Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Kilka miesięcy temu pisaliśmy o pomysłach ambasadora RP w Kinszasie, Tadeusza Kołodzieja. Ambasador słał do Warszawy clarisy, że oto zakłada w stolicy Konga filię Uniwersytetu Warszawskiego. W filii mieli uczyć profesorowie z Warszawy, którzy mieli przylatywać do Kinszasy na dwutygodniowe wykłady. Prowadzone w języku polskim, bo studenci mieli się również uczyć naszego języka. Ambasador twierdził, że wszystko jest opracowane – całe przedsięwzięcie miało finansować czesne pobierane od kongijskich studentów (w wysokości 1000 dol. za semestr, w kraju, w którym przeciętny dochód wynosi 100 dol.) oraz granty, które ambasador obiecywał zdobyć w Unii Europejskiej. Filia miała ruszyć już w lutym 2002. Zamiary były wielkie, ambasador trąbił o nich w gazetach w Kinszasie i w Warszawie. Urzędnicy w naszym MSZ chodzili bladzi, a kongijski minister edukacji prosił ambasadora o więcej szczegółów dotyczących planów związanych z filią. Potem do Warszawy zaczęły docierać inne informacje. Na przykład o tym, jak zorganizował szkołę nauki języków we współpracy ze stowarzyszeniem Amitié Pologne-Congo. Przewodniczący stowarzyszenia wyłożył własne pieniądze – 18 tys. dol. – na zakup komputerów, klimatyzatorów i wynajęcie sali. Interes miał się zwrócić z pielgrzymki do Polski, którą ambasador obiecał Kongijczykom. Wzięłoby niej udział 50 osób. Cel takiej pielgrzymki był jasny – emigracja do Europy. W kraju, w którym wiza do państwa europejskiego kosztuje na czarnym rynku 1,5 tys. dol., każda szansa na wyjazd jest okazją życia. Sęk jednak w tym, że ambasador pielgrzymki nie zorganizował, szef Amitié Pologne-Congo zażądał zwrotu wyłożonych pieniędzy, doszło do karczemnej awantury opisywanej później w listach do polskiego i kongijskiego MSZ. W tym czasie ambasador zdążył popełnić kilka dyplomatycznych gaf, no i pokłócić się ze swoim zastępcą, konsulem Sławomirem Krajczyńskim. Któremu najpierw odebrał obowiązki związane z przyznawaniem wiz, powierzając je osobie nieznającej francuskiego (pytanie dnia: kto ją wysłał do Konga?), a potem eksmitował z zajmowanego mieszkania. Stosunki stały się tak napięte, że do Kinszasy przyjechała kontrola z centrali MSZ. Jej wnioski były jednoznaczne – i ambasador, i konsul zostali odwołani, w połowie kwietnia wrócili do kraju. Na ich miejsce pojechał zawodowy dyplomata. Aha, oczywiście żadna filia Uniwersytetu Warszawskiego nie powstała, Bruksela nie przyznała żadnych grantów, sprawa od początku do końca była humbugiem obliczonym na naiwnych. Ale do dziś jest przedmiotem uszczypliwości ze strony przedstawicieli korpusu dyplomatycznego Kinszasy. Spuśćmy zasłonę milczenia i spróbujmy wyciągnąć najbardziej oczywiste wnioski: nie opłaca się, nawet do Konga, wysyłać ludzi niemających pojęcia, czym jest służba zagraniczna, takich, którzy nie sprawdzili się na mniej wymagających stanowiskach. Eksperymenty kosztują. Rzeczpospolitą. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2002, 2002

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché