Spotkała się na korytarzu grupa pracowników i zastanawiała się nad kluczem, który przyświeca ministrowi Sikorskiemu przy obsadzie placówek. O co mu chodzi? Na czym zależy mu najbardziej, a na czym mniej? Jakie są jego priorytety? Wnioski z tej dyskusji nie były budujące. W ostatnim czasie mieliśmy cztery oficjalne nominacje ambasadorskie, Jadwiga Rodowicz została ambasadorem w Japonii, Jarosław Starzyk w Szwajcarii, Wiesław Tarka w Chorwacji, a Michał Murkociński w Syrii. Z tej czwórki Starzyk i Tarka mieli jechać na placówki jeszcze za czasów min. Anny Fotygi. Starzyk, który kierował Departamentem Unii Europejskiej, miał być ambasadorem w Hiszpanii, a Wiesław Tarka, który za czasów PiS był wiceministrem spraw wewnętrznych, miał być ambasadorem w Austrii. Ale procedury związane z ich wyjazdami zostały zablokowane, gdy tylko PiS straciło władzę. Zablokowane, jak się okazało, tylko na jakiś czas. Obaj za granicę jadą i jest to wyraźny sygnał, że między ministrem Sikorskim a Kancelarią Prezydenta funkcjonuje jakaś umowa. Ale dalej jest gorzej – bo obaj pojechali nie na tam, gdzie mieli jechać, co gorsza, wygląda na to, że wybrano im ambasady w sposób kompletnie przypadkowy. Dlaczego nie pojechali tam, gdzie mieli jechać? Pomińmy fakt, że byli z PiS-owskiego rozdania, bo to już nie przeszkadza. Otóż nie pojechali, dlatego, że ich placówki zaklepali sobie inni. Do Madrytu zamarzył sobie wyjechać Ryszard Schnepf, więc Starzyk musiał mu ustąpić. I to jest prawdziwy powód decyzji Sikorskiego. W sumie – skandaliczny. Bo okazuje się, że niemal gotowa nominacja ambasadorska do Hiszpanii została zablokowana nie z powodów politycznych (premier i minister nie ufają nominatowi prezydenta), nie z powodów merytorycznych (kandydat prezydenta nie ma kompetencji, by pełnić tę funkcję), tylko z powodu prywaty – do zwycięskiej ekipy przykleił się człowiek i trzeba mu załatwić placówkę. A co ze Starzykiem? A niech jedzie gdziekolwiek indziej. I mamy taką sytuację: Starzyk jest anglojęzyczny, to specjalista od Unii Europejskiej, i nie zna niemieckiego. Więc wysyła się go do Berna, gdzie niemiecki trzeba znać, i do kraju, który członkiem Unii nie jest. Identyczna sytuacja jest z Wiesławem Tarką. To człowiek kojarzony z Lechem Kaczyńskim, pracował u niego w ratuszu, potem był wiceministrem spraw wewnętrznych. Tarka jest germanistą z wykształcenia, studiował też w Niemczech, zna szwedzki, więc jest specjalistą od państw skandynawskich oraz germańskich – Niemiec, Austrii, może też jechać do Szwajcarii. Ale jedzie do Chorwacji. Dlaczego? Bo do Austrii postanowił pojechać Jerzy Margański, też człowiek nowego zwycięskiego układu. Oto więc klucz do obsady placówek – towarzyski. A gdy brakuje kolegów, mogą jechać inni. Więc Michał Murkociński, arabista z wykształcenia, zawodowy dyplomata, jedzie do Syrii. Znaczy się, Damaszek nikogo z kolegów ministra nie interesuje. A Jadwiga Rodowicz, japonistka, jedzie do Japonii. Choć tam akurat wypadałoby wysłać kogoś dobrze w kraju umocowanego, z politycznymi układami, bezpośrednim przełożeniem na rząd i sfery gospodarcze. Na takiego człowieka Japończycy czekają do lat. Dostają sympatyczną, kompetentną panią, specjalistkę od ikebany i lepiej znającą Japonię niż Polskę. To też zapiszmy na konto ministra Sikorskiego. Share this: Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on Telegram (Opens in new window) Telegram Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email Click to print (Opens in new window) Print