Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Pewien tygodnik opublikował, pełen oburzenia, listę nazwisk ambasadorów, którzy w oświadczeniach przyznali się, że współpracowali ze służbami specjalnymi PRL. Mój Boże, a cóż to za grzech? Tak się dzieje w świecie, że służby dyplomatyczne i konsularne przemieszane są z tymi innymi, to nikogo nie dziwi. Za to bardzo dziwi ujawnianie tej współpracy – warto pamiętać, jaki był skandal, gdy w USA jedna z gazet napisała, że żona ambasadora była pracownikiem CIA… Ten polski ekshibicjonizm traktowany jest więc na świecie użytkowo. No i z pewnym dystansem – bo przecież trzeba zawsze założyć, że ci, którzy stosownych oświadczeń nie napisali, również mogą współpracować (w rozmaitej formie), ale ze służbami III RP. Tyle o tygodniku, a teraz o MSZ, które ogłosiło, że rozpoczyna operację zwalniania pracowników, tak żeby wykazać się oszczędnościami. MSZ przy okazji pochwaliło się, że zwolnienia konsultowano z zakładowym związkiem „Solidarność”. Cóż, to tylko pokazuje, jakiej wartości jest ten związek. W centrali raczej mało kto wierzy, że te zwolnienia będą kierowały się jakąś logiką, raczej uważa się, że dotkną tych, którzy kolą w oczy. Tym sposobem MSZ powoli będzie się przekształcało w korporację, która przede wszystkim zajmuje się sobą. W której departamenty merytoryczne będą zepchnięte na daleki plan, bo sprawiają kłopoty, bo ich konstatacje wymagają podejmowania decyzji, prowadzenia jakiejś polityki. I w której przyszłość należy do departamentów obsługujących szefa i pilnujących personelu. Czy przesadzamy? Jedną z ważnych postaci w MSZ, cieszących się zaufaniem ministra Sikorskiego, jest pan Maciej Wnuk. Został on ściągnięty z MON, ku wielkiej zresztą radości tamtejszej kadry. Pan Wnuk bada oświadczenia majątkowe pracowników MSZ, by wyłapać sprawy korupcyjne. W tym celu opracował formularze, które urzędnicy MSZ muszą skrupulatnie co roku wypełniać, a on je porównuje, bacząc, czy komuś majątek nie przyrósł. Pan Wnuk ma sukcesy – ogłosił, że 95% oświadczeń wykazuje błędy formalne. Znaczy się, zostały wypełnione inaczej, niż sobie życzył. W naszej opinii to raczej wynik źle opracowanych formularzy, wielostronicowych, szczegółowych, z niejasnymi poleceniami. Ha! Potem taki śledczy wzywa byłego ambasadora i przez pół dnia go odpytuje. Drugim bastionem nowego korporacyjnego porządku są piony obsługujące szefa. Puchną w szybkim tempie. W sekretariacie ministra naliczyliśmy 78 osób! Do tego dochodzi gabinet polityczny i biuro rzecznika prasowego. Czy to nie za dużo? A jednocześnie zapomina się o egzekwowaniu od pracowników tak banalnych spraw jak zaświadczenia o znajomości języków obcych. A przecież po to, by otrzymać stopień dyplomatyczny, trzeba mieć odpowiedni staż pracy w MSZ i zdany egzamin przynajmniej z jednego języka obcego (w niektórych przypadkach z dwóch). Tymczasem wnioski o przyznanie stopnia w trybie warunkowym złożyło ok. 200 osób (lista jest tajna). A w pewnej części złożyły je osoby, które już wcześniej korzystały z pięcioletniego okresu próbnego. Znaczy się, przez pięć lat nie nauczyły się języka obcego. Ciekawe, jak pracowały. Ale czy w tej korporacji to jest jakiś problem? Attaché Share this: Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on Telegram (Opens in new window) Telegram Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email Click to print (Opens in new window) Print

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 31/2011

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché