Nieleczony bezdech senny grozi udarem lub zawałem serca – 65, 66, 67, a potem wreszcie: chrrrrrrrrrrrr. U mojego męża coś takiego występuje co kilka minut, czasami muszę odliczyć do 100, nim znów nabierze powietrza. Tak brzmi typowa relacja dotkniętej przez los małżonki podczas konsultacji u lekarza specjalisty od bezdechu sennego. Nieliczni lekarze rodzinni, niemal wszyscy pneumologowie, ale też laryngolodzy i neurolodzy są zarazem specjalistami od zaburzeń snu i mogą z reguły przeprowadzić tzw. poligrafię, czyli badanie wielu parametrów za pomocą urządzenia rejestrującego. Oprócz tego w miastach działają laboratoria badań snu, które są w stanie jeszcze dokładniej rozpoznać zaburzenia oddychania podczas snu i dostarczyć dane konieczne do wdrożenia terapii. Ale po kolei. Pneumologowie są często specjalistami od zaburzeń snu, ponieważ płuca w końcu także nocą odpowiadają za oddychanie. Poranna wizyta w laboratorium snu należy do moich ulubionych dla tych magicznych momentów, gdy pacjent budzi się po kilku godzinach spokojnego snu. Znaczna część tej magii jest w gruncie rzeczy banalna – to powietrze. Za pomocą powietrza można łatwo wyeliminować niebezpieczne przerwy w oddychaniu, znów zjednoczyć w łóżku pary małżeńskie, wykończonym, śniętym ludziom dostarczyć solidną, nową porcję energii. Pacjenci, którzy przez całą noc nie musieli bronić się przed uduszeniem, budzą się rano jak nowo narodzeni. Czy partner/partnerka chrapie spokojnie i regularnie? W takim razie wprawdzie nie może się pani/pan wyspać, ale przynajmniej nie musicie się martwić, że to chrapanie mogłoby być niebezpieczne. Obciążające jest ono bowiem przede wszystkim dla tego, kto przez całą noc nie może zmrużyć oka. Dla chrapiącego niebezpieczne są przerwy w oddychaniu. Często pierwszy niepokojący symptom polega na tym, że chrapanie następuje z różnym natężeniem dźwięku. To swego rodzaju zwiastun, że sen może być przerywany przez przerwy w oddychaniu. Dotknięta tą przypadłością osoba budzi się rano i jest tak samo zmęczona i rozbita jak przed pójściem spać. (…) Kto albo co sprawia, że dochodzi do niebezpiecznych przerw w oddychaniu? Spora część problemu tkwi w języku. Nasz język nie jest bowiem już taki, jaki był kiedyś. W toku ewolucji urósł i nabrał elastyczności (…). Dopóki chodzimy, stoimy lub siedzimy, nie ma problemu. Podczas leżenia, przede wszystkim na plecach, i gdy podczas głębokiego snu spada napięcie mięśni i otwierają się usta, język powoli przesuwa się do tyłu. Wszystko to następuje tym łatwiej, że język przyrasta tylko nasadą do kości gnykowej, bezpośrednio nad krtanią, i tym samym w najgłębszym punkcie gardła. Sporo ludzi chrapie także, leżąc na boku, ewentualnie borykają się z przerwami w oddychaniu, najczęściej jednak objawy w tej pozycji nie są tak bardzo dokuczliwe. Kiedy jednak leżymy na plecach, język w zasadzie nie ma innego wyjścia, jak opadać, i to może potem prowadzić do poważnych niedoborów w dostawach powietrza. W czasie snu język stopniowo obraca się wokół punktu do tyłu w dół i dotyka tylnej ściany gardła. Następnie śpiący zaczyna chrapać, ciszej lub głośniej. Kiedy język całkiem zatka gardło, może dojść do całkowitego zatrzymania oddychania. Im mocniej śpiący wciąga powietrze, tym mocniej język tarasuje gardło. Właz jest zamknięty, grodzie szczelne i wszystko wiedzie ku zgubie. Siny we śnie Śpiący wciąga powietrze i wciąga, ale nic się nie dzieje. Powoli sinieje, a ja podziwiam moje współpracownice w laboratorium snu, które spokojnie się temu przyglądają, bo zapewne wiedzą, że nic złego się nie wydarzy. (…) U niektórych pacjentów przerwy trwają do 90 sekund albo nawet dłużej i zdarza się, że oddychanie zatrzymuje się od 200 do 300 razy na noc. Wtedy naprawdę nie ma żartów. (…) Wróćmy do konsekwencji bezdechu sennego. Cierpi na tym zaopatrzenie w tlen. Im dłużej trwają przerwy w oddychaniu, tym bardziej dotkliwy jest deficyt w dostawach tlenu, co jest naturalnie problemem dla wszystkich komórek w ciele. W końcu nie jest przygotowane do tego, by radzić sobie z dłuższymi brakami tlenu – nawet 60 czy 90 sekund bez oddychania może zaszkodzić wrażliwym na brak tlenu narządom, takim jak mózg i serce. Uspokajam jednak: chrapiąc, nie zadusimy się własnym językiem. Z reguły jest to niemożliwe – dopóki mówimy o spaniu! Mamy bowiem w móżdżku centrum alarmowe, które










