Można by rzec, że minister Jacek Czaputowicz swoje w MSZ już zrobił. Bo pozbył się ludzi Witolda Waszczykowskiego i Jana Dziedziczaka. Dodajmy, że pozbył się w sposób jak najbardziej PRL-owski, czyli wysyłając w ambasadory.
Na przykład Krzysztof Strzałka, wicedyrektor Departamentu Polityki Publicznej i Kulturalnej, został ambasadorem w Bratysławie. Ten departament – jego dyrektorką była Małgorzata Wierzejska – podlegał wiceministrowi Dziedziczakowi. No i zapisał się mało ciekawie w historii MSZ, bo trudno nazwać nachalne promowanie filmu „Smoleńsk” i temu podobne brewerie albo nieformalne zapisy na niepisowskich twórców, np. na Olgę Tokarczuk, jakąś rozsądną polityką państwa.
Na placówkę udał się też Artur Dmochowski, który był rzecznikiem MSZ w czasach Waszczykowskiego. O, to barwna postać! Zaczynał jako działacz NZS i w ogóle antykomunistyczny. Potem, już w III RP, pracował na zmianę w mediach i w dyplomacji. A funkcję rzecznika MSZ objął w listopadzie 2015 r., wprost z fotela redaktora „Gazety Polskiej”. W maju 2016 r. został prezesem PAP. W listopadzie 2017 r. został z PAP odwołany. Wrócił więc do Waszczykowskiego, który ustanowił go dyrektorem Akademii Dyplomatycznej, co już było zupełnym nieporozumieniem. Ale w styczniu 2018 r. Waszczykowski padł, a Czaputowicz wysłał Dmochowskiego na ambasadora do Czarnogóry.
„Polityka” piórem Krzysztofa Burnetki poświęciła mu krótki felieton zatytułowany: „Kim jest Artur Dmochowski, który doprowadził PAP na skraj bankructwa?”. Czytamy w nim, że Dmochowski zadłużał PAP, m.in. żeby mieć pieniądze na pensje zarządu.
Burnetko pisze zresztą tak: „Artur Dmochowski – jako antykomunista – musiał słyszeć, że jednym z podstawowych filarów tego systemu była reguła nomenklatury. Sprowadzała się ona do tego, że partia nie tylko mianowała swoich wiernych funkcjonariuszy na intratne stanowiska, ale też nie pozwalała im umrzeć z głodu, kiedy – przez niekompetencję bądź inne ułomności – powinęła im się noga. W razie wpadki przesuwano ich najwyżej na inne stanowisko, a dzięki temu stawali się jeszcze wdzięczniejsi i wierniejsi”.
I tak wierny i wdzięczny wyjechał do Czarnogóry. Placówka piękna, góry, morze. Ludzie płacą grube pieniądze, żeby tam pojechać choćby na dwa tygodnie. A jemu jeszcze za to dają pieniądze. To jest fart.
Wreszcie wisienka na torcie – pani Barbara Ćwioro. Była szefową Departamentu Europejskiego i to był jedyny merytoryczny departament bezpośrednio podległy ministrowi. W ten sposób stała się ona w MSZ równa wiceministrom. A może i od nich ważniejsza.
Jej znajomość z Waszczykowskim jest zresztą długa, bo jeszcze z czasów Teheranu – on był tam ambasadorem, a ona, absolwentka iranistyki, stażystką.
W roku 2015 Barbara Ćwioro miała jechać na ambasadora do Teheranu, przeszła nawet przesłuchanie przed sejmową Komisją Spraw Zagranicznych. Ale PiS wygrało wybory, więc została w MSZ, by pracować z Waszczykowskim.
A teraz jedzie na ambasadora do Czech. Teheran, Praga… Podczas przesłuchania w Sejmie posłanka Gosiewska przypominała jej, że o Iranie mówiła pięknie i z pasją, a o Czechach z kartki. Ta zaś odpowiadała, że Czechy też ciekawe.
Owszem, zwłaszcza gdy w Warszawie już nic ciekawego dla niej nie ma.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy