Chicago Tribune” i jeden z bardziej znanych amerykańskich komentatorów zmian na rynku pracy, zauważa, że kwestia wszczepiania mikroczipów wywoła debatę o etycznych aspektach automatyzacji w tym ujęciu. Jak sam pisze, już niebawem możemy być świadkami nowego podziału – na ludzi będących pro-chip i pro-human, tak jak w debacie na temat aborcji. Kass sam definiuje się jako entuzjasta czipowania, podkreślając, że nie można porównywać tego z niewolnictwem czy jakąkolwiek formą totalitarnej kontroli, głównie dlatego, że jest ono dobrowolne. Nie ma bowiem firm, instytucji czy organizacji, które zmuszałyby swoich członków do noszenia implantów. Z kolei w miarę rozwoju technologii korzyści tego rozwiązania wydają się nieograniczone. Nic, tylko czerpać z dobrodziejstw przyszłości, zwłaszcza jeśli pozwalają one zaoszczędzić choć odrobinę czasu. Z chipem do sądu Mało kto jednak zgadza się z Kassem. Większość felietonistów zwraca uwagę, że pomysł wszczepiania implantów stanowi też precedens w świetle prawa pracy. Jakkolwiek by na to patrzeć, jest to fizyczna ingerencja w ciało pracownika. Prawnicy z ACLU, amerykańskiej organizacji pozarządowej walczącej o prawa mniejszości i osób pokrzywdzonych przez administrację publiczną, podkreślają też, że skokowe postępy technologiczne muszą jak najszybciej znaleźć odzwierciedlenie w amerykańskim prawie. Legislatorzy nie nadążają bowiem za nowinkami technicznymi, przez co kwestię czipowania reguluje jedynie aneks do kontraktu pracownika. Łatwo więc sobie wyobrazić, która strona miałaby większe szanse w sądzie w przypadku konfliktu bądź naruszenia zasad

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 32/2017

Kategorie: Nowe Technologie
Tagi: rynek pracy