Dla ludzi dobrze wykształconych MSZ jest średnio atrakcyjnym miejscem spędzenia życia.
16 listopada MSZ obchodziło Dzień Służby Zagranicznej, więc pozostańmy w uroczystej atmosferze.
Tę atmosferę wysokiego „c” zapewnił prezydent, który odznaczył Krzyżem Oficerskim i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski 14 dyplomatów. I tym samym uświetnił uroczystość.
Szkoda jedynie, że nie przygotował na tę okoliczność krótkiego wystąpienia, tylko improwizował. Bo wyszło tak: „Jest dla mnie ogromnym źródłem satysfakcji to, że mogę dzisiaj tu, w Pałacu Prezydenckim, podziękować. Podziękować wszystkim odznaczonym, podziękować w imieniu całej Polski, całego narodu. Podziękować także instytucji, którą Państwo reprezentujecie, w ramach której pracujecie dla dobra naszej ojczyzny. Serdecznie dziękuję. A jest za co dziękować”.
Za to min. Sikorski miał napisane przemówienie, które zaraz zostało dokładnie przeanalizowane. Po pierwsze, w MSZ zgadywano (to tradycyjna zabawa), kto je ministrowi napisał. Lub też, mówiąc dokładniej, kto wycisnął na nim największe piętno.
Ponieważ w przemówieniu ministra są różne cytaty, trop wiedzie w kierunku Jakuba Wiśniewskiego, szefującego w Departamencie Strategii i Planowania. Dyrektor znany jest z tego, że ma pod ręką kompendium różnych cytatów i stosownie do potrzeby nimi się posługuje. Pewnie myśli wtedy, że jest erudytą, a to, co pisze, mądrze wygląda.
Ha! Ponieważ jest święto, nie będziemy zbyt intensywnie wyprowadzać go z błędu i przekonywać, że zadanie MSZ-owskiego stratega polega na czym innym.
Kolejną osobą, na którą wskazywano, był pełnomocnik ds. informatyzacji. Minister chwalił się różnymi gadżetami prawie przez jedną trzecią wystąpienia, że BlackBerry mają szyfrujące nakładki i że z kosmosu stale obserwujemy nasze ambasady (nie powiedział, ile MSZ za to płaci, wielka szkoda…) itd. Nie wspomniał, niestety, czy MSZ troszczy się o to, czy dyplomaci wypracowują kontent, który przez te cudowne urządzenia mogą przesyłać. Nie zająknął się też, chwaląc się nowymi siedzibami placówek, o budynku ambasady RP w Berlinie…
Za to dużo mówił, jak dba o pieniądze dla ludzi pracujących w MSZ. Przypomniał, że za jego kadencji pensje w MSZ wzrosły o 15%. I zaraz szybko nadmienił, że to i tak bardzo mało. I że dla ludzi dobrze wykształconych MSZ jest średnio atrakcyjnym miejscem spędzenia życia.
Chwaląc ministra za umiejętność przyciągania pieniędzy do MSZ, warto jednak zwrócić uwagę, że w wyścigu po pensje administracja rządowa zawsze przegra z biznesem. I że do dyplomacji przychodzi się z innych powodów.
I o tej specyfice, i o swoistym etosie służby zagranicznej, która potrafi „wkręcić” na 100%, za mało w dzisiejszym MSZ się mówi. Może zmieni to Państwowy Instytut Służby Zagranicznej, który chce powołać minister? (Jak rozumiemy, rozwijając Akademię Dyplomatyczną?). Ale to już dyskusja na inny czas…
Attaché
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy